Rozdział 6

4.8K 236 15
                                    

— Jesteś pewna, że to dobry pomysł? — zapytał Ross po raz setny, kiedy patrzyliśmy przez szybę. Znajdował się tam zamknięty w celi blondyn.
— Lubię ryzyko. Wiesz o tym. Dam sobie radę — powiedziałam, nie odrywając wzroku od nieprzytomnego chłopaka. — Muszę tylko poczekać, aż się obudzi.
— Alexa, ty chyba nie wiesz, co robisz — powiedział Ross. — To jest przestępca. Może coś ci zrobić. Zrozum to, błagam — wyjaśnił zrezygnowany. Byłam pewna, że wiedział, że i tak zrobię po swojemu, ale mimo wszystko próbował odwieść mnie od tego pomysłu.
— Nic mi nie zrobi. Przecież będziesz w pobliżu, broń mam ukrytą w butach i leki usypiające w strzykawkach w kieszeni — streściłam szybko wszystkie swoje zabezpieczenia.
— Nie popieram tego, co robisz — powiedział z przekąsem. Nie dziwiłam mu się. Gdyby on wpadł na ten sam pomysł co ja teraz, też odwodziłabym go wszystkimi możliwymi sposobami.
— Domyślam się. — Nagle zobaczyłam, że chłopak przekręca się na bok i mruga oczami. — Obudził się. Idę.
— Powodzenia — wymruczał pod nosem Ross.
Weszłam do środka celi. Jeden z agentów zamknął za mną drzwi i wrócił na swoje stanowisko.
Stanęłam z boku, obserwując budzącego się chłopaka. Ten po chwili usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła. Wygniecione ubranie zdradzało, że spał dosyć długo i niespokojnie, co pewnie było to skutkiem ubocznym substancji mojej produkcji. Blond włosy były rozczochrane i w nieładzie, co, szczerze mówiąc, dodawało uroku jego przystojnej twarzy. Kiedy tak bezwstydnie skanowałam go wzrokiem, stwierdziłam, że chłopak mógłby wyglądać podobnie po całonocnej imprezie, na popołudniowym kacu.
— Gdzie, do cholery, jestem? — zapytał szeptem. Widocznie lek opóźnił reakcje na bodźce. Ciekawe. Muszę zagłębić się jeszcze w ten temat.
— W Stark Tower. Dokładniej w celi — odpowiedziałam, stając centralnie przed nim.
— To ty — mruknął. Popatrzył na mnie niebieskimi oczami. Tymi pięknymi, niebieskimi oczami, w których odbijało się zaspanie, zmęczenie i dezorientacja. Mimo tego piękny niebieski kolor nie przygasł, wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że świdruje mnie i przewierca na wylot. Odkrywa każdą niedoskonałość i każde zawahanie. To zdecydowanie najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widziałam.
— Szczerze powiem, że bez tej maskarady na twarzy jesteś naprawdę przystojny — powiedziałam z uznaniem. Przeskanowałam go wzrokiem dla upewnienia się w moim osądzie. Czarne ciuchy, blond włosy i niebieskie oczy. Ciacho.
— Dzięki? — wydusił zaskoczony.
— Jak się nazywasz? — Od razu przeszłam do rzeczy. Czas tykał i się nie zatrzymywał.
— Po co ci to? — Ton jego głosu zmienił się na ostrzejszy.
Westchnęłam. Nie tak, to spróbujemy inaczej.
Oparłam się rękami o jego kolana, tak, że nasze twarze były na tym samym poziomie. Były tak blisko, że czułam jego ciepły oddech.
— Może nie wygląda, ale usiłuję ci pomóc, więc współpracuj z łaski swojej, dobrze? — zapytałam cichym, prawie uwodzicielskim głosem.
— Aiden — mruknął niepewnie. Odsunęłam się od niego, cofając w stronę drzwi.
— Ciężko było? — zapytałam z lekkim uśmiechem. Wygrałam.
— Wyobraź sobie — warknął.
— Powiedz mi, dlaczego ten gang? — zadałam pytanie, które od tak dawna siedziało mi w głowie. Sama nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo mnie to ciekawiło.
— Oni bronią ludzi. Takich jak ja, przed wami. To wy jesteście problemem, a zwalacie na innych. Moglibyście wziąć w końcu odpowiedzialność za swoje błędy. Jak widać, tylko my za nie płacimy, a wam zawsze wszystko uchodzi na sucho — powiedział ostro. Przełknęłam te słowa, bo przypomniała mi się historia Sokovii. Trudna sytuacja. Zginęło wielu ludzi.
— Jest coś jeszcze poza tym argumentem, prawda? — zapytałam. Chwilę patrzył na mnie, chyba rozważając, czy coś dodać, jednak spuścił głowę.
— Czyli niczego już się nie dowiem? — zapytałam, ale odpowiedziała mi cisza. — Daj znać, jak jednak będziesz chciał wyjść z pudła — oznajmiłam i wyszłam z celi, zostawiając go samego ze swoimi myślami. — Jakiekolwiek niepokojące zachowanie proszę zgłaszać do mnie — oznajmiłam chłodno jednemu z agentów pilnujących celi. Spojrzałam jeszcze przez szybę na chłopaka, który dalej siedział ze spuszczoną głową. Ewidentnie nie chciał na mnie patrzeć, a tym bardziej mieć ze mną czegokolwiek wspólnego. Wyczuwałam w nim duszę wojownika, co mi imponowało. Lubiłam ludzi walecznych, broniących swoich przekonań, ale za to nienawidziłam tchórzy, a jednym z nich wydawał mi się mój biologiczny ojciec. Wystraszył się rodzicielstwa, więc postanowił, że wychowają mnie niańki i prywatni nauczyciele, a sam unikał odpowiedzialności. Pokręciłam głową, żeby szybko pozbyć się tych wszystkich myśli.
— Dobrze, panno Stark — odpowiedział strażnik, co pomogło mi wrócić do rzeczywistości. Już miałam iść na górę do swojego pokoju, ale jeszcze raz spojrzałam na blondyna. Jego głowa dalej była smętnie opuszczona. I tak mu pomogę. Czy tego chce, czy nie.
Poszłam na górę do pokoju. Ledwo przekroczyłam próg pracowni, kiedy Jarvis powiadomił mnie o ucieczce Aidena.

Nienawidzę Cię Stark! - KOREKTA✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz