21.

694 34 3
                                    

-Nic ci nie jest?!-Wbiegł Steve, a za nim Buck na dźwięk zbitego szkła. Spojrzeli na szklankę, a następnie na siebie. Szepnęli coś, po czym usiedli bez słowa w sali. Samym widokiem mnie irytowali. Rozumiałam, że Tony jest przewrażliwiony na moim punkcie, ale oni by mogli poprzeć moją stronę.

-I co teraz? Dwaj idioci będą mnie pilnować? Ochrona na polecenie Starka. Spokojnie nie ucieknę, nie mam gdzie. Nie mam jak.-Mruknęłam, próbując usiąść na łóżku. Wolałabym zostać sama do puki nerwy nie opadną, bo przewidywałam, że może się to źle skończyć.

-To co mówił Stark wydawało się najlepszą opcją dla ciebie.-Oznajmił blondyn przeczesując włosy. 

-Umiem o siebie zadbać. Tony wam raz czegoś nagadał i idziecie za nim jak ślepi.-Wytarłam łzy, które leciały mi po policzku. Nie przypuszczałam, że staną murem za nim.

-Tu chodzi o twoje bezpieczeństwo. Jakby nie patrzeć najczęściej narażasz swoje życie, a dla nas przez to nie ma dobrej przyszłości.-Odezwał się zachrypniętym głosem Barnes, spoglądając na opatrzony bok.

-Nigdy NAS nie było i nie będzie.-Zacisnęłam zdenerwowana pięści. Kapitan spojrzał się momentalnie na Jamesa, który wyszedł bez słowa, trzaskając drzwiami. Rogers westchnął ciężko, przygotowując się do wypowiedzi, jak na apelu. Wiedział o mojej pyskatej naturze oraz często nieprzemyślanymi słowami.

-Odsuwając od siebie wszystkich niczego nie zmienisz.-Mruknął cicho.

-Dobra, przymknij się już, Jezusem nie jesteś. Nie wiesz wszystkiego i mnie nie uzdrowisz, więc się tak nie zachowuj.-Warknęłam, włączając telewizję. Spoglądałam na niego kątem oka. Widziałam jak walczy ze sobą, żeby też nie wyjść. Miałam ochotę go jeszcze rzucić poduszką, aby wyszedł, ale bałam się, że się obrazi na amen.
Ujrzeliśmy otwierane drzwi, a w nich Jamesa z piciem. Podał Rogersowi kawę, a mi na szafce postawił herbatę, po czym usiadł na sowim miejscu.
Blondyn był równie zaskoczony co ja, przybyciem bruneta.
Nikt przez kilka następnych godzin się nie odzywał, ciszę zagłuszał tylko dźwięk telewizora. Co mi nawet odpowiadało, bo myśli huczały mi w głowie.

-Idziesz Tony woła na zebranie odnośnie misji?-Spojrzał Cap na swój telefon, kierując sowie pytanie do swojego przyjaciela. Widać, że chciał jak najprędzej ulotnić się. Był zmęczony przebywaniem ze mną.

-Nie ja zostanę i tak nie jadę, poradzicie sobie.-Spojrzał się na niego posyłając mu zmęczony uśmiech. Steven kiwnął głową, popatrzył się jeszcze na mnie, chcąc coś powiedzieć, ale odpuścił jak zobaczył, że pokazuję mu środkowy palec.

-Nie potrzebuję litości, masz pewnie jakieś ważniejsze sprawy niż siedzenie tu.-Warknęłam. Nic na to nie odpowiedział.-Może ta barmanka czeka...-Tu faktycznie przegięłam i pożałowałam moich słów, ale moja hipokryzja jest na tym samym poziomie co ego Starka.

-Słuchaj, wytrzymuję to tylko dlatego, że cię kocham i wiem, że robisz to pod wpływem emocji, ale wiedz, że wszystko ma swoje granice.-Oznajmił ostro, grożąc mi palcem. Momentalnie zrobiło mi się wstyd za swoje zachowanie. Postanowiłam, że się zamknę i nie będę odzywać. Zdałam sobie sprawę, że gdyby on do mnie tak powiedział, wyszłabym i w ogóle nie wracała.
Bucky siedział tak ze mną do wieczora, cicho czytając książkę.

-Pan zostaję na noc?-Spytał lekarz, podczas obchodu.

-Tak tak.-Mruknął brunet, spoglądając się na wysokiego mężczyznę.

-Jeśli będzie jej trzeba podać jakieś leki nasenne albo uspakajające, proszę się zwrócić do pielęgniarek.-Uśmiechnął się do Bucka, po czym wyszedł.

-Zwolnię go.-Mruknęłam pod nosem, co wywołało uśmiech Barnesa.-Jak chcesz idź spać do siebie. Masz cienie pod oczami.-Dodałam cicho, odwracając głowę. Było mi głupio za niedojrzałe zachowanie.

-Nie chcę.-Oznajmił krótko, nie odrywając się od lektury. Zacisnęłam pięści i w końcu zebrałam się na przeprosiny.

-Przepraszam, byłam wredna i nie miła.-Odparłam, bawiąc się palcami.

-No byłaś. Stevenowi się należą też przeprosiny.-Odgarnął włosy do tyłu, po czym przełożył stronę książki. Jakoś w kwestii Steva nie czułam się winna. 

-Wiem.-Szepnęłam.-Nic więcej nie powiesz?-Zmarszczyłam brwi.

-Nie mam co.-Odpowiedział krótko, co nie pasowało mi do jego osoby. Dalej czułam, że nie jest pomiędzy nami dobrze.

-Irytujesz mnie, wolę, żebyś na mnie nakrzyczał czy coś.-Powiedziałam, rzucając w niego jaśkiem. Złapał poduszkę i położył sobie pod głowę.

-Nie jestem zły, więc nie mam co krzyczeć. Jest mi po prostu przykro.-Odłożył książkę na parapet. Przysunął się z krzesłem do mnie. Podparł głowę o rękę i przyglądał mi się.

-Przepraszam. Po prostu ja się nie zgadzam. Podjęliście decyzję za mnie.

-Jest to decyzja, którą da się zmienić, ale musisz wrócić do zdrowia. Mi bardziej chodzi czy ty na prawdę chcesz być ze mną?-Spytał z miną szczeniaka.-Jak uważasz, że nigdy nas nie było to po co to dalej ciągnąć. 

-Oczywiście, że chcę idioto.-Rozpłakałam się.-Byłam po prostu zła. Tam są dzieci. Widziałam salę do której trafią, albo już trafiły.-James złapał mnie za dłoń, pokrzepiająco.

-Spokojnie cała drużyna się tym zajmie, a Tarcza zaopiekuję się nimi. A teraz spać idź bo późno, a musisz się zregenerować.-Uśmiechnął się. Kiwnęłam głową, po czym ułożyłam się na boku. Złapałam go mocniej za rękę. Nie chciałam, żeby mnie opuszczał, nigdy. 


Black AvengerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz