♥ 47 ♥

11 6 0
                                    

Drogi pamiętniczku,

 Jeśli kogoś dzisiaj nie zabiję to będzie cud. Obudziłam się dość późno, bo o dziesiątej z potężnym bólem głowy. Teraz jest czternasta, a ten dalej nie ustępuje. Nie chcę marnować przeciwbólówek na coś takiego, ale naprawdę ledwo stoję już na nogach.

Wczoraj wieczorem przyglądałam się sobie w lustrze. Dużo się zmieniło przez ten jeden rok. Już nie garbię się tak bardzo jak wtedy, większość blizn już wyblakło, nie zakrywam swojego ciała bluzami i dresami, włosy nie są już zniszczone i długie prawie do pasa, a worki pod oczami są niewidoczne dzięki korektorowi. Przybrałam też na masie, ale w dobrym kierunku.

Pamiętam jak moja figura zmieniała się z roku na rok. W przedszkolu byłam strasznie wychudzona i mało jadłam. Gdy poszłam do szkoły znacznie przybrałam na wadze i kilka kilo nadwagi. Potem aż do ukończenia szkoły byłam bardzo chuda i byłam na niedowadze. Teraz mam wagę prawidłową, wciąż krzywe i nieco grubsze nogi niż reszta ciała, płaski brzuch i ładne wcięcie w tali, które pojawiło się w ostatnim miesiącu, ładne średnie piersi, długie chude jak patyki ręce, zdrowe ciemnobrązowe włosy sięgające lekko za ramiona.

Jedyną rzeczą jaka się nie zmieniła to mój wyraz twarzy. Moje oczy dalej wydają się martwe, duże policzki i zaokrąglona twarz. Jak tak patrzyłam na moje odbicie stwierdziłam, że gdyby tylko zamienić twarz na jakąś inną byłabym znacznie ładniejsza, no i lekko pokręcić włosy, ale to tylko szczegół. Prawda jest taka, że wystarczy zmienić kształt twarzy i wyglądałabym bosko. Jedynym wyjściem jest operacja plastyczna, której nawet jeśli byłoby mnie stać nie zrobiłabym.

Nie wiem co Brad we mnie widzi oprócz mojego ciała, które gdyby nie ta paskudna cera, którą odziedziczyłam po matce byłoby cudowne.

Wracając, zastanawiam się czy nie wrócić do ćwiczeń na mój płaski tyłek i postawę. Musiałabym tylko znaleźć na to czas i chociaż wydaje mi się, że nic nie robię to ciężko znaleźć wolną chwilę.

Do około dwunastej – trzynastej siedzę przy komputerze i coś piszę, a przynajmniej staram się pisać. Potem mam około godziny ogarnięcia siebie i moich rzeczy, z czego dalej muszę zrobić pranie i poukładać ciuchy. Potem od około czternastej do osiemnastej piszę albo gram, chyba że każą mi coś zrobić. O osiemnastej mam zmianę na komputer z internetem czyli chwilę przerwy albo robienie okładek i publikowanie rozdziałów. Potem czasami zadzwonię do Brada o dwudziestej albo zajmuję się kociątkiem albo czymś w domu, np. robieniem tostów dla wszystkich. Od dwudziestej do dwudziestej czwartej mam najwięcej weny, więc staram się to poświęcić znowu na pisanie. Czasami muszę jeszcze wcisnąć wyjście, opiekę nad kotem, pilnowanie domu, kłótnię. Rzadko kiedy mam chwilę na czytanie albo ćwiczenie. Nawet jak o tym piszę wydaje mi się, że robię tak mało.

To żałosne w porównaniu z Lissą czy Sophie. One mają tyle obowiązków, a ja?

Tak po za tym dzisiaj przyszła moja matka jak zwykle, żeby zrobić zamęt. Zrobiła kilka scen, ale nie miałam siły się kłócić. Potem prawie wypuściła kociaka chociaż mówiłam, że ten kot zostaje w domu. Nie dam i jego zabić. Więc trochę się na nią wydarłam, ale mój głos już nie miał tej siły co ostatnio. Najgorzej było jak wrócił ojciec z apteki. Okazało się, że chciała nam ukraść prąd pomimo, że nie zapłaciła. Dodatkowo zjadła część makaronu, który był przygotowany na obiad. Więc znowu słuchałam narzekania ojca jak to w taki gorąc będzie musiał stać nad garami. Próbowałam zaproponować, że to ja się tym zajmę, ale tylko usłyszałam, że taka niedojda jak ja nie da sobie rady. Więc odpuściłam, tylko zawołałam, żeby postawił mi wodę na kawę.

Potem okazało się, że ulubiona koszulka ojca tak po prostu zniknęła. Oczywiście wiadomo gdzie zniknęła. Będzie kłótnia wieczorem, jej.

Jest wpół do piętnastej, a to na tyle. Czas na odrobinę kofeiny, która może nie wybuchnie mi mózgu.

Do widzenia pamiętniczku

My Life, nothing specialOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz