♥ 24 ♥

23 6 0
                                    

Drogi Pamiętniczku!

Minęły kolejne dwa tygodnie, ja wyleczyłam się z grypy, tak samo cała reszta, a na świecie zdążyła zapanować panika.
Czemu? W chinach wybuchła jakaś zaraza zwana koronawirusem. Dość szybko i niebezpiecznie rozszerzyła się na Azję. Nie trzeba było długo czekać, żeby dotarł też do Ameryki.

Teraz jedyne co można zobaczyć w nagłówkach wiadomości to : "Koronawirus zabije nas wszystkich!", "Koniec świata!", "Koronawirus w USA!", "Zamknijcie się w domach!".
W taki też to sposób teraz siedzę w domu bo zamknęli szkoły. Ale o tym za chwile. Wróćmy raczej co się działo w ostatnim tygodniu lutego. Siedziałam w domu przykryta masą koców i zażywając leki. To wszystko, cały tydzień siedząc ze słuchawkami w uszach itp. Bardziej interesujący był pierwszy tydzień marca. Niedziela i poniedziałek minęły nam spokojnie. Jednak wtorek, a dokładniej wieczór...no cóż.

Jako, że ja i Bradley jesteśmy parą staram się o niego dbać tak jak on o mnie. Niezbyt mi to wychodzi, ale nieważne. Więc Brad jest już na skraju anoreksji czy tam niedożywienia. Bardzo mało je i cała nasza paczka bardzo się tym martwi. Niby tłumaczy, że w domu je cały czas, ale nie chce mi się w to wierzyć. Postanowiliśmy, że będziemy pilnować, żeby jadł wszystko. Tylko Bradley nie był zbyt chętny do współpracy. We wtorek nie zjadł śniadania i ledwo co tknął obiad, więc kiedy stwierdził, że nie idzie na kolacje postanowiłam to zrobić po swojemu. Poszłam osobiście do jego pokoju najpierw spokojnie prosiłam, potem zaczęłam krzyczeć i w końcu skończyło się jak zawsze na rozwiązaniu siłowym. Kiedy to też nie pomogło, wściekła wróciłam do pokoju trzaskając drzwiami. Innymi słowy dostałam ataku szału, niemal kogoś nie zabiłam książką. Kiedy jednak furia minęła powoli zdawałam sobie sprawę co zrobiłam. Jako, ze w mojej głowie nie jest tak wszystko poukładane jak kiedyś, zaczęłam od razu przypominać sobie wszystkie rzeczy jakie zrobiłam, wszystkich ludzi, których skrzywdziłam. Przypomniałam sobie też co się z nimi stało, jak mnie unikali i w ogóle. Zaczęłam się bać, że nawet jeśli dalej będziemy parą to już nie będzie tak jak wcześniej. Więc z ataku agresji przeszłam na atak paniki. Wzięłam żyletkę i pocięłam całą rękę chaotycznie, chciałam zrobić tak samo z drugą, ale Zoie mnie powstrzymała, chociaż sama się tnie. Wieczór spędziłam sama próbując powstrzymać kolejne fale płaczu. Kolejnego dnia, Bradley cały czas mnie omijał. Próbowałam go złapać w szkole, ale nie było szans. Już niemal pewna, że nie ma szans poprosiłam Sophie, żeby podstępem go sprowadziła. Jednak nie miałam ani krzty nadziei, że naprawdę się pojawi.

Nie małe było moje zaskoczenie kiedy naprawdę przyszedł. Nie ufałam mojemu głosu, ledwo też trzymałam się na nogach, musiałam też pilnować, żeby nie wybuchnąć płaczem. Jedyny gest na jaki było mnie stać to przytulić się i schować twarz. Byłam tak zszokowana, że mało co do mnie dochodziło. Byłam niczym wypchana lalka wgapiona w jeden punkt. Reszta tego tygodnia przebyła normalnie. Wróciłam na weekend, doszło do małej nieważnej sprzeczki pomiędzy mną, a Sophie i Lissą, ale szybko się pogodziłyśmy, bo kłócenie się było bez sensu.

I teraz jesteśmy w obecnym tygodniu. Brad w środę wyjeżdżał na wycieczkę, więc staraliśmy się wykorzystać te trzy dni, które nam zostały. W internacie wszyscy panikowali ze względu na koronawirusa, był jakiś zjebany żel antybakteryjny, który pachniał jak żygi kota, tym razem nie przesadzam. Oprócz tego wiele się nie działo. No może się działo. W wtorek były urodziny Zoie. Razem z Adyson przygotowałyśmy prezenty w weekend. Zoie bardzo się ucieszyła, jednak wieczorem wszystkim zjebały się humory. Zoie z niewyjaśnionego powodu dostała depresji, Adyson była zdenerwowana tym smutkiem wokół, ja posmutniałam, bo nie będę widzieć Brada przez resztę tygodnia itp. Plus okazało się, że nie można się przytulać do swojego chłopaka na łóżku, pomimo że wszyscy wiedzą, że jesteśmy parą. Wzięłam się w garść i starał wszystkim pomóc tyle ile mogę. Coś tam pomogło, ale niewiele, jestem wręcz pewna, że wkurwiłam Zoie. Na drugi dzień Bradley wyjechał, a my poszliśmy normalnie do szkoły. Ze względu na tego koronawirusa zamknięto szkoły na dwa tygodnie. Ja, Lissa i Zoie załamałyśmy się, bo nie będziemy widzieć naszych przyjaciół i chłopaków przez może nawet więcej niż dwa tygodnie. Bradley jednak obiecał mi że postara się przyjechać.

Wczoraj cały dzień przesiedziałam u Lissy, pouczyłam ją tańca, ona pouczyła mnie opieki nad dziećmi i ogólnie miałyśmy ubaw. Wieczorem oczywiście humory powoli się spierdalały, bo zaraz się pożegnamy i każda wróci do swojego piekła. Ja do dwóch debili, jednego pijanego i drugiego lenia, który myśli, że rządzi światem. Lissa do rodzinnego rozpierdolu, trzech młodszych sióstr, wymagającej i nie ufającej matki i ojca, który tylko cały czas się tylko drze.

Tak jak przewidziałyśmy obydwie zasnęłyśmy z zjebanymi humorami i nadzieją, że jutro będzie lepiej. Tak oto zaraz wychodzę do Lissy spędzić z nią kolejny dzień. Może dzisiaj dołączy do nas Sophie, jeśli rodzice wypuszczą ją z tej kwarantanny.

Do widzenia pamiętniczku

My Life, nothing specialOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz