19.

723 32 1
                                    

 Przez kilka dni siedziałam, próbując zebrać siły. Czekałam na dobrą okazję, aby się wydostać. Nie mogłam podjąć się walki z żołnierzami Hydry. Więc postawiłam na cichą ucieczkę, gdy połowa z nich uda się na akcje, o której wspominali między sobą. Dzień wcześniej ukradłam widelec, którym miałam zamiar, otworzyć zamek od kajdanków.
-Cholera.-Zaśmiałam się pod nosem, kiedy powyginanym widelcem, otworzyłam zamki. Wstałam na równe nogi. Wyjęłam sztylet z buta, po czym metalową protezą otworzyłam drzwi. Nikogo nie było na tym piętrze. Po cichu zaczynałam się rozglądać. Doszłam do korytarza, gdzie znajdowały się szklane klatki. W każdej z nich siedziały dzieci w wieku od 10 do 13 lat. Wyglądały okropnie. Większość wyglądała jak skóra naciągnięta na kości. Przy każdej celi była elektryczna tabliczka z napisanym numerem i eksperyment jaki na danym dziecku jest przeprowadzany.
Zajrzałam jeszcze za duże blaszane drzwi mając nadzieję, że jest to wyjście.

-Boże święty...-Westchnęłam przerażona widząc salę jak z horroru. Wyglądała jak laboratorium psychopaty. Stały metalowe fotele z skórzanymi przypięciami, wielkie strzykawki oraz jakieś dziwne tubki z substancjami. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma w tym miejscu, kiedy się upewniłam chwyciłam kilka tubek, aby móc je dać do zbadania. Zabrałam jakieś jeszcze teczki, po czym zakradłam się do hangaru gdzie były jakieś helikoptery.

-Dwaj z tyłu i trzej z przodu.-Mruknęłam do siebie, myśląc nad planem ataku. Zdecydowałam się ich cicho wyeliminować po kolei. Z trzema poszło jak po maśle. Podeszłam ich od tylu i przydusiłam tak aby stracili przytomność. Jednak kiedy zajmowałam się trzecim, zauważyli mnie. Jeden zaczął do mnie strzelać z jakiegoś działka, zaś drugi pobiegł po pomoc. Miałam coraz mniej czasu na ucieczkę.
Wychyliłam się zza ścianę zerkając, jak daleko jest strzelec. Stał akurat bokiem do mnie. Wzięłam głęboki oddech, po czym zaczęłam biec na niego. Skoczyłam na niego wbijając mu nóż w szyje. Martwy opadł na podłogę. Zerknęłam na mój brzuch, z którego sączyła się krew. -Kuźwa-Sukinsyn mnie postrzelił.  Zdenerwowana kopnęłam ciało mężczyzny.
Usłyszałam jak garstka ludzi biegnie w moją stronę. Przestraszona, wskoczyłam za stery. Odpaliłam szybko statek. Podniosłam go delikatnie waląc w jakieś drewniane pudła. Zaklnęłam zła pod nosem. Skierowałam ster do otwartego włazu. Unikałam utrudnień, jakim były strzały żołnierzy. Wyleciałam jakoś z niebezpiecznej strefy. Włączyłam autopilota na Nowy Jork, a następnie szukałam jakiejś apteczki. Musiałam zatrzymać krwotok, bo czułam jak tracę siły. Znalazłam paczkę z bandażami. Podniosłam bluzkę i obwiązałam się szczelnie. Nic więcej nie mogłam zrobić z raną. Opadłam ciężko na fotel pilota, modląc się o przetrwanie. Starałam się nie zasnąć, ale było to silniejsze ode mnie.

Wybaczcie za krótki, słabszy rozdział, ale mam zamiar jeszcze jeden wstawić w tym tygodniu.

Black AvengerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz