Rozdział LV - Eris

979 161 32
                                    

3 września

Dzban upadł na ziemię i roztrzaskał się na kilka dużych kawałków. Patrzyłem na gliniane odłamki i wilgotną plamę, która została po wodzie. Ta bowiem błyskawicznie wsiąkła w glebę. Westchnąłem ciężko, nie wiedząc co właściwie mam teraz zrobić. Nawet przyniesienie dzbana wody mnie przerosło. Mokre naczynie wyślizgnęło mi się z rąk. To była wyłącznie moja wina, bo nie uważałem.

Nic wielkiego się nie stało. To tylko głupi dzban. A jednak wpatrywałem się w skutek mojego błędu. Z jakiegoś powodu mocno mnie to dotknęło. Dzban był ładny. A teraz jest zniszczony. Nie da się go naprawić.

Kucnąłem, by pozbierać gliniane kawałki. Nie chciałem, by ktoś przez przypadek na nie nadepnął i się skaleczył. Poza tym dzieci mogłyby się na nie natknąć. Wziąłem pierwszy z nich i przyjrzałem się mu. Czy naprawdę nie da się jakoś tego naprawić? Czy wszystko, co raz złamano, roztrzaskano czy zniszczono, już na zawsze takie pozostanie? Czy... czy wyrządzonej krzywdy nie da się już naprawić?

Nie zauważyłem, że płaczę. Zorientowałem się, dopiero gdy łza skapnęła na trzymany przeze mnie fragment wazy. Otarłem oczy wolną ręką, ale łzy dalej płynęły. Z gardła wyrwał mi się szloch i nim się zorientowałem, fragment wypadł z mojej dłoni, a ja szlochałem nad rozbitą wazą.

Nie trwało to jednak długo. Najpierw usłyszałem, że ktoś nadchodzi. Nie zwracałem jednak na to uwagi. Nie obchodziło mnie czy ktoś mnie tak zobaczy. To nie miało żadnego znaczenia.

- ... Czemu moja księżniczka płacze nad rozbitą wazą?

Zaskoczył mnie miękki i przepełniony czułością głos dziadka. Naprędce otarłem łzy, ale nie odważyłem się na niego spojrzeć.

- Wcale nie płaczę.

- Och... W takim razie musiałem się przesłyszeć. A co takiego się tu stało?

- Waza mi wypadła.

- A po co ci była woda?

- ... Ayas poprosił mnie, abym przyniósł świeżą wodę dla Raia.

- Hmmm... To chyba musimy znaleźć drugą wazę. Chodź. Larrel się nie pogniewa, jak jedną pożyczymy.

Po chwili wahania wstałem i w końcu spojrzałem na dziadka. Uśmiechał się do mnie delikatnie. Ale on zawsze się do mnie uśmiecha. Wiem, że potrafi być poważny. Potrafi być groźny i wściekły. Jednak zawsze, gdy był ze mną, na jego ustach widniał ten delikatny uśmiech.

- Muszę posprzątać.

- Nic się nie stanie, jak to tu zostawisz. Zapewniam cię.

- ... No dobrze.

Ruszyłem za dziadkiem w stronę jego namiotu. Stamtąd wziął wazę rozmiarem zbliżoną do tej, którą zniszczyłem, po czym ruszyliśmy nad jezioro. Waza była podobna jednak nieco prostsza i raczej nijaka.

- Ta, którą zbiłem, była ładniejsza.

- Czy ja wiem... niektórzy wolą prostotę. Wiem, że ty nie. Ty lubisz kolory, kunsztowne wzory i błyskotki. Jak twój mama. Jednak... Larrel na przykład woli te niezdobione i surowe wyroby.

- Tata też woli proste rzeczy.

- Widzisz? Piękno to pojęcie względne.

- Tak... Zapewne tak... A ty dziadku? Co wolisz?

Mężczyzna zastanowił się głęboko i chyba na poważnie. Wydał z siebie przeciągłe "Hmmmm" aż w końcu po długiej ciszy odpowiedział.

- Myślę... że lubię to, co wyjątkowe. Nie musi być ani proste, ani krzykliwe. Od zawsze kochałem podróżować, bo wtedy odkrywałem nowe rzeczy. Waza na Wschodzie wygląda inaczej niż ta na Północy. Więc gdy tu przybyłem byłem nimi zachwycony. Teraz wydają mi się zwyczajne.

Wilcza PieśńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz