♥ 23 ♥

24 6 0
                                    


Drogi pamiętniczku,

 A więc minęły trzy tygodnie. Nawet nie zauważyłam kiedy to minęło, jakby ten czas spierdolił mi z życia. Pamiętam tylko parę „szczególnych" wydarzeń, zanim zacznę je opisywać wolę wyrzucić z siebie co dzieje się obecnie.

Dosłownie jakąś chwilę temu rozdzielałam mojego brata i ojca, ponieważ postanowili dać sobie po pysku. Wydarłam się na nich wyzywając od dzieci, zwracając uwagę, że zachowuję się najdojrzalej z tego towarzystwa. Normalnie zostaje tylko otworzyć domowe przedszkole. Tylko, że od tygodnia jestem chora i przez darcie mordy boli mnie teraz gardło. Super, po prostu zajebiście. Teraz wyżaliłam się przyjaciołom, ale pierdolili głupoty typu : przecież będzie lepiej, jesteśmy z tobą itp. Takie tam kłamstwa. Tylko co mi z tych zapewnień? Nie było ich wtedy kiedy ich potrzebowałam, więc nie wierzę w to pierdolenie. Jednak nie jestem za to zła, że ich nie było. Jestem zła, bo te jebane zapewnienia nic mi nie dają, sama muszę być tu fizycznie i rozdzielać tych debili. Ale co mogą więcej zrobić?

W tej chwili nie interesuje mnie kogo i jak skrzywdzę, teraz w końcu patrzę na siebie, koniec z pocieszaniem wszystkich wokół chociaż ja sama ledwo daję radę! Mam serdecznie dość!

Nie będę już okazywać moich słabości, bo tak to się kurwa kończy, uznają mnie za słabą! Próbują "pomóc", gówno mi z tej pomocy jeśli nie możecie kurwa zrozumieć co czuję i czego naprawdę potrzebuję. Potrzebuję tylko tego, żeby byli przy mnie wtedy kiedy w końcu się załamię psychicznie, czyli akurat teraz, w tej chwili. Potrzebuję ich fizycznie, a nie ich bezsensownego pierdolenia. Super że duchowo są ze mną, ale jakoś kurwa tego nie czuję. Nie będę się już nic odzywać, zamykam się w sobie na nowo. Pierdole to wszystko.

Potrzebuję przerwy od problemów wszystkich. Wszyscy oczekują, że będę dla nich wtedy kiedy tego chcą, ale kiedy ja ich potrzebuję to nikogo nie ma. Kiedy tylko wspominam, że mam problem zostaję całkowicie olana, ponieważ ktoś inny się odezwał w tej samej chwili co ja.

Super, że uważacie, że jestem silna, jednak kurwa w końcu nie dam rady i co wtedy? Nikt tego nie zauważy oczywiście. Nikt nie widzi moich łez i może to dobrze? Zrozumcie wreszcie, że nie będę otwarcie płakać przed wami NIGDY. Nienawidzę współczucia i litości, które zawsze dostaję kiedy tylko uronię pierwszą łzę. Sami mnie odrzuciliście do pokazywania jak bardzo jest źle. Mam dość tego jebanego lekkiego traktowania, co ja kurwa jestem?! Dziecko specjalnej troski?

Skoro już wszystko z siebie wyrzuciłam mogę w końcu przejść do opisywania co działo się przez ostatnie trzy tygodnie.

Zacznę od najdalszego tygodnia. Tygodnia, który zaczął się moimi szesnastymi urodzinami. Osobiście nienawidzę obchodzić urodzin. Po pierwsze dlatego, że dokładnie dwanaście dni później są walentynki – najbardziej znienawidzone przeze mnie święto, co oznacza, że prezenty, które dostaję często mają Walentynkowy motyw. Po drugie urodziny za bardzo kojarzą mi się z moją rodziną, którą obecnie nienawidzę. Moje urodziny zwykle były tym jedynym momentem, który na chwilę łączył nas, zawieszano wszystkie spory byle, żebym szczęśliwie dorosła. Jednak dobrze wiadomo, że dorastanie to nie jest tylko ten jeden dzień w roku. Tyle bolesnych wspomnień...

Moje dorastanie było, jest i będzie piekłem i strasznym wspomnieniem. Moja rodzina jest pełna egoistów i psycholi. Wszyscy twierdzą, że jeśli nie dorastasz sam to nie będziesz umiał żyć sam. Gówno prawda, dorastanie samemu i to w braku miłości albo stworzy z ciebie skurwysyna raniącego innych albo ofiarę życia. Ja obecnie jestem na etapie zostania skurwielem. Nikogo nie interesuje co myślisz ani czy coś ci jest. Będą tobą zainteresowani dopiero wtedy kiedy będziesz mieć hajs. Nic więcej ich nie interesuje. Nigdy nie zapomnę mojej rodzinie jak dobrze bawili się na stypie babci. Ohydztwo, nawet w takiej sytuacji żadne z nich nie potrafiło odmówić sobie alkoholu, a zwłaszcza mój tatuś.

Ale wracając do tematu. Jak zwykle chciałam ominąć temat moich urodzin, ale tak wypadło, że moje szesnaste urodziny wypadły w niedziele dzień powrotu do internatu. Pomyślałam : „gorzej być nie może". Więc super! W domu nie obchodziłam urodzin, ale prezent, o którym mi powiedziano jakieś trzy dni temu dostałam. Czekoladki.... Z okazji.... walentynek! Zrobili to specjalnie, dobrze o tym wiem. Wkurwiona pojechałam do internatu. Żegnając się z mordą mojego ojca poczułam się nieco lepiej. Na miejscu już była Adyson dla niej postarałam się poudawać, że wszystko jest okej. Złożyła mi życzenia i zajęłyśmy się wypakowywaniem. Kiedy skończyliśmy stwierdziłam, że to dobry pomysł, żeby zadzwonić do reszty. Podczas rozmowy przyjechała też Zoie.

Dość późno przyjechał też Brad. Teraz znowu muszę przerwać, ponieważ jakiś czas temu Lissa i Bradley się założyli. Sprawa zakładu wyszła dość dziwnie. Po prostu Lissa ma fazę na shipowanie nas dwojga. Tak więc założyła się z nim, że jeśli nie oświadczy się mi w wieku dwudziestu lat i nie będzie miał ze mną szóstki dzieci będzie musiał zostać gejem. A że chłopak nie jest zbytnio tolerancyjny, prędzej by się zabił niż przegrał.Bradley oczywiście przyjął zakład.
Teraz kiedy sprawa jest trochę rozjaśniona mogę kontynuować. Więc jak przyjechał Bradley wciąż byłam zła, że zakład został przyjęty bez mojej zgody. Próbował wszystkiego, żebym mu przebaczyła. Na pomoc przyszła Zoie z jakże genialnym pomysłem. Napisała coś na kartce i podała ją Bradowi. Okazało się, że napisała "Czy będziesz moją dziewczyną?" na kartce. Nie wiedząc co zrobić zgodziłam się. I tak oto ja i Bradley jesteśmy parą od trzech może czterech tygodni. Przez ten czas nasz związek powoli się rozwijał. Robiliśmy powoli pierwsze kroki. Wszystko szło wspaniale. W między czasie jednak stało się coś strasznego. Zoie poznała w Internecie pewnego faceta, który mieszkał dość niedaleko internatu.

Spotkała się z nim. Zrobił coś... co było traumatycznym przeżyciem dla niej. Na szczęście doszła do siebie, ale wczoraj koleś pojawił się w okolicy. Niestety jestem chora tak samo jak Brad, Adyson i wielu innych ludzi, dlatego Zoie była całkiem sama. Obiecałam sobie, że jeśli wrócę, a ten typ wciąż będzie się tam kręcił dorwę go. Nie ważne co mnie czeka, ważne żeby koleś zapłacił za to co jej zrobił.

Siedzę tydzień w domu z grypą i mam szczerze dość. Chcę jak najszybciej wrócić do internatu, przytulić dziewczyny, zadźgać tego gnoja i pocałować znowu Bradley'a.

To wszystko.

Do widzenia Pamiętniczku

My Life, nothing specialOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz