♥ 58 ♥

13 5 0
                                    

Drogi pamiętniczku,

 Ja pierdole, jak zapomniałam jakie to zjebane uczucie mieć jakikolwiek atak. Kurwa mać.
Już tłumaczę, dostałam właśnie ataku paniki bez jasnego powodu. Stawiam na tęsknotę za bliskimi mi osobami (oczywiście nie za rodziną). A więc poczułam obowiązek... Czy coś, żeby opisać swoje ataki. Zacznę od agresji, bo tego nienawidzę, sama się tego boję.

Ten typ ataku potrzebuje mocnego impulsu, żeby się uruchomić. Nie pojawi się tak z dupy jak czasami panika. Skąd wiem kiedy mam atak? Charakterystyczny przypływ adrenaliny, który skutkuje "nadludzką" jak na mnie siłą i zamglonym umysłem, też często zaczynam krzyczeć w bardzo specyficzny sposób. Żyły stają się znacznie bardziej widoczne. Rozszerzone niemal maksymalnie źrenice, napięte mięśnie. No i oczywiście tracę nad sobą kontrolę. Niektórzy porównują mój stan jak po dopalaczach. Potrafię rozwalić cały pokój, wybudzić się z transu i zapytać się co się stało.
Pamiętam jak kiedyś miałam atak i powaliłam mojego starszego o jedenaście lat brata, a także próbowałam go dźgnąć. Albo zepchnęłam mojego kumpla razem z rowerem do wody, no prawie, bo zatrzymał się na jakimś krzaku. Ile razy prawie roztrzaskałam telefon, dziura w ścianie przy moim łóżku też mówi za siebie. Wiele razy zabandażowane knykiecie od walenia w twarde przedmioty. Moja stara meblościanka, nie przeżyła już setnego uderzenia. Jedno rozjebane biurko. Z dwadzieścia talerzy, dwie klawiatury i myszki oraz prawie monitor. Gry multiplayer nie są dla mnie, ewidentnie. Przy jednym z moich ostatnich ataków zaczęłam dusić "moją matkę", jedną ręką. Jedyne miejsce, gdzie mogę dostać ataku i nikt się nie skapnie tooo – wf. O dziwo moją uwagę skupiam na obecnym sporcie niż na atakowaniu ludzi. Aczkolwiek nie biorę odpowiedzialności za wszystkie faule.
Uspokoić muszę się sama, bo kto podejdzie za blisko może ucierpieć na zdrowiu. Jedynej osobie, której teoretycznie dotychczas udało się mnie uspokoić w środku ataku to Brad. Ale i tak twierdzę, że nie był to szczyt moich możliwości. Miał problem, bo się wyrywałam i chociaż ciężko było to zauważyć próbowałam go skopać. Według mnie, żeby mnie uspokoić należy złapać tak, bym nie mogła ruszyć rękoma i przyprzeć do jakiejś powierzchni, polecam ścianę albo podłogę, a następnie trzymać póki nie minie. Po prostu obezwładnianie jak robią psy (nie, nie chodzi mi o zwierzęta). Zwykle po ataku mam silne poczucie winy nawet jeśli nic nie zrobiłam.
Są też ataki, gdy mam autoagresję, czyli robię krzywdę sobie – te ostatnio zdarzają się częściej. Specjalnie wbiegam w ściany, uderzam się, gryzę i tnę... bardzo głęboko. Najgorszy przypadek był kiedy zaczęłam walić głową w ścianę.

Natomiast panika... Wystarczy jedno słowo, gest, myśl, a nawet nic. Nagle powietrze ucieka z płuc, jakbym dostała cios w brzuch. Gubisz się we własnych myślach, które zamieniają się w tornado. Przed oczami same najczarniejsze scenariusze. Nagle bezpodstawne poczucie panicznego lęku. Do oczu napływają łzy, pole widzenia staje się mgliste. Całym ciałem wstrząsa dreszcz, utrzymanie szklanki w dłoni staje się wielkim wyzwaniem. Na skórze pojawia się gęsia skórka chociaż pokoju jest dwadzieścia pięć stopni. Zatoki zatykają się od nadmiaru łez, co zmusza cię do oddychania ustami. Słyszysz swój własny przyśpieszony i chrapliwy oddech. W mięśniach pojawia się lekki ból, jedyna szansa na chwilowe wybudzenie z ataku. Jeżeli się uda możesz próbować się uspokoić. Są niby sposoby, ale szczerze powodzenia, rzadko się udaje. Jednak jak zdołasz to z pewnością zauważysz jak twój oddech zwolnił, ale wciąż się trzęsiesz. Mrugasz wielokrotnie, by pozbyć się pozostałych łez i rozglądasz czy ktoś zauważył. Chowasz się gdzieś na około dwadzieścia minut – moje ulubione miejsce to szafa. Kiedy wszystko minie pozostajesz z uczuciem pustki w środku. Od czasu do czasu ciarki przebiegają po kręgosłupie i nagły powiew zimna, który powoduje kolejne wzdrygnięcie się. Wyschnięte oczy pieką, a nagle ogarnia cię zmęczenie. Kiedy kładziesz się dociera do ciebie, że musisz sama dać sobie z tym radę. Jesteś tu sama. To rzeczywistość. To twoje gówno.

Teraz pytanie od czego to wszystko się zaczęło?

Agresja – odkąd zaczęłam leczyć panikę, a panika? Sama nie wiem. Stawiam jednak, że od pierwszej kreski? Coś takiego.

Samookaleczałam się, a raczej stosowałam autoagresję (?) już mając osiem lat. Przerażające, że takie małe dzieci już robią sobie krzywdę. Gryzienie, bicie, wbijanie paznokci, ale po żyletką pierwszy raz sięgnęłam... W wieku jedenastu lat. Jakoś tak pod koniec roku szkolnego. Wtedy też popadłam w depresję.

Pamiętam to uczucie, stres podczas wyszukiwania "jak łatwo zdobyć żyletkę". Napotkałam wiele komentarzy ludzi typu – nie warto, to ci nie pomoże, itp. Nie zwracałam na nie szczególnej uwagi, a szkoda. Tak też skończyłam na rozcinaniu maszynki do golenia za pomocą dziecięcych nożyczek. Ta... Kiedy już miałam na otwartej dłoni trzy cienkie żyletki. To był moment kiedy zaczęłam czuć małe wątpliwości. Ręce mi się trzęsły kiedy zamykałam za sobą drzwi pokoju. Następnie usiadłam na podłodze obok szafy, Upewniłam się czy mam już wszystko. Żyletki, plastry, bandaże, woda utleniona, waciki. Przezorny zawsze ubezpieczony. Chwyciłam jedno ostrze, przy okazji raniąc swoje palce, zbliżyłam je do przedramienia. Ledwo dotknęłam zimnym metalem skóry, a już poczułam piekący ból – mój ulubiony.
Natychmiast upuściłam żyletkę, która brzęknęła głośno spotykając się z panelami. Spanikowałam, zakryłam wszystko kocem uprzednio wziąwszy wacik, przyłożyłam go do ranki. Tak jak przewidziałam ojciec otworzył drzwi, żeby zobaczyć co upadło. Wtedy był jeszcze nadopiekuńczy, stare czasy. Zauważył przesiąknięty już krwią wacik i zapytał co się stało. Skorzystałam z okazji, że w pokoju był kot, więc wymyśliłam historyjkę, że on to zrobił. Pomińmy fakt, że spał już na oknie od trzydziestu minut. Ojciec kiwnął głową i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą. Posprzątałam wszystko i do końca dnia zerkałam na ranę. Ta natychmiastowo, a jednocześnie krótkotrwała ulga, którą odczułam, to... To było coś czego wtedy potrzebowałam. Jak można było się spodziewać, od tego dnia moje ręce zdobywały kolejne rany "przez kota". Wtedy zaczęło się to całe gówno. Musiałam uważać, żeby nikt nie zauważył, ponieważ głupia ja stwierdziłam, że ręce są najlepszym miejscem na mnóstwo blizn.

Mój "nałóg" mogę opisać w dość krótkim sprawozdaniu. Mam już sam początek powyżej. Dalej było coraz gorzej. Ciąć się zaczęłam, żeby pozbyć się bólu, ale z dnia na dzień było tylko gorzej. Więcej bólu od szkoły, z domu, przyjaciół, skóra stawała się coraz bardziej odporna na już zardzewiałe i stępione ostrze, a ból fizyczny nie zakłócał tak dobrze myśli. Początek kolejnego roku szkolnego i zmieniłam miejsce, a także jak często się cięłam. Robiłam kilka pojedynczych kresek na nogach i rękach kilka razy w tygodniu. Potem zostałam odrzucona przez "moją pierwszą miłość" i popadłam w totalny dół. Wyciągnięcie mnie z łóżka wiele kosztowało, a co dopiero przetrwanie dnia w szkole. Depresje dało się wyczuć na kilometr. Bluzy, dresy, niezadbana i pocięta praktycznie od stóp do głów. Trwałam tak około półtorej roku. I nagle przestałam się ciąć. Zdarzyło się kilka razy na rękach, ale na pewno rzadziej niż wcześniej i w innym celu. Wtedy robiłam to, żeby się ukarać. Ta... Około rok – pół roku przetrwałam bez cięcia się. Żeby wrócić do tego na początku roku szkolnego. Chodziłam z całymi pociętymi rękoma, a moi bliscy (przyjaciele) o tym wiedzieli. Widziałam w ich oczach mieszane uczucia, złość, rozczarowanie, współczucie i smutek. Najgorsze spojrzenie jakie można otrzymać. To tylko zżerało mnie bardziej od środka i cięcie się przeszło znowu w karanie. Potrafiłam pociąć się za najmniejszy błąd. Przestałam dopiero pod koniec maja i od tamtego czasu nie mam nowych ran. Za to mam blizny. Paskudne znaki, które pewnie zostaną ze mną do końca życia. Przypominają mi cały czas, że wpadłam w to gówno. Teraz staram się żyć bez tego, ale boję się, że wrócę. Wrócę i stracę kontrolę albo posunę się za daleko. To przerażające jak szybko można się uzależnić od bólu. Zaślepiona wizją fałszywej ulgi. To cholerstwo jest na poziomie narkotyków i alkoholu. Zmienia twoje życie bezpowrotnie i....

Może doprowadzić do śmierci....

Do widzenia pamiętniczku

My Life, nothing specialOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz