73

1.8K 118 155
                                    

Gdy ostatecznie dotarli na miejsce, był środek nocy. Snape miał rację-było okropnie zimno, choć za takie widoki mogła marznąć. Teleportowali się do jakiegoś miasteczka położonego w górach, po których rozciągały się lasy. Wszystko pokrywała dodająca uroku, gruba warstwa śniegu.
-Gdzie jesteśmy?
-Im mniej wiesz, tym lepiej.
-Cudownie, czyli wywiózł mnie pan gdzieś i nawet nie chce powiedzieć w jakim jesteśmy kraju?!
-Planujesz się zgubić?-zapytał, a ona westchnęła z frustracją.
-Z każdą chwilą coraz bardziej. Mogę chociaż wiedzieć dlaczego tu jesteśmy?
-Po składniki, oczywiście. Chyba nie sądzisz, że od razu posłalibyśmy cię na pole walki?
-Wie pan, że istnieją sklepy?
-Ten towar jest zbyt cenny, żeby od tak dostać go w jakimś sklepie.
-Od zawsze wiedziałam, że te eliksiry to tylko przykrywka pod handel narkotykami.
-Autrés!!
-Tak się nazywam.

-Już się kłócicie?
Oboje odwrócili się i zauważyli Charlesa.
-Ty też tutaj?
-Tak. Mam pilnować żebyście się nie pozabijali.
-Powodzenia.-prychnął Snape.
-A poważnie?
-Muszę dostarczyć pewną przesyłkę. Idziemy się w końcu zameldować, czy mam tu zamarznąć?!

~

Nad ranem, Snape zapukał do jej małego, hotelowego pokoju i skrzywił się, widząc, że mimo wczesnej pory dziewczyna nie śpi.
-Miałem tak idealnie okropny plan na obudzenie cię.-mruknął, wyraźnie oburzony tym, że się nie udało.
-Przepraszam, że popsułam panu poranek.-parsknęła.

Kwadrans później spotkali się w lobby i wyruszyli do lasu. Snape parsknął widząc, jak dziewczyna szczelnie owija szyję szalikiem.
-Czego szukamy?-zapytała.
-Tego.-oznajmił, podając jej listę kilku składników, z którymi szybko się zapoznała.-Tych dwóch...-dodał, wskazując na pergamin-...szukasz tuż pod drzewami.
-Ale jesteśmy w lesie, tu jest cholernie dużo drzew!-jęknęła.
-Język.-skarcił ją. Wywróciła oczami.-Kontynuując, pozostałymi zajmę się ja.
-Nie moglibyśmy użyć Accio, czy czegokolwiek podobnego?
-Uważasz, że zabierałbym cię tutaj, gdyby to było tak proste?
-Po panu można się wszystkiego spodziewać.

Proces poszukiwawczy był tak samo nudny, jak szukanie grzybów. Przedzierali się przez zaspy śniegu, poszukując konkretnych roślin, a gdy w końcu jakieś znaleźli, trzeba je było odpowiednio wydobyć z ziemi (niewłaściwe odcięcie wystarczyło, by cała praca poszła na marne), ochronić kilkoma zaklęciami i bezpiecznie włożyć do fiolki. Następnie, powtórzyć niewiadomą ilość razy.

-Czy gdzieś niedaleko jest stok narciarski?
-Jeździsz?
-Pytałabym, gdyby było inaczej? Zaczęłam mając pięć lat i od tamtego czasu nie opuściłam żadnego sezonu.
-Jest kilka wyciągów.-odparł.
-A pan jeździ?
-Oczywiście.
-Oh, i zakładam, że zaraz pan doda, że jest pan w tym mistrzem?
-Jak niemal w każdej dziedzinie.-odpowiedział z wyższością. Nie wiedziała czy żartował, czy naprawdę jest tak narcystyczny. Anne uśmiechnęła się złośliwie i ruchem dłoni rzuciła zaklęcie, które sprawiło, że gałąź, pod którą przechodził akurat Snape, zrzuciła z siebie warstwę śniegu. Nie potrafiła opanować śmiechu, nawet, gdy rzucił jej pełne furii spojrzenie.

-Pożałujesz tego.-syknął takim głosem, że szczerze się przestraszyła.
-Z pewnością, ale było warto.

Faktycznie, nie pozostał jej dłużny. Nie minęło kilka minut, a podłożył jej nogę, powodując, że wylądowała twarzą w śniegu.
-Dżentelmen.-prychnęła, odwracając się na plecy.-Już? Uratował pan swój honor?
-Mogłaś się spodziewać, że się zemszczę.-parsknął.-Idziemy dalej.
-O, nie. Ja się stąd nie ruszam, przynajmniej na razie!
-Autrés, nie mam czasu na twoje fanaberie.
-Trudno.-mruknęła, zamykając oczy.
-Przeziębisz się.
-Zdarza się.-odparła, nie ruszając się choćby o milimetr. Snape warknął coś pod nosem. Pisnęła, gdy poczuła, jak podnosi ją i przerzuca przez ramię, a następnie idzie dalej.

Zimna herbataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz