Rozdział LXXIX - Sira

879 147 8
                                    

14 października

Zana wsunął się do namiotu niczym cień. Bezgłośny i ledwo zauważalny. Usłyszałem dochodzące z namiotu ciche odgłosy szamotaniny, a gdy wszedłem do środka, starszy alfa już odkładał na ziemię ciało łowcy. Cóż... jest w tym dobry. Nie dał mężczyźnie szansy na zaalarmowanie swoich. Kucnął przy nim i zaczął go przeszukiwać. W duchu prosiłem Matkę, by znalazł to, czego szukamy. Ostatnio dość często zwracam się do naszej opiekunki... ale wcześniej tego nie robiłem więc... nadrabiam. Po chwili alfa wyciągnął z kieszeni mężczyzny trzy klucze połączone metalowym kółkiem.

- Chyba to mamy.

- Czemu aż trzy? Wydawało mi się, że wszystkie klatki będą mieć takie same zamki.

- Możliwe, że pozostałe dwa są do kajdan.

- Tak... to ma w sumie sens. Na pewno jakoś ich spętali. No i te cholerne obroże. No dobrze... Więc co dalej?

- Idziemy do naszych... A po drodze możemy spróbować pozbyć się kilku łowców. Im więcej tych pilnych i stróżujących się pozbędziemy tym mniejsze szanse, że ktoś nas zauważy podczas ucieczki.

Cóż... podobał mi się ten plan. Na wszelki wypadek ukryliśmy ciało mężczyzny. A właściwie ułożyliśmy go tak, by wyglądał jakby spał. Później ostrożnie wymknęliśmy się z namiotu.

Bycie wilkiem pomaga nie tylko w otwartej walce. Jest równie przydatne przy polowaniu na ofiarę. Wyczulone zmysły, lekki chód, większa siła, która pozwala ci zdobyć przewagę nad ludzkim mężczyzną podczas szarpaniny. To wszystko robi z nas też doskonałych... cóż... chyba można powiedzieć, że skrytobójców. Koty są w tym oczywiście lepsze. My wilki raczej skupiamy się na pracy grupowej. To koty wykorzystują swoją zwinność i polują z ukrycia. Niemniej jesteśmy też ludźmi. Dzięki temu możemy połączyć nasze wilcze cechy z taktykami podpatrzonymi u kotów. Tych dużych i małych. W naszym wypadku raczej tych dużych. W naszych stadach nie ma udomowionych kotów. Nie dogadałyby się z wilkami... i z nami pewnie też tak średnio. W każdym razie... ludzie nie mieli szans.

Po drodze natknęliśmy się na piątkę. Trzech musiało być na patrolu. Pozostała dwójka wracała wspólnie do namiotów. Byli dość... weseli. I musieli się nawzajem podpierać. Próbowaliśmy ukryć jakoś ciała. Tak by nie rzuciły się od razu w oczy. Łowcy piją dziś przy ognisku, więc większość z nich nie będzie zbyt czujna podczas powrotu do namiotu. To właściwie działa na naszą korzyść...

Zatrzymałem Zane i postanowiłem podzielić się moim pomysłem. Mówiłem bardzo cicho. Był to szept nawet przy wyczulonych wilczych uszach. Cóż... Półwilczych. W zwierzęcej postaci Zana słyszałby mnie doskonale.

- Zana... Słuchaj... Jest ich około dwudziestu czyż nie?

- Tak.

- Nas jest czwórka... plus ci, których uwolnimy. Nawet jeśli tylko połowa zdoła się zmienić. Będzie nas mniej więcej trzynastu na dwudziestu nieco podpitych a w części pijanych ludzi. Nawet jeśli nasi są osłabieni... mamy przewagę wynikająca z elementu zaskoczenia. A przynajmniej na razie. Może powinniśmy ich wybić. Wiem, że to ryzykowne... ale ucieczka też nie jest doskonałym rozwiązaniem.

- ... Myślałem o tym.

- No i? Do jakich wniosków doszedłeś?

- Zamierzam ich zapytać. Musisz wziąć też pod uwagę to, że będą to ci słabsi z nas. To zapewne głównie bety i kilka omeg. Jeśli postanowią, że chcą walczyć, to właśnie zrobimy. Jednak jeśli nie będą chcieli ryzykować... spróbujemy się wymknąć.

- Rozumiem. Tak chyba będzie najlepiej. Po prostu... nie wiedziałem, że rozważasz taką możliwość.

Zana ma rację. Nie mam prawa wymagać od nich ryzykowania życia dla zemsty. Sami wybiorą którą opcję wolą. Nie wiemy też jeszcze, kto jest wśród uwięzionych ani ilu ich jest. Nie było sensu teraz o tym myśleć. Skupiłem się na tym, by bezpiecznie dotrzeć do naszych. Wiedzieliśmy mniej więcej, gdzie mogą znajdować się klatki. W końcu je dostrzegliśmy. Na szczęście, obeszło się bez przykrych incydentów.

Wilcza PieśńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz