♥ 76 ♥

22 7 0
                                    

Drogi pamiętniczku,

 Oto nadszedł dzień, by stanąć naprzeciw kolejnemu mojemu problemowi. Jeśli w ogóle robiłam to wcześniej. Sama nie wiem. No, ale kontynuując jest to jeden z moich największych kompleksów. Czyli poruszamy temat blizn. Tych okropnych znamion, które sama sobie nadałam i będą mi towarzyszyć do końca życia. Mam ich wiele, każda z innym bólem, wydarzeniem, wspomnieniem... Ciężko to wszystko naliczyć i spamiętać. Wiele z nich zrobiłam pod wpływem silnych emocji, czego strasznie żałuję.

A więc czas zabawić się w odkrywcę jak i matematyka. Będę jednocześnie nieznanym lądem aka Ameryką jak i jego odkrywcą aka Kolumbem (bo to chyba on ją znalazł, co nie?).

Zaczynając od mojego ulubieńca – lewa ręka. Nie rozumiem dokładnie czemu akurat to miejsce obrałam sobie za cel. Mam na niej najwięcej blizn. Głównym powodem jest pewnie fakt, że jestem po prostu praworęczna i jest mi wygodniej. To, że byłam debilem i zawsze cięłam się w tak widocznym miejscu to już inna sprawa.
Dłoń i nadgarstek są pokryte małymi bliznami, zwłaszcza między palcami. Oczywiście, nie jest to moje dzieło, a moich małych towarzyszy. Prawdziwych kotów, a nie tych... metalowych. Ja nie miałabym odwagi pociąć takiej cienkiej skóry, która jeszcze tak ciężko się goi. Sam wierzch dłoni jest przyozdobiony starą blizną z mojej przewrotki na rowerze. Za ostro wzięłam zakręt na drodze pełnej piachu. Poleciałam jakoś dziwnie na ręce (konkretniej właśnie na dłonie) i krwawiły przez całą drogę do domu. Ale byłam z siebie dumna, bo nie uroniłam ani jednej łzy.
Natomiast od nadgarstka do łokcia mam istny rękaw tych jasnoróżowych tatuaży. Blizn jest tak dużo, nowsze (w sumie jeszcze się nie zagoiły) nakładają się na te starsze. Ten kawałek skóry wygląda jak bazgroły w moim brudnopisie z podstawówki. Mogę tu nawet dojrzeć kratkę do grania w kółko i krzyżyk. Co ja miałam w głowie, tworząc ten "wzorek"? Gdyby sobie wyobrazić zamiast blizn otwarte i świeże rany... Powstałaby krwawa rzeka na podłodze łazienki.
Od łokcia do barku pojedyncze blizny, głównie od wbijania sobie paznokci w skórę. To były jedne z moich pierwszych doświadczeń z samookaleczaniem. Pamiętam, że wbijałam sobie paznokcie podczas w-f. Bowiem ćwiczyłam z mnóstwem strasznych suk, które mnie nienawidziły i znęcały się nade mną. Nauczycielka nie była lepsza, cały czas kazała nam grać w siatkówkę albo biegać. Dwie rzeczy, które wtedy sprawiały mi wtedy nie mały problem z powodu słabego zdrowia. Dlatego teraz nienawidzę tego sportu, a moje stawy ledwo żyją, nie lepiej płuca. Jednak wciąż lubię biegać, ale dalej mój stan zbytnio mi na nie nie pozwala. Dalej jest jedna z większych blizn na całym moim ciele, ale to po szczepieniu. Jej wielkość ma związek z tym, że strasznie się wyrywałam. Strasznie się bałam kiedyś igieł, ale no jak widać już mi przeszło. Tak jak strach przed krwią. Ciekawe czemu...

Lecimy dalej - prawa ręka. Praktycznie to samo co na lewej, dzieło kociaków i wiele pamiątek po wypadkach rowerowych.
Od nadgarstka do łokcia znowu blizny z cięcia, ale mniej niż na drugiej ręce. Warto podkreślić, że są też znacznie bardziej "postrzępione" i tworzą zygzaki. Dowód na to, że nie jestem leworęczna.
Na ramieniu kilka blizn z paznokci (ponownie kochany w-f i ogólnie początki szkoły) i jedna masywna blizna przy zgięciu łokcia. Pewnego dnia po prostu obudziłam się, wstałam i chciałam pójść po coś do picia. Poczułam, że mam coś mokrego na ręce i już myślałam, że kot się na mnie zeszczał, a tu... Cała ręka, od tego punktu, we krwi. Nawet zaczęła powstawać mała kałuża z czerwonej cieczy. Musiałam nosić porządny opatrunek z bandażem przez minimum tydzień, a zapach krwi nie zniknął przez klika dni. Nie mam pojęcia jak ta blizna powstała, ale mam dwie bardzo prawdopodobne teorie. Możliwe, że jakiś drut z łóżka mnie dziabnął kiedy spałam. Muszę w końcu powiedzieć ojcu, że potrzebuję nowe łóżko, bo to dosłownie się pode mną rozpada. Druga opcja jest mniej yy... No nie wiem. Po prostu obudziłam się w nocy, bo miałam jakiś koszmar (którego już rano nie pamiętałam), miałam mocny atak paniki i Hmm... Patrząc na wielkość blizny wnioskuje, że się dźgnęłam czy coś. No i najzwyczajniej w świecie zasnęłam. A może to kosmici mnie porwali i wszczepili chip? A może to rząd?! FBI?!

Kolejno powinien być tułów, więc czemu nie. Tym razem będę szła wobec "kolejności". Nie będę się wyróżniać, niemożliwe nie? Obojczyki i piersi czyste, te wystające kości mnie przerażały, a no cóż... Szkoda cycków.
Zaraz pod nimi kilka dłuższych poziomych kresek z czasu moich ćwiczeń kwarantannowych. Zrobiłam je z nienawiści do mojego ciała. Nieważne jak długo ćwiczyłam nie mogłam pozbyć się tej warstwy tłuszczyku. Ma to związek z moim zdrowiem... znowu.
Z dwie – cztery na żebrach, które nie są dość głębokie w porównaniu do innych. Z tego co pamiętam, po prostu ból psychiczny był już zbyt duży, albo nie chciałam się chwalić bliznami, więc nie wbiłam ostrza głęboko. Albo jedno i drugie, może po prostu chciałam dać upust temu wszystkiemu w mojej głowie, a jednocześnie nikogo tym nie martwic.
Nie mam chyba żadnych blizn na plecach, a jak już są to skazy po trądziku albo dzieło kota. No nie mam takich długich rączek, by się tam pociąć.
Jedna dość głęboka blizna po lewej stronie brzucha. Też nie znam pochodzenia. Jakby no, pewnego dnia poczułam, że coś mnie swędzi. Patrzę, a tu jeb strup. Odkryłam ją przebierając się na w-f. Nie było łatwo jej ukryć, więc po prostu poszłam przebrać się w łazience.
Okolic miednicy nawet nie tykałam. To jest po prostu zbyt bolesny obszar nawet jak na mnie.

Nogi. Uda to blizny z wypadków, oczywiście z eskapad na mojej górskiej furii. Jedna większa na prawym, rozciągająca się od połowy uda do okolic kolana z oparzenia. Kiedy moja "matka" wylała na mnie wrzątek z rozgrzanym olejem, niby przez przypadek. Blizna i tak jest znacznie mniejsza niż kilka lat temu i bardzo wyblakła, już prawie wtopiła się w moją skórę.
Kolana w siniakach i dwóch ogromnych bliznach na całą powierzchnię z wypadku, który mógł się skończyć się nieciekawie (trochę żałuję, że tak nie było). Jechałam do szkoły rowerem i nagle jedzie samochód. Gdybym nie zjechała do takiego dziwnego betonowego rowu przy aptece zostałabym potrącona. Pozbierałam się, poszłam do szkoły na dwie lekcje bez pomocy medycznej. Jakim ja byłam kiedyś twardzielem, a teraz wymiękam przy bólu brzucha. Potem zadzwoniłam do ojca i dwa tygodnie prawie bez ruszania nogami. Dalej nie wiem czemu to nie krwawiło. Pojebane, może to ja jestem kosmitą i FBI na mnie poluje?
Łydki oprócz, ponownie, blizn wypadkowych i kilka znaków od kotka tego futrzastego. Na samym dole, tuż nad kostką niczym siatka, zbiór blizn po cięciu. Te zrobiłam podczas kwarantanny. Na stopach nie mam żadnych.

Dobra mam dość. Za dużo wspomnień i nie mam zamiaru ich opisywać.

Do widzenia pamiętniczku

***

Drogi pamiętniczku, 

 Piszę to nieco później. Może powinnam zapisywać daty przy w pisach, bo w sumie nie mam pojęcia ile już minęło czasu. Mam nowe rany. Kilka na palcach, które zrobiłam sobie przez przypadek, wynajmując żyletki z maszynki. Jedną, krótką próbną kreskę na lewym nadgarstku. I gruba, głęboka na lewym udzie.

Mam w planach więcej 

Do widzenia pamiętniczku

My Life, nothing specialOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz