9. Tępa blondi i jej ślepy przydupas

16 2 0
                                    

Perspektywa Wiktorii

Szybkim ruchem zgarnęłam z trybun torebkę i mając głęboko w dupie wszystkich i wszystko ruszyłam prawie biegiem w stronę szatni. Zmieniłam trampki na wysokie kozaki na obcasie, otuliłam się szczelnie szalikiem, a na wszystko ubrałam grube futro (sztuczne żeby nie było). Wyszłam z budynku szkoły, naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie i ruszyłam w dalszą drogę.

-Wiktoria czekaj! - odwróciłam się i zobaczyłam dość szybko idących w moją stronę Adama z Mateuszem, jednak to ten drugi mnie wołał. Zatrzymałam się i zaczekałam aż do mnie podejdą. Adam po raz kolejny tego dnia objął mnie ramieniem, a Mateusz chyba trochę dziwnie się na nas spojrzał. - Mela mi mówiła, że macie razem zrobić projekt, a ja mam wam w tym pomóc więc kiedy Ci pasuje?

-Łaski bez. Sama to sobie ogarnę. - chciałam odejść, ale obok Mateusza stanęła Mela i już zaczynała coś mówić.

-Mati mówiłam Ci daruj sobie. Tępa blondi i jej ślepy przydupas dadzą sobie radę sami. - Adam tylko cicho warknął coś pod nosem. - no co? Serio nie widzisz, że ty wszystko za nią odpierdalasz, a ją interesuje tylko czy ma równo pomalowane paznokcie i czy spódniczka jest wystarczająco krótka? - dziewczyna krótko zaśmiała się pod nosem, a mnie zakuło coś w klatce piersiowej. - obydwoje jesteście siebie warci, tak samo żałośni i naiwni. Jak wasza szklana bańka pęknie to dajcie znać.

-Teraz to ty przeginasz Mela. - tym razem to mój przyjaciel upomniał ją. - trochę na siebie powarczałyście, ok. Ale musicie się jeszcze długo znosić więc radziłbym wam przestać. Obie robicie z igły widły i zachowujecie się jakby jedna drugiej co najmniej pół rodziny wybiła. Przesadzacie.

-Nic nie powiesz? - Mela pretensjonalnie warknęła na Mateusza.

-Powiem. Adam ma rację. Obie przegięłyście, ale proponuję nie unosić się honorem, zrobić ten projekt i mieć z głowy. To jak?

-Przepraszam. - wyciągnęłam w jej stronę rękę.

-Spoko. - Mateusz kopnął ją w kostkę. - ja też przepraszam.

-No i super, to ja proponuję spotkać się dziś żebyście za dużo czasu razem spędzać nie musiały.

-Mi pasuje. - Bogu dzięki, że zaproponował dziś, im później wrócę do domu tym później dostanę kazanie za historię.

-A ja żeby się nie zabiły proponuję spotkać się u mnie.

Mati skinął mu głową i w czwórkę ruszyliśmy w stronę mieszkania mojego przyjaciela. Jak tylko weszliśmy do domu udałam się do kuchni i zaczęłam robić herbatę. Z przyzwyczajenia zrobiłam także Adamowi, ale przypomniałam sobie, że jest tu jeszcze Mela i Mateusz więc zaparzyłam jeszcze kolejne dwie.

Zaniosłam wszystkie herbaty po kolei do stolika kawowego i usiadłam obok Adama.

-Z czego wy właściwie macie robić ten projekt? - ciszę przerwał Mateusz. Ani ja ani Mela nie znałyśmy odpowiedzi na to pytanie więc obie siedziałyśmy cicho. - nie no baby serio? Wiecie coś więcej niż to, że to projekt z historii? - obie pokręciłyśmy przecząco głowami, a Mateusz tylko westchnął.

-Zróbmy z jakiegoś trudniejszego działu żeby przypodobać się nauczycielce, proste. - o dziwo spodobał mi się pomysł Meli.

-Mi pasuje. - poparłam ją, bo ani Adam ani Mati nie byli za bardzo przekonani, a przynajmniej tak wnioskuję z ich min.

-No to niech będzie to. - Adam otworzył mój podręcznik na pierwszym lepszym dziale i wskazał palcem temat.

***** ***

Skończyliśmy robić projekt już jakiś czas temu. Było dość neutralnie. Wszyscy żyją i to chyba najważniejsze.

Leżeliśmy z Adamem na kanapie w salonie i kończyliśmy oglądać film.

-Wiedziałeś, że oni są rodzeństwem? Dałabym sobie lewą rękę uciąć za to, że są parą- gryzło mnie to cały dzień, musiałam go o to zapytać.

-Serio mała? Nie zauważyłaś, że mają tak samo na nazwisko? - zaśmiał się, a do mnie doszło jaka jestem głupia.

-Boże, ale ja jestem głupia. Faktycznie. - poczułam jak moje policzki oblewają się solidną czerwieni.

-Nie jesteś głupia, po prostu nie zwróciłaś na to uwagi.

-Mówisz tak dlatego, że mnie lubisz. Reszta ludzi właśnie taką ma o mnie opinię.

-Mała przestań. - potargał mnie po włosach i wyłączył telewizor.

-No dobra. Odwieziesz mnie do domu? Muszę zebrać kazanie od mamy i jeszcze jakoś psychicznie przygotować się na jutro. - podniosłam się z kanapy i zaczęłam się zbierać.

-No pewnie, nie ma problemu. - uśmiechnął się do mnie i również wstał.

-A mogę sobie wziąć twoją bluzę na jutro? - zapytałam trochę nieśmiało.

-I po co ty jeszcze pytasz? - zniknął za drzwiami sypialni. - drużynowa Ci pasuje? - rzucił w moją stronę bluzę, a ja zwinęłam ją w rulon i schowałam w torebce.

-Każda by pasowała.

Ubraliśmy się i zeszliśmy na parking. Wsiedliśmy do samochodu i już po chwili byliśmy pod moim blokiem.

-Do jutra. - koślawo objęłam go ramieniem i chwilę go przy sobie przytrzymałam.

-Trzymaj się tam mała. - pocałował mnie w czoło na odchodne. Wysiadłam z samochodu, pomachałam mu i weszłam do budynku.

Drzwi od mieszkania o dziwo były zamknięte co oznacza albo że rodziców nie ma albo mama zrobiła to specjalnie żebym myślała, że jej nie ma.

Weszłam po cichu do środka i rozejrzałam się po podłodze w przedpokoju. Nie ma żadnych butów. Całe szczęście.

Szybko ogarnęłam się do snu i leżąc już w łóżku sprawdziłam jutrzejszy plan lekcji. Znowu nie ma naszej pani od matematyki, ale tym razem na szczęście mieliśmy zastępstwo z innym nauczycielem tego przedmiotu.

Podłączyłam telefon do ładowarki, odłożyłam go na stolik i poszłam spać.

***

Klasycznie jak na praktycznie każdej przerwie siedziałam z Adamem na parapecie na drugim piętrze, to już chyba nasze miejsce. Siedzieliśmy w ciszy obserwując ludzi idących dosłownie w każdą stronę.

-A jak z rodzicami wczoraj? - przerwał ciszę.

-Jak wróciłam to ich nie było. Ich pracoholizm uratował mi życie. - uśmiechnęłam się sama do siebie. - ale dziś już mnie to nie ominie.

-Wydaje mi się albo wyczułem w twoim głosie nutkę tego, że zaczynasz mieć wyjebane. - nagle się rozpromienił.

-Nie, po prostu się nie wyspałam. Dalej tak samo się jej boję. - zadzwonił dzwonek więc zeskoczyłam z parapetu i poszłam na swoją lekcję.

Perspektywa Adama

Wiktoria poszła już do swojej klasy, a ja rozglądałem się za jedną konkretną osobę. Musiałem przeprosić Melę, koniecznie.

W końcu zauważyłem ją próbującą przemknąć przez korytarz niezauważenie.

-Mela proszę cię daj mi dosłownie sekundę. - zatrzymałem ją i liczyłem, że pozwoli mi mówić.

-Szybko, nie mam czasu żeby tracić czas.

-Ja chciałem cię przeprosić za wczoraj, nie powinienem naciskać.

-Luz, już mi przeszło. Tylko proszę nie poruszaj już tego tematu. Muszę lecieć. - uśmiechnęła się do mnie i odeszła.

Westchnąłem rozkojarzony błękitem jej oczu i poszedłem do sali. Usiadłem obok Mateusza i zacząłem poszukiwania jakiegokolwiek długopisu w plecaku.

-Stary co Ci? Jakiś taki rozkojarzony jesteś.

-Nic, trochę zmęczenie i tyle. 

NOVAKxMELA

06.04.2021

Łzy na betonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz