Rozdział LXXXII - Sira

925 150 25
                                    

(Powodzonka na maturach! Pamiętajcie, że nie ma czym się stresować. To tylko test jak każdy inny. Poza tym... i tak wszyscy umrzemy 😌☺️)

15 października

Spojrzałem na materiał, którym przed chwilą wytarłem twarz. Czerwone plamy mocno odznaczały się na jasnej tkaninie. Oblizałem wargi, wciąż czując smak krwi. To ciekawe, że w wilczej formie nas on nie brzydzi. Wręcz przeciwnie. Sprawia, że stajemy się bardziej... dzicy. Smak krwi pobudza nas do działania. Właściwie to już sam jej zapach jest bardzo kuszący.

Rzuciłem materiał na ziemię. Wyczyściłem się już z większości krwi. Resztę zmyję wodą, gdy tylko jakąś znajdziemy. Wyszedłem z namiotu i ruszyłem do centrum obozowiska. Moja skóra wciąż mrowiła lekko po przemianie. Wszechobecny zapach krwi nie poprawiał sytuacji. Mój wilk chciał więcej. Zbyt dobrze bawił się, rozszarpując niemal bezbronnych łowców. Właściwie to przemiana w człowieka sprawiła mi nawet lekkie trudności. Teraz jednak musiałem być w mojej ludzkiej formie. Niektóre rzeczy można załatwiać tylko przy pomocy mowy... i przeciwstawnych kciuków. To dwie najpotężniejsze bronie ludzkiego ciała. I najprzydatniejsze jego aspekty.

Dotarłem do centrum obozu, gdzie właściwie toczyła się główna walka. Reszta jednak już pozabierała stąd ciała. Po naszej stronie nie było żadnych ofiar. Natomiast łowcy... Nie wiem, ilu dokładnie ich zginęło. Pewnie ci, którzy przenieśli ciała, lepiej się orientują. Ja pamiętam tylko, że w wilczej formie zabiłem czterech... może pięciu. Trudno powiedzieć. Słabo się kontrolowałem, więc wspomnienia są lekko zatarte. Grunt, że nie zabiliśmy wszystkich. Dwóch siedziało zakutych w łańcuchy. Jeden był ranny. Drugiego znaleźliśmy nieprzytomnego. Jak wszystko się skończyło, myśleliśmy, że to kolejne zwłoki. A później się zrzygał i prawie zadławił, więc w sumie uratowaliśmy mu życie... Chociaż pewnie jednak lepiej by było, gdyby się wtedy udławił. Gdy nieco wytrzeźwieje, mocno się zdziwi, a ostatecznie i tak zginie.

To wszystko nie trwało zbyt długo. Łowcy się tego nie spodziewali. Zaczailiśmy się na nich i rzuciliśmy z wszystkich stron. Przy tym pierwszym ataku zginęła jedna trzecia z nich. Kolejna jedna trzecia zginęła, nim zdążyli zrozumieć sytuację. Ta resztka, która została była zbyt przerażona i zaskoczona, by się pozbierać i jakoś zorganizować więc z łatwością ich wyłapaliśmy. W tym tych, którzy próbowali ratować się ucieczką. Kilku naszych było rannych, ale nikt poważnie. Sam dostałem w udo... nawet nie wiem, kiedy ani czym. Ale w sumie nie czułem tego aż do przemiany w człowieka. I nawet teraz nie bardzo mi to przeszkadzało.

Zauważyłem, że wilk o piaskowej sierści wychodzi na środek. Zadarł głowę do góry i wydał z siebie długie, przeciągle wycie. Gdy przestał zapadła długa cisza. Wszyscy milczeli i nasłuchiwali z uwagą. Aż rozległego się inne wycie. Ciche... a więc gdzieś daleko stąd. Nasi nas usłyszeli. Niedługo do nas dołączą. Wiadomość została przekazana. Wiedzą gdzie nas szukać i wiedzą, że jesteśmy bezpieczni.

Wilk odszedł zapewne by przyjąć ludzką formę w jakimś bardziej ustronnym miejscu. Podszedłem do Zany który przeglądał mapy i dokumenty znalezione w namiocie dowódcy.

- Znalazłeś coś ciekawego?

- Szczerze mówiąc... Nie bardzo. Są tu głównie jakieś umowy... dotyczą przede wszystkim wynajmu ludzi. Najemników. Kontrakty. Tak się na to mówi. Znalazłem też notes, w którym zapisywał kwestie pieniężne. Dochody i wydatki. A także płace dla poszczególnych członków tego... tej grupy.

- A coś, co mogłoby nam pomóc zrozumieć ich plany?

- Jakieś listy. Jednak niewiele da się z nich wywnioskować. Myślę, że miał jakichś informatorów. Ludzi w miastach... sam nie wiem. Dostawał dość krótkie wiadomości. Trochę jak raporty. W większości były to informacje o tym, że jacyś nomadzi byli widziani w jakimś miejscu. Chyba tak nas wynajdują.

Wilcza PieśńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz