55.

1.4K 61 7
                                    

-Pragnę dostać od ciebie Panie kamień dusz.-Pochyliłam głowę. Wyrwał z rękawicy i włożył mi do metalowej ręki. Kiedy kamień spoczął w protezie, poczułam jak całe ciało rozrywa nieznana mi siła. Słyszałam jęki uwięzionych ludzi w minerale. Tak właśnie sobie wyobrażałam jęki z piekła.
Loki podbiegł do mnie i zaczął coś szeptać. Po chwili ból ustąpił.-Jak ty to zrobiłeś?-Spojrzałam się na bożka. Uśmiechnął się.

-Kilka zaklęć. Moc kamienia mogła cię rozsadzić. Nie przemyśleliśmy, że dalej jesteś człowiekiem.-Wytłumaczył i kawałkiem materiału, zaczął wycierać, stróżkę krwi, z ust.

-Dziękuję.-Odetchnęłam z ulgą. 

-Widzę, że łączy was miłość moje dzieci.-Powiedział Thanos, spoglądając się jak na własne dzieci. Wyglądał na przepełnionego dumą.-Zaopiekuj się nią. Musi odpoczywać, puki nie okiełzna nieznanej jej mocy i siły.-Nakazał. Czarnowłosy skinął głową i wyprowadził mnie z sali.

-Musimy wracać.-Przyśpieszył korku, a ja za nim.-Ale musimy iść po księgi. Mają zaklęcia, które mogą nam pomóc.-Kiwnęłam głową. Wparowaliśmy do magazynu ze zbiorami i pakowaliśmy tyle ile daliśmy uradzić. Złapał mnie za dłoń i zaczął szeptać w starożytnym języku. Portal prędko nas porwał w głąb. 
Kiedy stanęliśmy na nogi w kwaterze Avengers, upadłam, upuszczając książki. 

-Wreszcie w domu!-Oznajmiłam prawie płacząc.-Boże mój pokój.-Doczołgałam się do łóżka. Miałam się ochotę popłakać. Tyle miesięcy na statku bez ziemskich rzeczy przyprawiło mnie o tęsknotę za domem. Nigdy się nie spodziewałam, że będę się cieszyć na widok mojej kwatery. 
Kiedy złapałam oddech, po przeteleportowaniu się, postanowiłam udać się do drużyny. Miałam nadzieję na ujrzenie zdrowego Tonego, miałam do niego tyle pytań oraz ogromną chęć pokłócenia się. 

-Zostań tu. Mogą doznać szoku, że mnie widzą, a ty tylko to spotęgujesz.-Nakazałam Lokiemu, który westchnął ciężko i opadł na fotel. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest najbardziej lubiany przez Avengers. Przed spotkaniem, przebrałam się w luźniejsze i bardziej zakrywające rzeczy. Chciałam ich stopniowo wprowadzać w zaistniałą sytuację. 

-Karen, gdzie znajduje się Steve?-Spytałam naciągając na siebie beżową bluzę, która zamaskuje częściowo moją metalową kończynę. 

-Pan Rogers aktualnie przebywa na sali treningowej. Przekazać mu, że panienka się zjawiła?

-Nie nie nie...-Szybko odpowiedziałam. Wolałam go wziąć z zaskoczenia. Spięłam jeszcze już za długie dla mnie włosy i poszłam na salę. 
Blondyn nerwowo uderzał w worek. Wydawało mi się, że jest w transie. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na ramieniu, obawiając się, że oberwę z męskiego łokcia. 
Zaskoczony kapitan, złapał mnie za rękę, szybko powalił na ziemię i zaczął mi wykręcać w bolesny sposób ramię.

-Steven to ja...-Stęknęłam przyszpilona do maty. Na plecach czułam ciężar mężczyzny, przez co ledwo oddychałam. 

-Zdradziłaś, po co wracasz?-Spytał przez zęby.

-Nie zdradziłam głupi. Poszłam za Thanosem, by odzyskać kamień dusz.-Wytłumaczyłam z trudem łapiąc powietrze.-Rogers znasz mnie. Proszę, zejdź ze mnie wszystko ci wytłumaczę...-Czułam jak się waha. Miał prawo uznać, że ich porzuciłam. Nie miałam wtedy jak tego wytłumaczyć. On widział jak błagałam wielkoluda o służbę przy jego boku. Przez te kilka miesięcy żołnierzyk mógł pielęgnować zdenerwowanie na mnie.

-A tylko spróbuj coś wywinąć...-Pogroził, ale poluźnił uścisk i zszedł ze mnie. Cholera, dalej używał tych sosnowych perfum. Dlatego kochałam podkradać mu jego koszulki.

-Musieliśmy to zrobić, nie było innego rozwiązania. Na walkę byliśmy zbyt słabi, a każdy atak spowodowałby kolejne straty. Wymyśliłam to, by dostać jeden z kamieni. Zdobyłam i wróciłam. Tak długo budowałam zaufanie Thanosa. Potrzebowałam czasu.-Niebieskie tęczówki, dalej patrzyły na mnie z delikatnym obrzydzeniem i złością.-Steven, mówię prawdę...

-Czemu miałbym ci wierzyć? Skąd mam pewność, że przy pierwszej okazji nie zrobisz tego samego?-Zmierzył mnie wzrokiem. Nie wierzył. Trochę zabolało, że miał takie zdanie o mnie. Zawsze byłam wierna moim przyjaciołom, mojej rodzinie...

-Żeby dostać jeden z kamieni, Thanos postanowił przeprowadzić ulepszenia na mnie, bym była godna, posiadania tak nieskończonej mocy. Zgodziłam się na to poświęcenie.-Podwinęłam rękaw oraz podciągnęłam lewą nogawkę.-Mam bioniczne lewe kończyny. Uznał, że lewa strona jest zbyt słaba.-Blondyn otworzył szeroko oczy z przerażenia. Nawet usłyszałam ciche przekleństwo z wrażenia.-Nie chciałam was zostawiać, ale na prawdę to było jedyne racjonalne wyjście w tamtym momencie.

-Co on ci zrobił...-Wyszeptał, przejeżdżając palcami po święcącym metalu.

-Jest dobrze, na początku było ciężko, ale teraz nie czuję różnicy.-Uśmiechnęłam się pokrzepiająco. Chyba chciałam sama siebie przekonać bo do teraz nie mogłam się przyzwyczaić. Irytowało mnie, że nie czułam tekstury, temperatury, tylko ciągły ból. Jakbym ruszała prawdziwą ręką, albo skurcz w nodze. Mózg nie mógł się przyzwyczaić i wysyłał błędne bodźce.

-Pójdziemy do reszty? Chciałabym się z nimi przywitać, ale bez ciebie może być to ryzykowne.-Zaśmiałam się nerwowo. Mogli podobnie zareagować co Rogers.
Mężczyzna pokiwał głową i wyciągnął rękę, aby pomóc mi wstać. Kiedy szyliśmy korytarzami bazy, spoglądałam na niego ukradkiem. Zapuścił brodę, przez co wyglądał sto razy przystojniej. 

-Tęskniłem...-Odezwał się po chwili ciszy.

-Ja za tobą też...-Wytrzeszczyłam oczy, łapiąc się na tym, co właśnie powiedziałam.-Ogólnie za wami.-Poprawiłam się niemal od razu. Steve nie zwrócił na to uwagi. Uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu, zanim wprowadził resztę w mój powrót.

Po długich godzinach przesiedzianych na rozmowach, wróciłam do pokoju. Mogłam wreszcie chwile odetchnąć, ale z tyłu głowy czułam niepokój. Tony dalej nie wrócił, ale chociaż czułam, że żyje i niedługo się spotkamy. 




Black AvengerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz