16.

3.1K 143 5
                                    

-I co my mamy zrobić?-Spojrzałam się na mężczyzn. Po zwiedzeniu akademii byłam pewna już wcześniejszych informacji.

-To musicie wymyślić sami.-Powiedział.-To zwykłe dzieci...Nagle zaczął dzwonić mi telefon.

-O kur..ka Tony.-Andy wybałuszył tylko oczy.-Nie odbieraj.-Szeptał. Zaczęliśmy szarpanine.

-Idiota!-Powiedziałam kiedy przez przypadek nacisnął zieloną słuchawkę.

-Żabko?-Usłyszałam głos w słuchawce. Przyłożyłam szybko urządzenie do ucha.

-No hej. Po co dzwonisz?

-Gdzie jesteś bo musimy kilka rzeczy omówić. Jesteś potrzebna, Pepper zamawia meble do twojego pokoju. Gdzie ty jesteś i dlaczego nie jesteś spakowana?-Słyszałam jak zaczyna się denerwować.

-Spakowałam się.-Skłamałam.

-Stoję w twoim pokoju...

-Ja za jakieś 2 godzinki będę w wieży ok?

-Daję Ci godzinę. Pa.-Jestem w czarnej dziurze w odmętach piekła. 

-Mamy problem. Musimy szybko wracać.-Powiedziałam do czarnowłosego, po czym odwróciłam się do profesora.-Będę się kontaktować z panem. Będziemy pertraktować z szefem, ale nie wiem jak zareaguję.-Mężczyzna przytaknął, po czym pośpiesznie się pożegnaliśmy, prawie biegnąć do statku i odpalając wszystko, by przyśpieszyć lot.

-Fury nas zabije.-Powtarzał to w drodze powrotnej, co nie pomagało mi w przemyśleniu naszej tragicznej sytuacji. 

-Ja się bardziej obawiam Starka.-Westchnęłam.

-Będziemy udawać, że nic nie pamiętamy i nic nie wiemy.

-Zajebisty pomysł.-Zasłoniłam mój strach sarkazmem, krytykując jego głupie pomysły. Cała w środku się trzęsła, gdy wylądowaliśmy na dachu wieży. 

-Gdzie wy kochani byliście?-Zagrodzili nam wyjście z statku. 

-My yyyy byliśmy w...-Popatrzyłam nerwowo na chłopaka.

-Na, znaczy w w w w w restauracji.-Umieram ze wstydu i strachu jeszcze bardziej niż przedtem. Przetarłam twarz, po czym zabrałam się za tłumaczenie.

-Tony to nie tak jak myślisz.-Powiedziałam.

-Ty nie chcesz wiedzieć co myślę.-Zaśmiałam się nerwowo, by obrócić całą sytuację w żart.

-A po co wam był Qunijet. -Zapytał wkurzony Steve.-Całkiem podejrzana sytuacja...

-Pierdol się Rogers. Czemu ty tu w ogóle przyszedłeś?-Uśmiechnęłam się do niego.-Wracając,-spojrzałam na milionera-jesteśmy w czarnej dupie, bo Fury nas wpakował w robotę. Mam na prawdę w dupie co wy teraz myślicie i jak bardzo przewalone mam.-Z każdym słowem widziałam jak Andy ucieka, by nie brać w tej kłótni udział.-Nikogo nie zabiłam spełniłam dobry uczynek, bo ochroniłam kilkadziesiąt osób, a teraz pozwólcie mam was w dupie.-Ominęłam obok nich, co również wykorzystałam i stanęłam na stopę Rogersowi. Czy jestem wredna? Tak, ale zależy jak na to spojrzymy.
Wróciłam do pokoju i skończyłam szybko pakowanie. Położyłam kartony przy drzwiach. Spojrzałam na plecak, który wołał mnie na ostatnie przejście po Nowym Jorku przez najbliższy czas. Złapałam za niego i poszłam do windy, która zatrzymała się na 153 piętrze. No kur... Czy to musi być kapitan?! Połowy jazdy była cisza. 

-Przepraszam cię, nie chcę byśmy się rozstawali w niezbyt miłych stosunkach, po prostu martwię się o ciebie.-Odezwał się. 

-Wiesz Steve...-Położyłam mu dłoń na ramieniu.-Nie mam nic do naszych stosunków, znaczy to nie tak, że mnie kompletnie nie obchodzą.... nie, czekaj faktycznie nic one dla mnie nie znaczą. Wiedz, że dalej żywię urazę za to, że jesteś wrzodem na dupie.-Zaśmiałam się usatysfakcjonowaną moją odpowiedzią.

Wylądowałam po kilku godzinach spaceru w sklepie z kanapkami. 

-Dzień Dobr....-Spojrzałam na źródło znanego mi głosu.

-Julia?! Ale jak co? Czemu tu jesteś?

-Bo byłam głodna?-Wzruszyłam ramionami.

-Chodź.-Wziął mnie za rękę. Załapałam w ostatniej chwili kanapkę, która o mało mi nie spadła i poszłam z nim.

-Jak tu się znalazłaś? Coś się stało?-Zapytał zmartwiony.

-Kolejne nieporozumienie w wieży. Nie chciałam tam siedzieć. Gdzie my w ogóle idziemy?- Spytałam, zatrzymując ciągnącego mnie chłopaka.

-Do cioci May.-Spojrzałam na niego niezrozumiale.-Tam gdzie mieszkam.-Westchnął. Otworzył drzwi i zaprosił do skromnego, ale jednocześnie wystawnego mieszkania.-Ciociu?!

-Tak Pit?-Zapytał miły głos z kuchni. Zaprowadził mnie do niej i przedstawił.

-Dzień dobry. Jestem Julia Stark. Miło mi.-Powiedziałam przejęta  i podałam rękę. Kobieta miło się uśmiechnęła, a następnie uścisnęła dłoń.

-Jesteście z Tonym do siebie bardzo podobni.-Oznajmiła, spoglądając się na mnie dokładnie.

-Dziękuję.-Kiwnęłam głową zawstydzona. Kobieta nie widziała chyba, że Stark to nie mój ojciec.

-Idziemy do mojego pokoju?-Zapytał Pit.

-Spoko.-Byłam ciekawa jak on wygląda. Był on dość duży, ciemny i dużo budowli z Lego. Dokładnie tak sobie go wyobrażałam. 

-Cześć May! Idę do Petera.-Wszedł optymistyczny nieco otyły chłopak.

-Część Ned. To jest Julia Stark.-Pokazał na mnie. Ja tylko mu pomachałam. Ned ze zdziwienia aż opuścił Lego Star Wars. Kojarzyłam jego głos. Wtedy, gdy ratowaliśmy Iron Mana to on nam pomagał.

-Budujecie Gwiazdę Śmierci?-Zapytałam z zachwyceniem, próbując odratować niepołamane części.

-To to ty wiesz co to?-Zapytał się jąkając przyjaciel Parkera.




Black AvengerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz