20. On ją złapał

16 2 1
                                    

Perspektywa Meli

Po kinie Adam wpadł na pomysł, że pójdziemy na spacer.

-Odstawię samochód i pójdziemy do parku, a później cię odprowadzę. - mówił, kiedy zmierzaliśmy w stronę samochodu.

-No dobrze, jak chcesz.

-Świetnie. - uśmiechnął się. Po kilkunastu minutach drogi byliśmy pod jego blokiem.

-Kurwa... - syknął.

-Co? - spojrzałam na niego zdezorientowana.

-Wiktoria i Mateusz.

-Gdzie? - rozglądnęłam się.

-Tam stoją. Schyl się. - zsunęłam się z fotela. Po chwili Adamowi zadzwonił telefon. - cholera.

-Odbierz.

-Co im powiem?

-Zobaczysz najpierw czego chcą.

-Dobra, spokojnie. - nabrał powietrza. - no co tam mała? - zmarszczyłam się na dźwięk tych słów. - nie, nie ma mnie w domu, a coś się stało? Nie, nie jestem na...

-Spotkaniu. – Cicho podsunęłam.

-Na spotkaniu zzzz...

-koleżanką

-Z koleżanką. Tak, na spotkaniu z koleżanką. Co? Aaa pytałem Melę o jutro, tak zgodziła się. Widzisz mój samochód przed blokiem? - serce mi przyspieszyło. - bo poszliśmy na spacer. Ej bo muszę już kończyć, napiszę później. No, no, no pa. - szybko rozłączył.

-Co teraz?

-Czekamy, aż odejdą.

-To jest chore. - naciągnęłam na głowę kaptur.

-Spokojnie kochanie. - położył mi dłoń na kolanie, dokładnie obserwował mojego brata i jego dziewczynę. Postali jeszcze chwilę pod blokiem, aż w końcu odeszli. - poszli. - spojrzał na mnie i się roześmiał. - nawet cię nie widać spod tej bluzy. Dlaczego chodzisz w za dużych ubraniach?

-Bo nie lubię swojego ciała. - mruknęłam.

-Pierdolisz, masz zgrabne ciało.

-Chodźmy już. - wysiadłam z samochodu i zadrżałam, kiedy zaatakowało mnie zimne powietrze.

-Mogę zapalić?

-Skoro musisz, ale możesz tu przyjść?

-Już. - podszedł do mnie i wyciągnął papierosy. Spojrzał i schował paczkę. - w sumie na fajkę przyjdzie jeszcze czas. - nachylił się i zaczął mnie całować. Oparłam się o samochód, a on naciskał na mnie całym swoim ciałem. W tych kilku chwilach zrobiło mi się bardzo ciepło. Nagle do moich uszu dobiegł krzyk jakiś dresów, krzyczeli coś o klubie, któremu kibicują.

-Adam.

-Nie bój się, nie mam tu wrogów. - założył mi na głowę kaptur i ukrył moje włosy. - ale nie prowokujmy homofobów. - trzymając mój kaptur, całował dalej.

-Maaarmur.

-Ja pierdole... - mruknął i spojrzał na mnie. - przepraszam.

-Nie szkodzi. - uśmiechnęłam się. - błyszczyk. - przetarłam mu usta rękawem. - nie prowokujmy homofobów. - odwrócił się do chłopaka, który go wołał.

-No szefie! Gdzie ty się podziewasz, od września cię nie widziałem. - podszedł bliżej i zbił z nim piątkę, reszta chłopaków stała z tyłu. Postanowiłam się nie wychylać. - jakie maleństwo. - chłopak chciał do mnie podejść, ale Adam go zatrzymał.

Łzy na betonieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz