17.

876 35 9
                                    

Ranek, nie dość, że cholerny poniedziałek to jeszcze kac. Weszłam do kuchni gdzie super trójka umierała z bólu głowy.

-Witam panów.-Odparłam głośno.

-Ucisz się.-Złapał się Sam za głowę. Zrobiłam im koktajle. Podałam Buckiemu i usiadłam obok niego. Sam, Rogers spojrzeli po sobie.

-Dzięki.-Miał zachrypnięty, zmartwiony głos. Coś odwalili. Przewidywałam najgorsze. Nachyliłam się nad Jamsem. Było czuć papierosy, alkohol i... damskie perfumy. Cała trójka spojrzała się na mnie przestraszona. Zacisnęłam szczękę i odetchnęłam. Nie chciałam robić scen, ale byłam zdenerwowana.

-To nie tak jak myślisz.-Złapał mnie za rękę. Odsunęłam się.

-Daj mi spokój.-Wyszłam. Wróciłam do pokoju i spakowałam torbę z ubraniami. Wzięłam sprzęt, po czym wszystko spakowałam do auta.

-A ty gdzie?-Usłyszałam głos Tonego. Zamarłam.

-Chce się usamodzielnić, mam pracę, będę wpadać do ciebie i Pep.-Uśmiechnęłam się sztucznie.

-Masz mnie odwiedzać co tydzień bo inaczej się zamartwię.-Przytulił mnie.-Nie powiem temu Idiocie.-Przeszył mnie wzrokiem.-Steve nie wiedział co zrobić i poszedł do mnie.-Zaśmiał się.-Uważniej dobieraj facetów.-Pocałował mnie w czoło. Kiedy się z nim pożegnałam, pojechałam do mieszkania, które dostałam od rodziców. Przerzuciłam sobie torby przez ramię, po czym udałam się do loftu. Otworzyłam drzwi i położyłam pakunki na podłogę. Zaczynałam się rozglądać. Było bardzo ładne. Salon był urządzony w szarych barwach i był połączony z kuchnią. Na górne piętro prowadziły ładne schody zrobione z czarnego drewna, znajdowała się tam moja przyszła sypialnia z przeszkoloną ścianą a obok mały gabinet. Wszystko lśniło czystością, Stark chyba przewidział moją wyprowadzkę.

Rozpakowałam się szybko po czym opadłam na łóżko. Próbowałam nie myśleć o Barnesie, ale go za bardzo pokochałam. Myślałam, że był tym jedynym. Żołądek mi się ścisnął a oczy wypełniły łzami. To za bardzo boli. Nie, nie mogę sobie na to pozwolić, jestem Stark, mnie coś takiego nie rusza. Zmobilizowałam się. Zacisnęłam pięści, postanowiłam się zając się zakupami a nie myśleć o nim. Zabrałam kartę kredytową i poszłam do sklepu. Przechodząc zważyłam logo siłowni. Nie będę musiała daleko chodzić albo stać w korkach, muszę wziąć się za siebie, Fury będzie dumny, alee to jutroo. Weszłam do sklepu, założyłam maseczkę, aby uniknąć rozpoznania. Złapałam z koszyk i zaczęłam pakować artykuły spożywcze. Byłam niesamowicie głodna bo nic nie jadłam.

Podeszłam do kasy i dałam rzeczy do skasowania. Zapłaciłam, kiedy zerknęłam na kilka pełnych siatek z zakupami, załamałam się. Mogłam zjeść na mieście. Złapałam za papierowe torby, a następnie wróciłam do mieszkania. Doczołgałam się do stołu i położyłam zakupy. Wszystko poukładałam na swoje miejsce.
Przez kilka tygodni moją rutyną stały się misję, siłownia i sen. Tonego odwiedzałam co tydzień i bawiłam się z jego małą córeczką Morgan. Z resztą nie widywałam się prawie w ogóle co mnie cieszyło, byłam zła na Steva i Sama, że kryli Buckiego. Barnes dzwonił do mnie kilka razy dziennie, ale zablokowałam jego numer. Cały czas mnie bolało to co on zrobił.

Zmierzałam do Tonego na urodziny. Będzie zjebiście, mam nadzieję, że Avengers się nie pojawią w pełnym składzie. Zaparkowałam autem, złapałam za prezent i zadzwoniłam do drzwi.

-Wszystkiego najlepszego!-Krzyknęłam, kiedy otworzył mi drzwi Tony.

-Dziękuję.-Przytuliłam go mocno.-Zanim wejdziesz, proszę nie roznieś całego domu, postaraj się nie denerwować.-Spojrzałam na niego pytająco.

-Ej Tony gdzie masz...-Zza ściany wyłonił się wysoki blondyn.-H-hej.-Powiedział nie pewnie Rogers.

-Idę po coś mocnego.-Minęłam kapitana. Otworzyłam barek i nalałam połowę szklanki wódki i trochę coli. -Hej Pep coś pomóc?-Zajrzałam do kuchni.

Black AvengerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz