Rozdział CXVII - Linadel

959 154 18
                                    

10 lipca

- Chyba jest trochę krzywo.

Odwróciłem się i zobaczyłem właściciela tego ślicznego głosu. Mój kuzyn udawał zamyślonego i spoglądał na ramę okna, którą właśnie przybijałem.

- Ach tak? Wszyscy mówili, że jest prosto.

- A kogo pytałeś?

- Tatę, Noe i Yurę.

- Same alfy. To wszystko wyjaśnia.

- ... Naprawdę jest krzywo?

Kuzyn spojrzał na mnie poważnym wzrokiem i jeszcze chwilę trzymał mnie w napięciu, nim wybuchł śmiechem. Naprawdę bardzo zabawne... już chciałem wyrywać te cholerne deski i zaczynać od nowa.

- Tak się traktuje pomoc innych... nieładnie.

- Oj po prostu wiem, jaki z ciebie perfekcjonista i nie mogłem się powstrzymać, by ci troszeczkę nie podokuczać. Zresztą nawet jakby było trochę krzywo, to kogo to obchodzi?

- Mnie obchodzi.

- I dziwisz się, że zostajesz ofiarą żartów?

- Tu chodzi o mój honor jako alfy.

- ... Twój honor zależy od tego, czy okno będzie prosto? Kurcze alfy są bardziej skomplikowane, niż myślałem.

- Jestem tu najmłodszy. Wszyscy radzą sobie ze swoją częścią doskonale. Nie zamierzam być gorszy.

- Aaaaa... Było od razu mówić, że chodzi o tę alfią rywalizację. To wszystko wyjaśnia.

- No dobra... Więc jak ci się podoba?

- Jest doskonale. Tylko... Dach by się przydał.

- Jutro będziesz miał dach... Może pojutrze.

- No... Fajnie jest mieć dach.

- Tata mówi, że meble też już udało się zorganizować. Na początku będzie raczej skromnie, ale później coś się jeszcze wymyśli. Mamy dwa łóżka i komodę.

- Spokojnie. Poradzimy sobie.

- Nie mam co do tego wątpliwości.

Wróciłem do przybijania ramy, która na pewno była równo. Noach przypatrywał mi się chwilę z uwagą. Miałem wrażenie, że chce coś powiedzieć, ale nie do końca wie jak. Okazało się, że się nie myliłem.

- Myślisz, że naprawdę będzie im tu dobrze?

- Oczywiście. Niczego im nie będzie brakować.

- Znają nas zaledwie kilka dni. A mają z nami zamieszkać. Mamy im zastąpić rodziców. Przecież jesteśmy dla nich kimś obcym.

- Ja i Lea też byliśmy dla nich obcymi ludźmi. A jednak poszli z nami. Z własnej woli. Obcy okazali im więcej miłości i dobroci niż ci, którzy mieli być dla nich bliscy. Spokojnie Noach. Te dzieciaki już was uwielbiają. Nie mogą się doczekać, aż przyjdziecie. Nie mogą usiedzieć w spokoju przy stole, wiedząc, że zamierzacie zabrać ich na spacer. I markotnieją, gdy tylko odejdziecie. Tłumaczyliśmy im że zamieszkają z wami i wydają się zachwyceni tym pomysłem. Nikt nie ma wątpliwości, że zapewnicie im prawdziwy dom i pokochacie jak własne dzieci. W przypadku innych wilkołaków... miałbym pewnie wątpliwości. W końcu wilk będzie jednak preferował własne szczenię od cudzego. Jednak w waszym przypadku się nie martwię.

- Po prostu obawiam się, że to będzie dla nich... niewystarczające. I że nie stworzymy z nimi więzi, bo... bo chociażby oni są ludźmi a my wilkołakami. Co, jeśli dorosną i zorientują się, że są ludźmi, ale nie są w normalnej ludzkiej rodzinie z matką i ojcem?

Wilcza PieśńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz