Rozdział 52

517 24 1
                                    

Perspektywa Deana
Skoczyłem za Alexą. Dłuższą chwilę nie wynurzałem się spod wody w nadziei, że nasi prześladowcy uznają nas za martwych i odpuszczą szukanie nas. Wynurzyłem się dopiero, gdy zaczęły boleć mnie płuca i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu partnerki.
- Alexa? – rzuciłem w przestrzeń, ale dziewczyna się nie wynurzyła. Może wyszła już na brzeg? Przyjrzałem się falom i skałom dokładniej, ale nic nie zdradziło obecności dziewczyny.
Zanurzyłem się i spróbowałem dojrzeć ją pod wodą, ale nic nie udało mi się zobaczyć. Przepłynąłem kawałek, ale zacząłem się denerwować. Coś było nie tak.
- Alexa?! – krzyknąłem, choć wiatr porwał mój głos.
- Stark?! – sięgnąłem po zawsze denerwujące ją wołanie, ale po dziewczynie dalej nie było śladu.
Może ją znaleźli? Może uderzyła o skały i potrzebuje pomocy?
Zacząłem się bać, że wrócę bez partnerki albo co gorsza, z jej zwłokami.
Stark zabiłby mnie na miejscu, mimo że wszyscy od początku znaliśmy ryzyko naszej pracy. Każda misja mogła być tą ostatnią nawet dla tych najlepszych, do których zaliczałem się razem z Alexandrą.
Podpłynąłem bliżej skał, a chwile grozy przedłużały się niemiłosiernie. Nigdzie nie widziałem dziewczyny. Fale musiały wciągnąć ją pod taflę wody. Tego się bałem najbardziej. Zanurkowałem z powrotem w głębiny, macając dłońmi na oślep, aż w końcu natrafiłem na coś co przypominało rękę. Wynurzyłem się, trzymając mocno to tajemnicze coś. Złapałem dziewczynę w pasie jedną ręką, a drugą zacząłem cucić.
- Otwórz oczy, bo twój ojciec mnie zabije! – błagałem, lekko uderzając ją po policzkach, ale nie dawało to żadnego skutku. W końcu poddałem się i zacząłem płynąć z podtopioną dziewczyną do brzegu.
Kiedy fale wyrzuciły naszą dwójkę na brzeg, dysząc ułożyłem nieprzytomną Alexę na piasku na boku i klepiąc ją po plecach próbowałem pomóc jej odkrztusić zalegającą wodę. Kiedy to nie przyniosło rezultatu, spróbowałem ucisków klatki, ale od długiego przebywania w wodzie i walce z trzaskającymi falami moje mięśnie osłabły i nie byłem w stanie wykonać wystarczająco silnego ucisku.
Zginie przeze mnie.
Nagle poczułem, że kręci mi się w głowie. Na czworakach próbowałem jeszcze cucić dziewczynę, ignorując zawroty głowy, ale w pewnym momencie padłem na piasek obok niej. Ogarnęło mnie tak silne zmęczenie, że nie byłem w stanie nawet się podnieść. Drżałem, a mięśnie kurczyły się w proteście.
- Pomocy! – zdołałem krzyknąć, ale plaża była pusta. Ani jednej żywej duszy w promieniu kilometrów.
Zmusiłem się do otwarcia oczu i lekkiego podniesienia głowy. Kiedy zobaczyłem cień, który przypominał ludzką sylwetkę, wahałem się tylko chwilę.
- Tutaj! Ratujcie! – wydusiłem, choć gardło miałem ściśnięte od zimna. Rozkaszlałem się. Miałem wrażenie, że zaraz wypluje płuca. Przetoczyłem się na plecy i patrzyłem w słońce. Może ostatni raz je widzę?
Wtem usłyszałem znajomy głos.
- Dean, nie zamykaj oczu! – Ross padł na piasek obok mnie. Poczułem ciepłe palce na szyi, ale odsunąłem jego dłoń.
- Nie ja. Ona. – Wskazałem ręką w stronę wciąż nieprzytomnej Alexy. – Może Stark nie zdąży mnie zabić. – Uśmiechnąłem się lekko.
- Wytrzymałeś już tyle, wytrzymasz jeszcze trochę. – Poczułem jak Ross owija mnie czymś ciepłym. – O Alexę się nie martw. Aiden już jest przy niej.
- Podtopiła się. Nie oddycha. Nie dałem rady jej pomóc... - zacząłem, ale Ross mi przerwał.
- Wyciągnąłeś ją, a w jej stanie każda minuta pod wodą byłaby minutą przybliżającą ją do śmierci – wyjaśnił i pomógł mi podnieść się do siadu.
Okrył mnie szczelnie kocami i folią grzewczą, a chwilę później podał mi kubek z ciepłą herbatą.
- Odczekaj chwilę i wypij całość – polecił, patrząc gdzieś za moimi plecami. Obróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem Aidena, który był nachylony do Alexy. Z daleka wyglądało to tak, jakby ją całował, ale wiedziałem, że próbował przywrócić jej oddech. Po dłuższej chwili usłyszałem nawet ciche błaganie.
- Proszę otwórz oczy... nie zostawiaj mnie samego... - jego głos był bliski załamania.
- Musi odkrztusić wodę. Musiała dużo się jej nałykać – mruknąłem do Rossa, cały czas patrząc na coraz bardziej załamanego Aidena.
- Myślę, że musimy się pogodzić z tym, że ona może już się nie obudzić. Jeśli nie otworzy oczu za kilka minut, będę musiał go odciągnąć i zastanowić się co powiedzieć Starkowi. – Westchnął. Pokręciłem głową.
- Alexandra nigdy się nie poddaje. Obudzi się. Nie zostawi go, ale trochę musi go postraszyć. Zobaczysz – mruknąłem, po czym upiłem łyk herbaty.
Jednak kiedy minęły następna minuta, Aiden widocznie się poddał, bo przytulił nieprzytomne ciało swojej ukochanej do siebie i wtulił się w nią.
- Ross, powiedz mu żeby tak nie robił, bo nie będzie miała jak tego odkrztusić – mruknąłem, a kiedy Ross się nie odzywał, spojrzałem na niego zdezorientowany. – Ross?
- Za późno. – Chłopak pokręcił głową.
- Pierdolenie – mruknąłem. Strąciłem koce i wstałem chwiejnie. Zataczając się, podszedłem do zrozpaczonego Aidena i uderzyłem dziewczynę w plecy.
- Nie wierzę, że dasz spokój Starkowi. Nie wierzę, że zostawisz swojego chłopaka i Rossa. A najmniej prawdopodobne, że zostawisz te duże lody czekoladowe, które są schowane w zamrażarce. Nie wydurniaj już się i otwórz oczy – mówiłem cały czas uderzając ją w plecy. Moje mięśnie postanowiły się zbuntować i w pewnym momencie z osłabienia upadłem na kolana, jednak nie przestawałem uderzać nieprzytomnej w plecy. Miałem wrażenie, że mimo wszystko byłem tam jedynym racjonalnie myślącym człowiekiem.
- Przestań ryczeć i zrób jej usta usta – poinstruowałem go, kładąc dziewczynę na piasku. Chłopak, na całe szczęście, posłuchał mnie.
- No dawaj. Koniec żartów, Stark – mruknąłem zniecierpliwiony.
Jak na zawołanie, dziewczyna zwróciła wodę. Aiden od razu przechylił ją w bok.
- Alexa? W porządku? – zapytał, ale ona odpowiedziała kaszlem. Podałem Aidenowi termos.
- Ogrzej ją trochę i niech wypije resztę. Ja przeżyję. – Odwróciłem się i już miałem iść, a raczej czołgać się, do Rossa, ale powstrzymał mnie głos chłopaka.
- Dziękuję. Mam u ciebie dług – powiedział. Wzruszyłem ramionami.
- To moja partnerka, a partnerów nie zostawia się na śmierć – odparłem tylko i wróciłem do Rossa. Okryłem się kocami i spojrzałem na niego.
- Macie gdzieś tu jakiegoś busa? Albo odrzutowiec? Nie mam pojęcia czym po nas przyjechaliście, ale naprawdę ledwo się trzymam na nogach. Zaraz będziecie musieli ratować jeszcze mnie – wytknąłem.
- Racja. Chodź, bohaterze. – Ross lekko objął mnie w pasie. Może bał się, że całkiem osłabnę i upadnę? I tak wątpiłem żeby kogokolwiek obeszła moja śmierć. Może White'a, bo straciłby pracownika, chociaż coraz poważniej myślałem o zakończeniu tej współpracy. Jedyna osoba, która przejęłaby się moją śmiercią od dawna była martwa. Dzięki temu nie miałem niczego do stracenia.
Przeszliśmy krótki kawałek, którego większą część szedłem uwieszając się na koledze. Przeceneniłem swoje siły, myśląc, że dam radę iść samodzielnie, za to Ross, ku mojemu rozczarowaniu, ocenił je aż na zbyt dokładnie. Gdy tylko usiadłem na swoim miejscu, momentalnie zasnąłem.

***
Hejka!
Dawno mnie tu nie było (bądźmy szczerzy: bardzo dawno), ale zostało dosłownie parę rozdziałów do końca tej historii i w końcu (po wielu upomnieniach w komentarzach od Was) postanowiłam wrócić tu i zamknąć historię Aidena i Alexy. Postawiłam sobie za punkt honoru, że do końca wakacji książka będzie skończona i wierzę, że się to uda, ale musicie wziąć na mnie poprawkę ;)
Mam nadzieję, że nie straciliście do mnie cierpliwości i ostatnie rozdziały pochłoniecie tak samo jak pierwsze.
Opowiadanie jest też w trakcie poprawek (bardzo dziękuję fumumvendere, bez której to by się nie udało).
Melanie Rewardre

Nienawidzę Cię Stark! - KOREKTA✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz