♥ 97 ♥

11 4 0
                                    

 Płytki, świszczący oddech roznosi się echem po małym mieszkaniu. Nagle powieki otwierają się, ukazując ciemne oczy o rozszerzonych źrenicach. Kobieta zerwała się ze snu i miała zacząć krzyczeć, gdy zdała sobie sprawę :

– To tylko koszmar – wyszeptała ledwo słyszalnie.

Zimny pot spływał po małych plecach, a ciało drżało. Umysł wciąż przejęty przez strach i przerażające wizje. Judith ogarnęła parę kosmyków, które przykleiły się jej do twarzy. Odkaszlnęła odrobinę, próbując się pozbyć dziwnego uczucia w gardle.

– Znowu ten koszmar – mruknęła, ocierając pot z czoła.

Rozejrzała się wokół. Lampka na biurku była włączona, oświetlała blado pokój. Judith siedziała na puchatym dywanie. Zauważyła, że pod lewą ręką znajduje się już zaschnięta, bordowa plama. Skrzywiła się, czując jak adrenalina opuszcza jej żyły, a w zamian ból rozchodzi się po całym ciele.

– Jak ja się tu znalazłam? – zapytała samą siebie. Szukała jakichkolwiek wskazówek, co tu się wydarzyło.

Ostrożnie wstała, rozprostując zastałe mięśnie. Znowu rozejrzała się po biurze, w końcu przypomniała sobie co zaszło. Po zakończeniu już dwunastego listu Judith pozostawiła stertę dokumentów na biurku. Następnie wstała za szybko przez co potknęła się o własne nogi i upadła z hukiem. Zdenerwowana usiłowała się znowu podnieć, ale ciało odmawiało posłuszeństwa. Dopiero wtedy poczuła jak bardzo jest zmęczona. W końcu poddała się i po kilku minutach odpłynęła w niespokojny sen.

Brunetka zerknęła niepewnie na plamę, która zdobiła jej ukochany dywan. Najwidoczniej pochodziła z innego dnia. Kobieta zbliżyła się do okna, które następnie uchyliła. Delektowała się chwilę chłodnym powietrzem lekko skażonym przez spaliny. Pomimo, że ogrzewanie wciąż nie działało postanowiła przewietrzyć pomieszczenie. Był środek nocy, pojedyncze chmury leniwie sunęły po gwieździstym niebie. Odeszła od okna, by zasiąść w bujanym fotelu. O dziwo powolne bujanie pośród poduszek kocy i pluszaków uspokajało Judith. Chwyciła największego misia w swe ramiona i przycisnęła mocno do siebie. Patrzyła tępo przed siebie, jej umysł dalej całkowicie pusty ledwo funkcjonował, jakby w śpiączce.

– Znowu ten koszmar – szepnęła. Zamknęła oczy, odtwarzając w wyobraźni makabryczne wspomnienie.

Kobieta budzi się na zimnym ciemnym podłożu, a otacza ją pustka. Jest ciemno, ale widzi wszystko dzięki blasku pełni. Klęczy pośrodku dziwnego okręgu narysowanego na ziemi. Zawsze usiłuje wstać, by przypomnieć sobie, że jest zakuta w srebrne łańcuchy. Dopiero wtedy odzywa się chór. Otaczają ją bliscy, a także wrogowie i powtarzają z nienawiścią w głosie.

"Jesteś bezużytecznym śmieciem. Nic nie potrafisz. Nikt cię nie kocha, a tym bardziej nie potrzebuje. Jesteś niczym. Jesteś jebanym błędem w systemie. Nie powinnaś istnieć, pomyłko. Zawadzasz. Nienawidzę cię. Nigdy się nie liczyłaś. Zabij się, zabij się... Potwór. Morderca"

Słysząc okrutne słowa Judith bezmyślnie usiłuje się wyrwać, rzuca się na prawo i lewo, krzycząc niczym opętana. Nie rozumiała co się dzieje, a tym bardziej co robi. Czuła się jak marionetka, bezsilna i słaba. W końcu krzyk więźże w jej gardle i nadchodzi najgorsze. Każdy ze zgromadzonych podchodzi do brunetki. Krzyczą, wyzywają i biją. Robią co zapragną, a ona nie może się ruszyć zamieniona w szmacianą lalkę. Pogodzona ze swoim losem kobieta wszystko przyjmuje. Gdy wszyscy wrócili na swoje miejsca zaczynają skandować jedno, proste zdanie – zabij się. Łańcuchy pokryte krwią otwierają się i upadają z hukiem. W bladej dłoni pojawia się nóż, a raczej specyficzny sztylet o czarnym ostrzu i rękojeści ozdobionej kryształami. Judith chwilę mu się przygląda poczym wyciąga ręce i dźga się sześć razy w brzuch. Rana krwawi obficie, ale nie ma bólu. Czerwona ciecz powoli rozchodzi się po kręgu kolejno docierając do ludzi. Wszyscy zgromadzeni umierają, każdy w inny sposób, a brunetka zmuszona jest do patrzenia. Nie może nawet mrugnąć, tajemnicza siła ją kontroluje. Tymczasem zaczyna słyszeć mroczne szepty, mówiące jej, że to jej wina. Ostatnią sceną jest kobieta siedząca pośród stosu ciał i krzyczy w niebogłosy do księżyca.

Brunetka otarła łzy z policzków i podniosła się z fotela. Otuliła się czerwonym kocem wciąż trzymając w ramionach pluszaka. Poszła zamknąć okno, a następnie zasiadła przed biurkiem. Listy leżały na blacie, tak jak je pozostawiła. Włączyła laptopa, który okazał się być w hibernacji. Na jasnym ekranie znajdowała się lista.

– Jeszcze dwa – stwierdziła nieprzytomnie Judith, ale w jej głosie było słychać radość.

Kobieta poczuła się znacznie lepiej ze świadomością, że zbliża się jej koniec. Już niebawem nie będzie czuć nic, zniknie z egzystencji.

Nigdy nie myślałam, że będę się cieszyć, że umrę – pomyślała, a na jej usta wpłynął blady uśmiech. – Zawsze bałam się co mnie czeka po drugiej stronie. Ciemność, nicość, pustka? Sąd? Piekło, bo na nic innego nie liczę. Wieczne potępienie? Ognie piekielne? Wieczne wędrowanie po ziemi? Reinkarnacja? Co tam się dla mnie gotuje?

Ten strach zawsze hamował ją przed ostatnim krokiem. Jednak teraz już się nie bała, oczekiwała tego momentu. Wizja uwolnienia się od cierpienia i problemów była zbyt kusząca. Nie liczyła się dla niej cena.

Myśląc o tym zaczęła zbierać listy.

My Life, nothing specialOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz