Rozdział LXXXI - Linadel

895 153 34
                                    

3 czerwca

Mieliśmy szczęście. Właściwie to sporo szczęścia. Zamiast przedzierać się przez las, który nie jest zbyt przyjaznym terenem, a już zwłaszcza dla kogoś bez dwóch zdrowych nóg skorzystaliśmy z pomocy ludzi. Nie spodziewałem się, że natkniemy się na kogoś miłego. A tu proszę. Co więcej... To Lea była za to odpowiedzialna.

Gdy kupowałem prowiant na drogę, zostawiłem ją samą na dosłownie dwie minuty. Gdy do niej wróciłem, rozmawiała już z jakąś kobietą. Była żoną kupca i razem z nim i ze synami wyruszali do innego miasta, by sprzedać tam swoje towary... i tak się składało, że miasto to znajdowało się tam, gdzie i my zmierzaliśmy.  Usłyszałem rozmowę akurat, gdy Lea pytała o możliwość dołączenia do podróżnych. Wtrąciłem się i zaproponowałem, że zapłacimy.

Kobieta zaprowadziła nas do swojego męża, który widząc mnie, stał się bardzo... ostrożny. Jego wzrok gdy znalazłem się w zasięgu wzroku padł od razu na mnie i stał się czujny. Na pewno by mnie nie zabrał... ale wtedy zza moich pleców wyłoniła się Lea.

Odezwała się swoim melodyjnym, ale słabiutkim głosikiem. Powiedziała, że nie mamy pieniędzy na kupno konia, ale możemy zapłacić za możliwość dołączenia do ich grupy. Dodała, że ja... jej mąż... jestem bardzo silny i znam się na podróżach, ale ona z powodu choroby i skręconej kostki nie może podróżować pieszo.

Kupiec był dobrym człowiekiem. Od razu to zauważyłem. Czujny w stosunku do mnie był dlatego, że jestem obcy, a on podróżuje z rodziną. Żoną i trzema synami. Gdy ich zobaczyłem domyśliłem się, że zapewne mają po sześć, dwanaście i może czternaście lat. Nic dziwnego, że patrzył na mnie nieufnie. Jestem obcokrajowcem, a przynajmniej na takiego wyglądam. W dodatku jestem raczej postawny.

Gdy jednak zorientował się, że jestem tylko młodym mężczyzną podróżującym ze swoją młodziutką i chorą żoną, od razu zmiękł. Zrozumiałem, że to jeden z tych ludzi, którzy traktują kobiety raczej z szacunkiem. Pozwolił nam ze sobą podróżować i nawet nie przyjął pieniędzy. Pomógł Lei wejść na wóz, ale zrobił to ostrożnie. Tak by przez przypadek nie dotknąć jej w miejsca, w które dama nie chciałaby być dotykana. Pomogłem kupcu z załadowaniem dwóch należących do niego wozów, by jakoś się odwdzięczyć.

Później wspólnie podróżowaliśmy przez prawie tydzień. Mężczyzna okazał się naprawdę poczciwym człowiekiem. Przede wszystkim najwyraźniej szczerze kochał swoją żonę, która była bardzo zaradną i wesołą kobietą. Było... miło. Najwyraźniej nie wszyscy ludzie są tacy straszni. Mężczyzna opowiadał dużo o sobie, swojej rodzinie i swoich interesach. Pytał też o mnie i o Le'e. Tutaj pojawił się problem... ale starałem się mieszać prawdę z kłamstwem.

Opowiedziałem o tym, że Lea nikogo nie ma (bo w sumie już nie ma, ojciec pozwolił na spalenie jej żywcem, więc można powiedzieć, że dla niej jest martwy), że moja rodzina mieszka daleko stąd i zamierzam zabrać tam moją żonę (bo w końcu moje stado jest daleko, kupiec pewnie myślał, że mówię o Wschodzie, ale to już jego interpretacja), a także o tym, że uratowałem dziewczynę z tarapatów i tak zaczął się nasz związek (zamieniłem tylko palenie na stosie na atak bandytów).

Kupiec był zainteresowany tym, co stało się Lei w nogę. A właściwie jak do tego doszło. Zapytał o to raczej od niechcenia, ale wyczułem jego prawdziwe intencje. Zastanawiał się, czy to moja sprawka. W końcu w związkach opartych na dominacji przemoc nie jest niczym dziwnym.

Opowiedziałem o sytuacji w karczmie, dodając, że moja żona jest odrobinę niezdarna. Wyznałem jednak, że uważam, to za słodkie, chociaż sprawia, że często się o nią martwię. Podzieliłem się z mężczyzną nawet moimi obawami dotyczącymi tego, że Lea jest zbyt słaba i delikatna. Mówiłem to wszystko szczerze i z serca a mężczyzna najwyraźniej to dostrzegł. Nie miał już chyba wątpliwości, że zależy mi na Lei i że się o nią troszczę.

Wilcza PieśńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz