5.

1.2K 67 1
                                    

-Hej.-Wszedł zaspany Bucky. Odmruknęłam mu cicho.-Jak się spało u bożka.-Powiedział, nie spoglądając na mnie. Czułam w jego głosie nutkę pretensjonalności, jakby nie pasowało mu, że nie spałam u siebie.

- Zmieniłeś opatrunki i bandaże?-Spytałam ozięble. Wiedziałam, że wina leżała po mojej stronie za małe spięcie po mojej stronie, ale musi wiedzieć, że ja chcę mu tylko pomóc, a nie robić krzywdę. 

-Jeszcze nie.-Odpowiedział. Chciał coś jeszcze powiedzieć, kiedy wychodziłam, ale byłam  szybsza.

-Zmień bo nikt inny tego nie zrobi, może wdać się zakażenie.-Odparłam, a następnie poszłam do Lokiego. Myślałam, że jeszcze będzie spał, ale przeglądał jakieś papiery.-Przyniosłam ci śniadanie w podziękowaniu za czytanie i przenocowanie mnie.-Uśmiechnęłam się i postawiłam jedzenie na stoliku.

-Dziękuję, a nie zjesz ze mną?-Zapytał, kiedy naciskałam klamkę.

-Nie jestem głodna.-Odparłam. Kiedy przechodziłam obok pokoju bruneta, zatrzymałam się. Sumienie zaczęło walkę, a chęć skontrolowania tego czy faktycznie zmienił bandaż, rosło w siłę. Zrezygnowana, zapukałam, po czym weszłam do niego. Lepsza strona mnie wygrała, choć czasami się zastanawiam czy w ogóle taką posiadam.-Usiądź normalnie zmienię ci bandaże.-Nakazałam bez zbędnych ceregieli. Poszłam po apteczkę, a kiedy wróciłam miał już zdjętą koszulkę. Przez cały ten czas nie spuszczał na mnie wzroku, co zaczęło być uciążliwe.

-Co się gapisz?-Spytałam zirytowana, wyrzucając brudną gazę.

-Chcę cię przeprosić za wczoraj.-Odezwał się. 

-Więc przepraszaj.-Uśmiechnęłam się delikatnie. 

-Zachowałem się tak dlatego dlatego, że gdy trafiłem do Hydry i stałem się ich bronią, raz się sprzeciwiłem. Był to pierwszy i ostatni raz. Drugi raz takiego piekła bym nie przeżył. 
Powodem też mogło być to, że od dawna nikt nie dotykał mnie "w taki sposób". Starałem się zamykać na nowe znajomości z płcią przeciwną.-Wytłumaczył.
Spojrzałam na niego. Łzy zaczęły mi samoistnie napełniać powieki. Wolałam tego nie wiedzieć. Bałam się jego cierpienia. Jednak imponowała mi jego odwaga, że był w stanie mi powiedzieć o czymś tak bolesnym. Przytuliłam się do niego niepewnie, by dać choć trochę poczucie wsparcia.

-Ej nie płacz, nie warto.-Szepnął, gładząc mnie po plecach.

-Przepraszam, ja nie wiedziałam.-Oznajmiłam co chwilę pociągając nosem. Złapał moją twarz i kciukami wytarł łzy. Na jednym poliku czułam przyjemny chłód od metalowej protezy.

-Nic się nie stało.-Pogładził  moją twarz.-Na rozluźnienie proponuję miły trening. Co ty na to?

-Nie powinieneś się gwałtownie ruszać bo zerwiesz szwy.-Zaznaczyłam i pokazałam na jego brzuch.

-Nic mi nie będzie, za pięć minut na siłowni.-Kiwnęłam głową i poleciałam do pokoju się przebrać w sportowy strój, po czym ruszyłam do sali. Stał tam już gotowy Barnes.

-Już jestem.-Mruknęłam. Brunet odwrócił się w moją stronę, posyłając mi przystojny uśmiech. Zrobiliśmy krótką rozgrzewkę i przystąpiliśmy do walki wręcz. Nie szło mi za dobrze, uważałam bardzo, żeby nie trafić go w ranę.

-Może się o coś założymy?-Spytał podcinając mi w tym samym czasie, nogi. Przez co upadłam z hukiem.

-Nie uderzę cię, jesteś ranny.-Prychnęłam, wstając z twardej podłogi.

-Mhm po prostu się boisz, że przegrasz.-Zaśmiał się, czym mnie sprowokował do podjęcia walki.

-Nie boję się, o co chcesz, jeśli wygrasz? Pytam z czystej ciekawości bo oczywiście wykluczam moją przegraną.-Posłałam mu wredny wyraz twarzy.

-Będziesz robiła przez cały dzień co ja będę chciał, a gdy ty wygrasz to ja będę słuchał twoich zachcianek, stoi?-Zmrużyłam oczy, przemyślając wszystkie za i przeciw. Lecz po krótce się zgodziłam.
Super żołnierz, walczył jeszcze bardziej zaciekle. Zaczynałam być na przegranej pozycji, lecz opracowałam plan idealny, może nie do końca fair, ale idealny. Kiedy zadał mi kolejny cios w brzuch przewróciłam się i zaczęłam jęczeć z bólu. Brunet zauważył, że coś jest nie tak i podbiegł do mnie.

-Wszystko dobrze? Co cię boli?-Pytał przejmując się zaistniałą sytuacją.

-Chyba mam złamane żebro.-Syknęłam. Kiedy wyciągnął rękę, chcąc sprawdzić, które się złamało, złapałam go za rękę przewróciłam go, a następnie przygwoździłam do podłogi. Usiadłam na niego okrakiem i zaczęłam wykręcać mu ramię.

-Odpukaj.-Rozkazałam co posłusznie zrobił, nie widząc innego wyjścia.

-Podstępna baba.-Warknął masując rękę, na te słowa uśmiechnęłam się chytrze.

-Zgodnie z zakładem, cały dzień robisz to co ja chcę, więc...-Zaczęłam myśleć co James mógłby zrobić dla mnie wbrew jego woli hmmmmm...-WIEM! Jedziemy do fryzjera.-Irytowały mnie jego włosy. Mimo, że nawet ładnie w nich wyglądał, choć trochę Jezusowato, to nie były one w najlepszej kondycji. Wydawały się też mu przeszkadzać w walce.

-Co? Czemu? Lubię swoje włosy!-Oburzył się.

-Wyglądasz jak Jezus.-Skomentowałam na co zaczął mnie zabijać wzrokiem.-Za pięć minut w garażu.-Mruknęłam i poszłam szybko pod prysznic. Moje pięć minut zamieniło się w pół godziny, z resztą jak zawsze.
Weszłam do garażu w którym stał znudzony Barnes. Założyłam rękawiczkę na metalową protezę i podeszłam do niego.

-Mieliśmy się spotkać za pięć minut!-Pokazał palcem na zegarek, który miał na nadgarstku.

-Nie moja wina, że nie mogłam znaleźć mojej ulubionej bluzy.-Prychnęłam.

-Nie mam na ciebie siły. Mogłaś do mnie przyjść, dałbym ci jakąś moją.-Westchnął i pokręcił głową. Zawstydziłam się nieco, usłyszawszy drugą część wypowiedzi. Na pewno skorzystam z tej propozycji.-Którym jedziemy?-Spytał. Wybrałam czarnego Range Rovera, którego uwielbiałam. Był rodzynkiem pośród kolekcji Starka, który ubóstwiał audi.




#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$#$

Minionki wy moje kochane, jeśli pod rozdziałem pojawi się 10 gwiazdek wstawiam kolejny na następny dzień. 

Black AvengerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz