Rozdział 11

3.5K 170 6
                                    

Siedziałam w pracowni do późna, grzebiąc, sprawdzając i badając różne tezy odnośnie chłopaka.
Od dwóch godzin nie znalazłam nic, co pomogłoby oczyścić blondyna z oskarżeń. Wierzyłam w jego słowa, ale rada potrzebowała dowodu jego niewinności, a moje przeczucia nim nie były.
No właśnie. Dowodu, którego nie mogłam znaleźć. Może jego pochodzenie byłoby wskazówką? Ach. No tak. Przecież znam aż jego imię. Bez nazwiska szukanie go w bazach danych było bezsensowne, bo trwałoby za długo.
Nie miałam żadnych próbek DNA, badań z krwi, wymazu śliny, nazwiska... Nic. Po prostu nic, co mogłoby mi się przydać.
Zadręczałam się tymi myślami, aż zorientowałam się, że jest już czwarta nad ranem, a ja jeszcze nie śpię. Chyba pora się położyć. Później moja czujność musiała być nienaruszona. Nie mogłam sobie pozwolić na rozkojarzenie, zważywszy na to, co planowałam.
Jutro — czytaj: dzisiaj po południu — wezmę tego chłopaka do pracowni. Trudno, że ryzykuję, a Stark się wścieknie. Może razem z nim coś wymyślę, a rezygnacja z okazji wkurzenia ojca byłaby grzechem.
Z gotowym postanowieniem położyłam się na łóżko, nawet się nie przebierając, a oczy zamknęły mi się od razu.
Punktualnie o ósmej rano obudził mnie głos Jarvisa.
— Witam, panno Stark. Jest ósma rano, piękne słońce, idealna pogoda na spacer — usłyszałam miły głos.
— Już wstaję... Sekunda... — Zwlekłam się z posłania z jękiem. Dzisiaj nie miałam czasu na negocjowanie kolejnych paru minut. Lepiej było wstać od razu.
Ubrałam się standardowo. Czarne obcisłe ciuchy. Rozczesałam długie, białe włosy i zeszłam na dół do cel Stark Tower.
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego ubieram się tak, a nie inaczej. No cóż, odpowiedź jest banalnie prosta. Czarny kontrastuje z białym, czyli czarne ciuchy podkreślają białe włosy.
Weszłam do celi chłopaka.
— Podnoś tyłek z łaski swojej — rzuciłam znudzonym głosem. Kolejny raz szykowała się ta sama batalia.
— A co, wychodzę? — prychnął. — Raczej wątpię.
— Jeżeli nie ruszysz tego tłustego zadu, ta cela zostanie twoim mieszkaniem — oświadczyłam sucho. Wcale nie żartowałam.
— Usiłuję się przyzwyczaić, ale ciągle tu przychodzisz i robisz mi nadzieję, więc sama rozumiesz. Coś mi nie idzie — warknął.
— O, jak miło. Ułatwiasz mi zadanie, tak? Przyznasz się do winy, zostaniesz tutaj na wieki wieków, a ja będę mieć spokój? — zapytałam ironicznie, czego oczywiście nie wyczuł. Mężczyźni to straszne istoty.
— Dobra, ruszam się. — Wstał — I po co ta agresja? — Uniósł ręce w geście obronnym. Wywróciłam oczami.
— Zamilcz, okej? Miło by było. — Chwyciłam jego wyciągnięty nadgarstek i zapięłam w kajdanki. To samo zrobiłam z drugim.
— Jak rozumiem, już zabierasz mnie na wyrok śmierci? Ścięcie czy stryczek? — zapytał z ironicznym uśmiechem, co na starcie rozdrażniło mnie do tego stopnia, że miałam ochotę przyłożyć mu z liścia w twarz. Ostatkami cierpliwości powstrzymałam się od popełnienia tego czynu. Ma szczęście, że coś z tej cierpliwości mi zostało.
— Nie wkurwiaj mnie, chyba że faktycznie chcesz pójść na stryczek, mądralo — odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
— Milczę jak grób — odpowiedział i w końcu przestał mówić. On naprawdę zamilkł na parę minut!
— No, w końcu — odpowiedziałam z cichym westchnieniem.
Nad kajdankami założyłam mu dwie bransoletki i — ku mojemu zdziwieniu — nie sprzeciwił się. Popatrzył tylko na to krzywo, ale nie ważył się skomentować. Robimy postępy? Złapałam łańcuch łączący kajdanki i pociągnęłam go do wyjścia.
— Czyżbyś zabierała mnie na spacerek? — zapytał zdziwiony.
— To nie będzie spacerek. Przynajmniej nie dla ciebie — odpowiedziałam wymijająco. Nie chciałam mówić mu od razu gdzie go zabieram. Poza tym, ściany mają uszy.
— To... Gdzie idziemy? — zapytał lekko zdezorientowany moją odpowiedzią.

Nienawidzę Cię Stark! - KOREKTA✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz