27. Zachowujesz się jak dziwka

11 2 0
                                    

Perspektywa Wiktorii

Wstałam rano, przetarłam oczy i spojrzałam na Mateusza – jeszcze spał, wyglądał teraz dziwnie niewinnie. Na myśl o wydarzeniach minionej nocy na moją twarz wpłynął rumieniec. Wysunęłam się z jego uścisku starając się go nie obudzić. 

Nałożyłam na siebie szlafrok, który leżał na podłodze i pierwsze co zrobiłam to nakarmiłam kota. Pogłaskałam go przelotnie i wróciłam do swojego pokoju po coś do ubrania. Wyciągnęłam z szafy koszulkę Mateusza i białe majtki. 

Poszłam szybko pod prysznic. Po powrocie zastałam mojego chłopaka rozwalonego na większej części łóżka. Położyłam się obok niego i wtuliłam się w jego plecy. Delikatnie musnęłam ustami zadrapania, które tam zostawiłam. Przymknęłam oczy i chyba przysnęłam, bo nie poczułam momentu, w którym Mateusz się obudził.

-Dzień dobry. - mruknął mi do ucha i pocałował mnie w policzek. Uchyliłam powieki i na niego spojrzałam. Wpatrywał się we mnie z szerokim uśmiechem.

-Dzień dobry. - przelotnie cmoknęłam go w usta i wstałam. - co chcesz na śniadanie? - wsunęłam stopy w kapcie i złapałam za klamkę.

-Ciebie. - uśmiechnął się głupkowato. 

-A coś z lodówki? 

-Wejdź do lodówki? - rozłożył ręce w geście oczywistości.

-Dostaniesz nie więcej niż jabłko. - zgromiłam go wzrokiem i poszłam do kuchni. 

Jemu zrobiłam kawę, a sobie zieloną herbatę. Zrobiłam tosty i na porcji Mateusza ketchupem narysowałam ludzika. Nawet nie musiałam go wołać żeby przyszedł.

-Co to? - zaśmiał się siadając do stołu.

-Chciałeś mnie na śniadanie więc narysowałam Ci siebie na tostach. - uśmiechnęłam się niewinnie i upiłam łyk herbaty.

Perspektywa Adama

Bacznie obserwowałem każdy ruch Meli, nie wiem skąd miała siłę i ochotę żeby ogarniać się z samego rana.

-Czemu się tak patrzysz? - poprawiła włosy i odwróciła się w moją stronę.

-Nie mogę patrzeć na własną dziewczynę? 

-Możesz, ale nie tak intensywnie. Już mi wypaliłeś dziurę w plecach. - zaśmiała się i na chwilę wyszła z pokoju. 

Perspektywa Wiktorii

Siedzieliśmy na kanapie i rozważaliśmy plany na sylwestra. Obecnie walka trwała między jakąś małą górską miejscowością, a Sopotem. W pewnym momencie przerwał nam odgłos otwieranych drzwi. Lepszego momentu na powrót do domu nie mieli?

-No to kochanie zaraz poznasz teściów. Jak nie uciekniesz to dostaniesz Nobla. - nerwowo się zaśmiałam, wstałam i obciągnęłam koszulkę najniżej jak się dało.

-Nie może być aż tak źle. - stanął obok mnie.  Bogu dzięki, że było mu zimno i założył dresy.

-Pozytywne myślenie jest najważniejsze. - wzięłam głęboki oddech i chwilę później w salonie pojawiła się moja mama. - cześć mamo.

-Miesiąc mnie w domu nie było, a ty już burdel robisz z mieszkania? - warknęła ostro i odrzuciła torebkę na kanapę.

-Monika trochę spokojniej, rozmawiasz z dzieckiem. - ojciec położył jej rękę na ramieniu.

-Nie wtrącaj się Zygmunt. - poddał się przed rozpoczęciem jakiejkolwiek walki i zniknął gdzieś w mieszkaniu.

-Mateusz idź do mnie. - poklepałam go po ramieniu i obserwowałam do momentu, w którym zniknął za drzwiami. - o co Ci chodzi? - spojrzałam prosto w jej oczy.

Łzy na betonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz