Rozdział 29

1.9K 113 4
                                    

Perspektywa Alexy
Obudziłam się i otworzyłam oczy.
Oślepiło mnie białe światło.
Zaczęłam mocno mrugać, żeby przyzwyczaić oczy do ostrego,
białego światła. Gdzie... co... rozejrzałam się po pomieszczeniu, czując pulsujący ból głowy. Leżałam w białym pokoju, a kiedy chciałam ruszyć prawą ręką... poczułam
coś a raczej kogoś na mojej dłoni. Podniosłam lekko głowę ale natychmiast tego pożałowałam. Syknęłam cicho a chwilę później moje ręka została uwolniona, gdyż chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie trochę nieprzytomnie.
- Alexa... - wyszeptał
- hmmm? - patrzyłam na niego leżąc
- żyjesz... Obudziłaś się... ja... Tak bardzo Cię przepraszam! Nie chciałem Cię skrzywdzić... naprawdę... ja... przepraszam... - spuściłam głowę.
- Kiedy z badboya stałeś się słodziakiem? - zapytałam z lekkim uśmiechem
- Eee... Ale... Ty... - wyjąkał patrząc na mnie
- żyje człowieku. Ogarnij się - zaśmiałam się, ale odrazu poczułam ból w głowie. Agh... zamknęłam oczy i bezwładnie przekręciłam głowę w bok.
- Alexa! Otworzy oczy! Proszę! - darłam się i potrząsał mną dzięki czemu coraz bardziej bolała mnie głowa
- zamknij się... debilu jeden... I puść bo to boli... - wyjąkałam
- A... przepraszam.... - usiadł spowrotem na krzesełku obok mojego łóżka, kiedy do pokoju wpadł rozwścieczony Ross i zaczął się drzeć.
- mogłeś ją zabić!! Masz szczęście, że żyje!! - usłyszałam odsuwane krzesełko a sekunde później huk walnięcia w ścianę.
- A ty masz szczęście, że nie mogę wstać - warknęłam otwierając oczy. Ross patrzył na mnie zszokowany.
- przepraszam... myślałem, że jeszcze się nie obudziłaś...
- jak widać się obudziłam a jak tylko stanę na nogi zabiję was obu. Głowa mi pęka a wy nie umiecie zamknąć tych swoich paszczek. - warknęłam ostro.
- przepraszam - Ross podszedł skruszony i przytulił mnie mocno. Przytuliłam go i polozsm głowę na jego ramieniu.
Patrzyłam w oczy Aidenowi. Widziałam, że jest mu przykro.
- Ross jako dobry przyjaciel - z naciskiem powiedziałam to ostatnie słowo - mógłbyś przynieść mi gorąca czekoladę?
- już się robi panno Stark - zaśmiał się i wyszedł. Patrzyłam na blądyna a ten nie zrobił nic. Wywróciłam oczami.
- zamierzasz tak stać czy coś zrobić? - zapytałam z uśmiechem. Chłopak speszył się trochę i usiadł obok mojego łóżka.
Wow... zawsze myślałam, że to tylko taki badboy, który nie da sobie w kaszę dmuchać a tu miła niespodzianka... jest też wrażliwy... wo...
- przeze mnie leżysz tutaj... przepraszam... - znowu spuścił głowę. Jego piękne, bląd włosy opadły jak kurtyna zasłaniając przystojne rysy twarzy. Mehhh... na co ja mam teraz patrzeć hę?!
- nie przez Ciebie. Przez Starka - to nazwisko wypowiedziałam z taką pogardą, że kwiatki więdną.
- dlaczego tak bardzo go nienawidzisz? To twój ojc... - nie dałam mu skończyć.
- nie. Nie kończ tego zdania. On jest nikim. Jestem sierotą. Mój ojciec nie żyje i matka też. - warknęłam ostro. Nienawidziłam Tonego Starka tak bardzo, że te słowa przeszły mi przez gardło jak każde inne.
- powinnaś docenić to, że masz rodzinę.
- rodzinę? Rodzinę?! Ty sobie żartujesz! On nigdy nie był dla mnie ojcem. Zawsze był obcym człowiekiem. Nienawidzę go. Rozumiesz? Nienawidzę! - krzyknęłam na całe gardło.
W tym momencie przyszedł Ross. Był trochę smutny i bez humoru, jak zawsze kiedy słyszał te słowa.
- Aiden... może lepiej już idź... - powiedział Ross cicho, patrząc w ziemię.
- ja... rozumiem. - też spuścił głowę i wyszedł. Obróciłam się na bok i zamknęłam oczy.
- nawet nie wiesz, jak takie słowa są bolesne dla tych, którzy stracili rodzinę. - postawił kubek na szafce i wyszedł zostawiając mnie samą.

******
Krótki i znowu smutny... meh...

Nienawidzę Cię Stark! - KOREKTA✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz