Rozdział CLVII - Linadel

983 166 23
                                    

21 lutego

- No witaj braciszku.

Sira uśmiechnął się do mnie, tak jak zawsze się uśmiechał. Było w tym coś charakterystycznego tylko dla niego. Z jednej strony niewinny uśmiech a z drugiej zupełnie jakby coś przeskrobał. Alfa, który przede mną stał, wyglądał jak mój brat... a jednak trochę jak nie on. Miał prawie tę samą twarz, którą widzę w lustrze. Nasze rysy twarzy od zawsze były podobne. Mimo że różniliśmy się praktycznie wszystkim poza nimi. A jednak... Wyglądał nieco inaczej niż gdy widziałem go ostatni raz. Jego włosy były dłuższe, skóra bardziej opalona, a w uchu z jakiegoś powodu miał złoty kolczyk. A jednak... To był Sira...

Część mnie nie dowierzała, ale... To był on. Ten idiota w całej swojej okazałości. Z nonszalancją siedział na krześle... jakby nie zniknął stąd na rok. Jakby był tu przez cały ten czas. Zauważyłem też Erisa. Mój młodszy braciszek patrzył na mnie swoimi złotymi oczami. Wyglądał... Jakby... Doroślej. Nie minęło wcale tak dużo czasu. Ale... zmienił się. I to nie tylko fizycznie. Nie miałem co do tego wątpliwości. Gdy ostatnio widziałem Erisa był dla mnie dzieckiem. Małym, przestraszonym i zagubionym dzieckiem. Teraz widziałem młodą omegę... a jednoczenie mojego kochanego małego braciszka.

Była tu też dwójka nowych osób. Jednak nie zwracałem na nich uwagi. Nie teraz. W tej chwili myślałem tylko o tej dwójce nieodpowiedzialnych smarkaczy. Sira wstał i oparł się ręką o stół. Uniósł delikatnie brwi i odezwał się lekkim tonem.

- Nie stęskniłeś się? A może poraziło cię moje piękno? Tak wiem... Wyładniałem.

- Och zamknij się kretynie.

Pokonałem dzielącą nas odległość i objąłem mojego brata. Poczułem znajomy zapach jabłek. Sira zaśmiał się lekko i odwzajemnił gest. Gdy się od niego odsunąłem, zmierzyłem go wzrokiem.

- Chyba wróciłeś w całości.

- Rozczarowany?

- Obstawiałem, że stracisz co najmniej rękę.

- Nieprawda.

- No dobrze... Obstawiałem język. Myślałem, że tylko ja jestem w stanie wytrzymać z twoją paplaniną.

Nim się obejrzałem, Eris obszedł stół i znalazł się tuż przy mnie. Wpadł w moje ramiona, a ja z radością, mocno go przytuliłem.

- Czy mi się wydaje, czy urosłeś?

- Urosłem.

Powiedział to z dumą. Cóż... Te dwa dodatkowe centymetry to też może być powód do dumy.

- Widzę, że także jesteś cały.

- Cały i zdrowy.

Gdy Joseph zapukał do mnie i powiedział, że widział Sirę i Erisa na początku nie uwierzyłem. A później zobaczyłem przybyszów ze Wschodu. A jednak dopóki ich nie dotknąłem nie byłem w stanie uwierzyć, że to naprawdę oni. Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo za nimi tęskniłem. Ten rok to było zdecydowanie za długo.

- Mogliście uprzedzić, że przyjedziecie.

- Wtedy nie byłoby niespodzianki.

Eris przykleił się do mnie, a ja nie zamierzałem zwracać mu uwagi. Pozwoliłem, by został wtulony we mnie. W końcu mi to nie przeszkadzało. Właściwie... Było wręcz odwrotnie. Ja tymczasem w końcu skupiłem się na reszcie obecnych. Przecież pojawiły się tu dwie zupełnie nowe twarze.

To były omegi. Coś mi mówiło, że są tu ze względu na mojego brata. A przynajmniej taka była moja pierwsza myśl. Bo po co mieliby tu być? Miałem nadzieję, że to nie kwestia tego, że obaj są w ciąży... Zwłaszcza że jeden z nich sam jeszcze wyglądał jak dziecko. A z Sirą wszystko możliwe. Mam wrażenie, że skoro tutaj bywał idiotą to i tam się nie powstrzymywał. W każdym razie... ta dwójka była dość intrygująca. Młodszy z nich spoglądał na mnie dość niepewnie. I unikał mojego wzroku. Chyba trochę się bał. Drugi natomiast przyglądał mi się, wręcz z odrobiną bezczelności. Ten był zdecydowanie pewny siebie i czuł się raczej komfortowo. Sira w końcu zauważył, że wypada przedstawić mi tych nietypowych gości.

Wilcza PieśńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz