♥ Epilog ♥

27 4 0
                                    

 Tego dnia pogoda była pochmurna, lecz nie ponura. Pojedyncze promienie słoneczne przebijały się oświetlając ziemię. Czarna trumna została już przeniesiona w miejsce pochówku, a wszyscy zebrali się wokół niej. Było to średnie grono osób, wszyscy ubrani nienagannie według reguł. Parę z nich już roniło łzy, gdy mistrz ceremonii stanął na piedestale. Była to kobieta około czterdziestki, ubrana w ceremonialną ciemną togę. Długie rude włosy spięła w idealny kok, a równa grzywka przysłaniała ciemnozielone oczy. Rodzina była przeciw ateistycznemu pogrzebowi, jednak przyjaciele zmarłej dopilnowali, by została pochowana tak jak chciała. Mistrzyni ogarnęła wszystkich swoim przenikliwym wzrokiem wciąż zachowując kamienną twarz. Odetchnęła głęboko i zaczęła przemowę.

– Wszyscy zgromadzeni, przybyliśmy tu dziś, by pożegnać Judith, jakże młodą kobietę. Odeszła z własnej ręki, nie cierpiała, zgon przyszedł szybko – zrobiła krótką pauzę, by bliscy mogli cicho zaszlochać. – Co ją skłoniło do tego czynu? Czemu zakończyła swe życie? – tylko kilkoro z nich znało odpowiedź i była to mała grupka najbliższych przyjaciół. – Judith Kiley przyszła na świat drugiego lutego dwa tysiące czwartego roku. Jej stan nie był krytyczny, ale nie był też najlepszy. Niemowlę było bardzo słabe, a niższy odcinek kręgosłupa niebezpiecznie wykrzywiony. Jednak została wypuszczona z rodzicami do domu. Nie była to bogata rodzina, a Judith była drugim dzieckiem. Szybko przekonano się o jej złym stanie zdrowia. Dziecko jeździło na rehabilitacje, było bardzo chorobliwe i większość dzieciństwa spędziło w szpitalu. Niemal odizolowana od rówieśników miała problemy z komunikacją. Z wiekiem Judith zamykała się coraz bardziej w sobie. – rudowłosa znowu przerwała, tym razem by zaczerpnąć powietrza i zastanowić się nad kolejnymi słowami. – Od zawsze była inna, dorośli zauważali jej błyskotliwość, wydawała się znacznie starsza niż na jej wiek. Nikt jej nie rozumiał. Przez swoją "inność" była nękana, dzieci jej nie lubiały. Mała Judith była nadwrażliwa, inaczej widziała świat. Jej psychika została zraniona już w tak młodym wieku. Przeżywała piekło w domu – głos mistrzyni przybrał jednocześnie smutną, ale złą barwę. Próbowała nadać mowie trochę akcji. – Małżeństwo jej rodziców nie było jednym z udanych, a obydwoje rodziciele zmagali się z uzależnieniami i chorobami psychicznymi. Natomiast w szkole była niemal całkiem sama, znienawidzona przez inne dzieci i ignorowana przez ciało pedagogiczne. W takim otoczeniu Judith rozpoczęła wiek dojrzewania, jeden z najtrudniejszych okresów życia. Gdy dotychczas jakkolwiek interesowała kogoś w domu, tak teraz odwrócili się od niej. Matka odeszła, a ojciec zajął się finansami. Nastolatka została pozostawiona sama sobie. Wciąż nękana w szkole, a teraz i w domu przez brata. Zaczęła się buntować, szukać pomocy, ale wciąż nikt jej nie słyszał. I wtedy sięgnęła do nałogu, samookaleczania – parę osób zaczęło się dość niedyskretnie rozglądać wokół. Kobieta popatrzyła na nich rozczarowana. – Walczyła ze swoim nałogiem po dzień swojej śmierci. Nikt nie przyszedł jej na pomoc, jedynie przyjaciele usiłowali jakoś dotrzeć. Dziewczyna pozornie weszła w dorosłość już bez nękającej jej choroby. Nie wiedziała jednak, iż jej depresja jedynie się maskuje. Nieprzygotowana psychicznie na trudy życia zaczęła się gubić. Wewnętrzne demony zatruwały życie, aż doprowadziły ją tutaj. Judith była kochaną kobietą, która przeszła przez piekło, ale mimo to wciąż ważniejsi byli dla niej inni. Była troskliwą i niezwykłą osobą, za którą wszyscy będziemy tęsknić – parę osób już nie hamowała gorliwego szlochu, a inni odwrócili wzrok. Jednak mistrzyni jeszcze nie skończyła. – Jako pożegnanie Judith napisała kilka listów, a niektóre z nich mam przeczytać na głos.

Pomimo tak uroczystej i smutnej chwili pośród ludzi było słychać szepty oburzenia. Rudowłosa nie zwracając na to uwagi wyciągnęła siedemnaście kopert. Zeszła z piedestału i podeszła do tych adresatów, którzy byli obecnie. Następnie wróciła i odczytała pięć listów. W międzyczasie parę osób dyskretnie się wycofało. Gdy mistrzyni skończyła, zachęciła zgromadzonych do wygłoszenia mowy. Kilka osób ruszyły wyrzuty sumienia i we łzach zaczęło przepraszać. Większość rodziny nie chciało się wypowiedzieć na ten temat. Prawdziwi bliscy wypowiedzieli wiele miłych słów.

Tak kończy się historia Judith Kiley...

My Life, nothing specialOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz