-Pobudka, gołąbeczki!-Obudził mnie przesłodzony głos Clinta.
Przetarłam oczy, podnosząc się z torsu bruneta. Zaczęłam łączyć fakty.
Spojrzałam wkurzona na Clinta. Mimo, że czułam się nieco niezręcznie budząc się tak, nie przeszkodziło mi to, żeby zaplanować w sekundzie zemstę na człowieku, który mnie obudził.-Zginiesz!-Odparłam, zrywając się w sekundzie na równe nogi. Chciałam za nim gonić, ale przewróciłam się o własne nogi. Odwróciłam się na plecy, stękając pod nosem, który cholernie bolał.
-Nic ci nie jest?-Wyciągnął dłoń, rozbawiony brunet.
-Żyję.-Powiedziałam otrzepując się z popcornu, który zamiast być w misce znalazł się na podłodze. Przyczyną mogło być moje zaśniecie, kiedy trzymałam w ręku przekąskę. Przywróciliśmy pokój do nieco normalnego wyglądu.
Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzałam się na niego, pokazując dłonią balkon, który służył za drogę ucieczki.-Kto tam?-Spytałam, podnosząc poduszki z podłogi i rzucając je na kanapę.
-Steve, możemy porozmawiać?
-No, wchodź.-Westchnęłam. Chciałam by się wreszcie odczepił i nie robił dróg krzyżowych do pokoju. Wszedł, po czym oparł się o biurko, zakładając ręce na piersi.-O co chodzi?-Zmarszczyłam brwi modląc się, żeby to nie była przemowa.
-Jak chcesz to możemy dzisiaj potrenować.-Zaskoczył mnie tą propozycją. Kiwnęłam głową, uśmiechając się do niego delikatnie co odwzajemnił. Umówiliśmy się za godzinę na sali, bo musiał jeszcze coś zrobić, a ja zjeść śniadanie, które dla blondyna było najważniejszym posiłkiem dnia.
Przez próg zauważyłam bruneta, do którego moja niechęć niezelżała. Przemyślałam odwrót, jednak to nie ja zawiniłam, więc nikogo nie będę unikać.
Siedział w rogu spoglądając na mnie ukradkiem, a następnie na bukiet, który stał na blacie wraz z mała karteczką. Była o kremowym ubarwieniu i napisem "przepraszam".
Przeszłam obok podarunku obojętnie, mimo, że kwiaty były wprost bajeczne. Sięgnęłam do lodówki po jogurt i posłałam chłodne spojrzenie mężczyźnie.-Wracam po kwiaty tylko dlatego by się nie zmarnowały, a nie dlatego, że ci wybaczam.-Podbiegłam po nie, by następnie oddalić się z miejsca kradzieży. Gdy brałam roślinki, widziałam jak mężczyzna delikatnie się rozpromienia.
Wróciłam do pokoju. Zjadłam jogurt, po czym przebrałam się w dresy i poszłam do sali, gdzie stał już Rogers. Miał na sobie opinającą koszulkę, co mi bardzo odpowiadało, bo mogłam na niego bezkarnie patrzeć i się ślinić.-To co gotowa?
-Tak jest kapitanie!-Krzyknęłam rozbawiona, stając na baczność.
Zrobiliśmy rozgrzewkę, a od razu po niej improwizację walki. Mimo, że moje umiejętności w porównaniu do Rogersa nie dorastały mu do pięt, moja złość, motywowała mnie. Sprawiłam blondynowi problemy w pokonaniu.-Silna jesteś, jak na twoją posturę.-Zdziwił się mężczyzna, obrywając w prawy bok.
Nie spodziewanie do naszych uszu dotarło klaskanie. Spojrzeliśmy w kierunku drzwi, gdzie stała mało znana mi osoba. Był wysoki ubrany w czarne skóry, a jego oko zasłaniała przepaska, która dawała trochę komiksową wizualizacje.-Bardzo ładnie panno Stark.-Oznajmił zachrypniętym głosem.
-Mam się patrzeć na oko czy przepaskę, jak rozmawiam z panem?-Wyciągnęłam palec przed siebie wskazując na czarną tkaninę.
-Nick, co cię sprowadza?-Zapytał kapita, który uchronił mnie od złości nieznajomego. Nie uczestniczyłam w tej rozmowie, więc oddaliłam się pod prysznic. Chciałam wyjść z tej wieży by odetchnąć nieco. Wzięłam plecak, gdzie włożyłam na wszelki wypadek kostium, portfel oraz szkicownik wraz z ołówkiem.
Kiedy przechodziłam przez salon by się jeszcze napić, spotkałam ponownie na swej drodze miliardera, który najwidoczniej nie miał nic do roboty.
CZYTASZ
Black Avenger
FanfictionJest to książka o dziewczynie, która nie miała łatwo w życiu. A w dodatku musi zamieszkać z mścicielami i postanawia dołączyć do nich. Jednak ten wybór przysparza jej więcej przygód i to nie tylko tych miłych, a rozterki sercowe nie poprawiają spra...