♥ 29 ♥

19 6 0
                                    

Drogi pamiętniczku,

Kwarantanna dalej trwa, ja zdycham w domu. Praktycznie bez zmian, praktycznie....

W ostatnich dniach nagrałam parę vlogów dla przyjaciół. Jednak moje wyprawy do lasu to za mało, czuję się jak zwierze na wybiegu. Mam też pojebane sny, przez które się nie wysypiam. Nawet jeśli nic mi się nie śni to i tak budzę się wyczerpana. Cały czas mam osłabiony organizm. Ćwiczę, żeby się wyżyć i zapobiec kolejnym atakom. W domu istny sajgon, stara podpierdala co się tylko da i udaje dobrą mamusie, ojciec na razie nie chleje, bo nie ma za co, ale za to ciągle narzeka, brat mnie wkurwia, nęka i drze mordeę, ale da się z nim czasami pogadać. Pomimo, że cały czas siedzę z tą trójką ludźmi to wciąż czuję się strasznie samotna. Kiedy jest tylko dobra pogoda o szesnastej wychodzę ćwiczyć, a po treningu idę na spacer do lasu. Ale nawet to nie pomaga tak jak kiedyś.

Jednak ten tydzień pogoda nie dopisuje i siedzę cały czas w domu. Nie mam może depresji, ale szczęśliwa też się nie czuję. Cały czas próbuję wywołać pewien koszmar. Bardzo specyficzny. Ale niezbyt mi to wychodzi przez co czuję się tylko jeszcze gorzej. Wyczerpana i sfrustrowana. Próbuję sobie znaleźć jakiekolwiek inne zajęcie, ale cały czas mam wizję koszmaru w mojej głowie. Wczoraj miałam dwa ataki. Paniki i agresji. Podczas, których się pocięłam, chociaż nie chciałam. Totalnie straciłam kontrolę, zwłaszcza kiedy miałam atak paniki. Był to jeden z silniejszych, których nie miałam już chwilę. Jednak po obydwu atakach poczułam się lepiej.

Jeśli chodzi o moich przyjaciół to też niezbyt się układa. Z Lexi i Zoie prawie nie piszę, Adyson odzywa się tylko w sprawie książki, Brad pisze rzadko. Sophie odnowiła się obsesja takiego jednego pastora, co jest trochę moją winą. Próbowałam jej pomóc, ale odmówiła. Teraz nie śpi już chyba trzeci dzień. Natomiast Lissa... ma depresje i to poważną. Cięła się, ale udało mi się ją przekonać żeby przestała. Udało nam się spotkać, ponieważ w pewnym sensie jesteśmy sąsiadkami, ale dzieli nas rzeka. Już wtedy miałam zły humor, ale postanowiłam to chociaż częściowo schować. Lissa też miała to w planach, ale pomimo dystansu i tak widziałam, że coś jest nie tak. Minęło zaledwie kilka dni, a ja dowiaduję się, że chce się zabić i pisze listy samobójcze. Pomimo mojego chwilowego załamania wzięłam się w garść. Doszło do małej sprzeczki, ale próbowałam być jak najbardziej delikatna. Doszło do takiego punktu, że musiałam wybrać mniejsze zło i zgodziłam się, żeby znowu się cięła. Jednak obiecała mi, że po pierwsze się nie zabije, po drugie kiedy to gówno (covid) się skończy z pomocą moją i Sophie spróbuje z tego wyjść.

Ja natomiast znowu mam niż samooceny. Kiedy zaczęłam ćwiczyć było lepiej, ale znowu uważam się za najgorsze co istnieje. Nawet zrobiłam wczoraj mój rytuał z dawnych lat. Rozebrałam się i wpatrywałam w lustro, ale nie mogłam dostrzec nic dobrego. Wkurwiłam się też, że przez atak znowu się pocięłam, chociaż nie miałam nad tym kontroli. A przez to chciałam się już pociąć świadomie.

Szkoła online też mnie dobija. Mam dużo zaległych lekcji, bo zadania staram się robić na bieżąco. Nie robię też kursów. Zaraz po przebudzeniu kiedy zorientowałam się ile czasu mi zostało na ich ukończenie prawie dostałam ataku paniki.

Dzisiaj pogoda zapowiada się dobrze więc poćwiczę na dworze i wybiorę się na spacer. Usiądę nad rzeką i spróbuje pewnie zadzwonić do przyjaciół.

Teraz muszę coś zjeść, wypić kawę i skończyć zaległe lekcje z angielskiego.

Do widzenia pamiętniczku.

My Life, nothing specialOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz