Poszłam do pracowni, ale ujrzałam tylko porozwalane części i dokumenty. Standardowy bród, smród i ubóstwo, jednak ostatnie nie do końca się zgadzało.
-Friday, gdzie jest Stark?-Westchnęłam, rozglądając się po pomieszczeniu, które przyprawiało mnie o zdenerwowanie, że tak można nabałaganić.
-Sir jest w Nowym Yorku. Steve Rogers został złapany. -Odpowiedział mi SI.
Wzdrygnęłam się na tą informację. Wykręciłam jak najprędzej numer do Tonego, ale nie łaska odebrać. Zacisnęłam dłonie w pięści, wiedząc, że będę musiała złożyć w wizytację.-Przygotuj mi mój strój.-Rozkazałam, zdejmując bluzę.
-Ale sir, on jest w fazie testów.
-Ile procent, że dolecę do... Właśnie gdzie on jest dokładniej?-Zmarszczyłam brwi. Zastanawiałam się, gdzie ten cyrk może się odbywać.
-W bazie państwowej. 90%, że droga się powiedzie. Przewidywany czas 30 min.-Uhuhu Tony musiał do nowej zbroi wstawić silniki rakietowe. Maszyna oplotła moje ciało. Przed oczami pokazały mi się wszystkie współrzędne i kontrolki do lotu.
-Sir, otoczyły nas helikoptery z ładunkami oraz bronią.-Ostrzegła mnie sztuczna inteligencja.
-Czego one chcą do cholery?!-Przestraszyłam się. Odpaliłam monitoring i spojrzałam na sytuację, jaka kreowała się przed willą.-Czyje one są?
-Przypuszczam, że należą one do rządu. Powiadomić pana Starka?
-Daj mu znać i ma oddzwonić jak najprędzej, bo mu nogi z dupy powyrywam.-Warknęłam zła.-Czas rozruszać kości.-Wyleciałam na dach budynku, gdzie zaczęło roić się od agentów, którzy bezczelnie celowali we mnie.
-Wy-wy-wy chcecie mnie zastrzelić?-Roześmiałam się, widząc zwykłe gnaty. Połamią sobie zęby na mojej zbroi. Biorę przykład z Starka i zostaję kolejnym pokoleniem blaszaków.
-Witam młodą Stark. Miło mi Ciebie wreszcie poznać.-Wyłonił się zza nich dowódca. Był wysoki i napakowany. Nie sprawiał wrażenia człowieka, który pracuje umysłowo. Friday pokazała mi jego akta. Moje przypuszczenia się sprawdziły. Pracował w terenie.
-Bez wzajemności.-Odpowiedziałam z przekąsem.-Zastawiam dlaczego nie raczyliście zapukać do drzwi, tylko wysyłać połowę wojska. Nie ma ważniejszych spraw?
-Podpiszesz pewien papier i będziesz wolna.-Mruknął zirytowany, wyciągając tablet z rysikiem.
-A co jeśli nie chcę tego podpisywać? Jak mniemam to dokument uzależniający mnie od rządu. Stanę się kolejnym pieskiem na posyłki.-Prychnęłam, zakładając ręce na piersi. Nie chcę być od nikogo uzależniona. Powinnam mieć wolną rękę.
-Staniesz się oficjalnie przestępca.-Rzekł poważnym i niemiłym dla ucha głosem. Oj cierpliwość to gość miał słabą.-Podpisujesz to czy nie?-Podszedł bliżej.
-Chcę najpierw wiedzieć się Anthonym Starkiem.-Oznajmiłam, bez możliwości przyjęcia sprzeciwu. Musiałam z nim przedyskutować, co oni narobili, że rząd się mną nagle interesuje.
-Więc lecimy do bazy.-Oznajmił, wskazując na statek.-Zapraszamy na pokład.-Westchnęłam wychodząc z zbroi i przekroczyłam próg quinjeta. Chciałam usiąść, kulturalnie na miejscu pasażera, ale żołnierze rzucili się jak wygłodniałe psy. Otworzyłam szeroko oczy z przerażenia, próbując panicznie przywołać zbroję, ale było już za późno. Dwóch z nich przygniotło mnie sprowadzając na ziemie. Próbowałam się szamotać i krzyczeć, ale nic to nie dało, a tylko pogorszyło. Byli bardzo brutalni, nie martwiąc się, że mogą mi coś skręcić, czy nawet połamać. Jeden z nich odchylił mi głowę, by móc dostać się do szyi. Wyjął z kieszeni dziwną strzykawkę z bezbarwną substancją. Zamachnął się i wbił mi igłę prosto w skórę, po czym wyjął to. Miejsce rany, zaczęło mnie parzyć i szczypać. Po tym puścili mnie, odsuwając się delikatnie i śmiać, gdy tylko moja próba wstania zakończyła się niepowodzeniem. Zataczałam się, uderzając o różne rzeczy, a obraz zaczynał się coraz bardziej rozmazywać.
-Kurwa.-Warknęłam pod nosem, czując jak te bolesne uczucie, zaczyna rozchodzić się po całym ciele, paraliżując je.
Uchachany dowódca podszedł do mnie, z obrzydliwym uśmiechem na twarzy.-Hail Hydra kotku.-Powiedział z sztucznie, zamachnął się i uderzył mnie rękojeścią. Odebrało mi to przytomność na kilka dobrych godzin bo przebudziłam się dopiero w ich bazie, przywiązana skórzanymi pasami, do metalowego krzesła. Głowa mi pulsowała, nie dając mi zapomnieć o uderzeniu. Gdyby przyłożył się trochę mocniej, czaszka by mi pękła na pół.
Poczułam, nagle jak ktoś chwyta mnie za włosy i podnosi głowę. Syknęłam pod nosem, nie mogąc uspokoić zawrotów. Byłam na granicy, żeby nie odlecieć kolejny raz.-O obudziła śpiącą królewna.-Usłyszałam męski głos. Próbowałam spojrzeć na jego właściciela, ale widziałam tylko plamy, które pływały po całym pomieszczeniu.
-Mów kurwa, bo roztrzaskam ci tą piękną twarzyczkę.-Odparł drugi. Kiwnęłam do niego głową by się zbliżył.
-Pierdol się.-Wyszeptałam z ledwością, szeroko się uśmiechając. Brunet zamachnął się i uderzył mnie z otwartej dłoni w policzek. Zrobił to z taką siłą, że w uszach rozległ się pisk. Skrzywiłam się, czując metaliczny posmak. Sukinkot rozciął mi wargę.
-Powiesz?-Ponowił pytanie. Zignorowałam go, co dało mu pretekst do ponownego uderzenia.
Zacisnęłam oczy, z których leciały mi niekontrolowanie łzy. Nigdy nic mnie tak cholernie nie bolało. Gdyby teraz dali mi naładowany pistolet, sama bym się odstrzeliła, byle mieć spokój. Wyplułam nagromadzoną krew, mało co przy tym nie wymiotując.-Dość! Szef chcę ją sam przesłuchać.-Czyli to było przesłuchanie? Kurwa znam chyba inną definicję. To było diaboliczne wyżywanie się. Zdenerwowany brunet wyszedł z trzaskiem drzwi, a ja mogłam chwile odetchnąć, nie będąc wreszcie bita. Wzrok unormował mi się, ale szumy uszne nie ustały, a raczej się nasilały.
-Dajcie jej wody.-Wszedł starszy człowiek z wielką szramą na policzku. Był dość wysoki, a jego rysy potęgowały moje przerażenie.
Wartownik podsunął mi kubek z wodą. Pośpiesznie ją piłam, bojąc się, że to mój ostatni płyn przed śmiercią.-Możemy załatwić to ugodowo. Powiesz tylko kilka informacji.-Wyjął ostrze i zaczął się bawić nim w ręku. Przełknęłam ostatni łyk i odchrząknęłam, zastanawiając co mogę zrobić w tej gównianej sytuacji.-Nic ci nie powiem. Możecie mnie dobić.-Oznajmiłam niemal od razu.
-Powiedz o planach Avengers. Wtedy Cię może nie zabiję gówniaro.-Popatrzyłam się na niego z politowaniem.
-Nie będę się powtarzać, ale dodam jedną rzecz. Jeśli to jakimś cudem to przeżyję, umrzesz dławiąc się swoją krwią, tak samo jak ten twój sukinsyn.-Miałam namyśl bruneta, który okładał mnie wcześniej.
Mężczyzna, zaśmiał się w głos, zbliżając się niebezpiecznie do mnie. Schylił się, jakby miał mi coś do powiedzenia. Ale nic z siebie nie wydusił, tylko wbił ostry sztylet w moje udo.
Wrzasnęłam na całe gardło, czując jak przebija mi nogę na wskroś. Spojrzałam na sterczący nóż i zaczęłam się trzęść. Robiło mi się coraz chłodniej.
CZYTASZ
Black Avenger
FanfictionJest to książka o dziewczynie, która nie miała łatwo w życiu. A w dodatku musi zamieszkać z mścicielami i postanawia dołączyć do nich. Jednak ten wybór przysparza jej więcej przygód i to nie tylko tych miłych, a rozterki sercowe nie poprawiają spra...