Rozdział 1

9.3K 350 23
                                    

Z mojego pięknego snu o mieście z czekolady wybudził mnie głos Jarvisa.
— Dzień dobry, panno Stark. Jest siódma rano, idealna pogoda na poranny jogging.
— Jeszcze pięć minut, Jarvis... — mruknęłam zaspanym głosem, ponownie wtulając głowę w poduszkę. Cieszyłam się, że budzi mnie sztuczna inteligencja — inaczej każdemu człowiekowi niszczyłabym poranek. Byłam okropna, jeśli chodzi o wstawanie z łóżka. Codziennie Jarvis musiał się nagadać, żebym wstała i domyślałam się, że gdyby był człowiekiem, jego marzeniem byłoby, gdybym choćby raz wstała bez błagania o dodatkowe pięć minut.
— Panno Stark, powinna pani zejść na śniadanie. Czeka panią trening z agentką Romanoff — ponaglił, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy śniadanie jest mi w ogóle potrzebne. Z treningu nie dałabym rady się wymiksować, ale śniadanie? Starta czasu, który mogłabym poświęcić na sen.
Ostatecznie wygrał mój ściśnięty żołądek, ostrzegając, że jeśli pominę śniadanie, znienawidzi mnie.
— Jarvis! Jesteś okropny! — Usiadłam na łóżku, rozkopując kołdrę. Zastygłam na chwilę w bezruchu i patrzyłam przez wielkie, szklane okno. Widok budzącego się do życia miasta co rano mnie zachwycał.
W końcu zebrałam się i wstałam — a raczej stoczyłam — z łóżka. Poszłam do łazienki. Tam założyłam niebieskie soczewki, rozczesałam długie, białe włosy, umyłam zęby i zrobiłam tradycyjny, bardzo mocny makijaż.
Usta pociągnęłam ciemną szminką, rzęsy podkręciłam hebanową maskarą. Zrobiłam czarną kreskę, a następnie pomalowałam powiekę ponurym cieniem. Ubrałam się w losowe dresy i zeszłam na dół.
Znowu pusta lodówka... Zamknęłam ją i po chwili znowu otworzyłam w nadziei, że może coś jednak się w niej pojawi.
Czekało mnie mocne rozczarowanie.
No niestety. Nie tym razem, Alexa.
— Jarvis, czemu lodówka jest pusta? — zapytałam retorycznie. Wiedziałam, dlaczego się nie napełniła, ale nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli. Lepiej było usłyszeć to od kogoś innego.
— Nikt nie zlecił, ani nie zrobił zakupów, madame.
— Czy ja wiecznie muszę tego pilnować? — warknęłam pytająco. — Mamy chociaż kawę? — zapytałam z nadzieją w głosie.
— Skończyła się, madame.
— Kurwa mać. Znowu nic nie ma. O herbatę nawet nie pytam. Zjem coś na mieście. Wychodzę na zakupy, bo nikt tego za mnie nie zrobi. — Wywróciłam oczami, wzięłam torebkę i wyszłam z wieży.
Zrobiłam szybkie zakupy, które — jak zawsze — skończyły się czterema reklamówkami. Najpierw miałam kupić tylko rzeczy potrzebne mi do śniadania, a po resztę wysłać kogoś innego, ewentualnie przyjechać po nie z Rossem, ale wyszło jak zawsze i skończyło się zabawą w tragarza. Kilka opakowań kawy, herbaty, jakieś chrupki i płatki czekoladowe. Pieczywo zwykłe, ale też chrupkie. Karton sera, szynka z polecenia sprzedawczyni. Soki i inne napoje gazowane. W skrócie, wywiozłam pół sklepu. Zapasy na jakieś dwa tygodnie. Rozpakowałam mój "mały" shopping i przystąpiłam do produkcji owsianki. Przy mieszaniu zawartości garnka, moje myśli uciekły do samego sklepu. Zaczęłam się zastanawiać, czy jak będę miała już te sześćdziesiąt lat, o ile w ogóle dożyję tego wieku, też będę tak irytującym stworzeniem. Będę ciągle włazić ludziom pod nogi, jak te babki, które ciągle na mnie wpadały? Będę pół godziny liczyć grosiki, żeby kasjerka mnie nie oszukała, tak jak jedna z pań, przez którą poszłam do kasy obok? Miałam ogromną nadzieję, że mimo wszystko zostanę sobą.
Skonsumowałam śniadanie i czekałam na Nataszę. Długo nie przychodziła, więc z nudów umyłam miskę i siedziałam tak do jej przyjścia, które nastąpiło dziesięć minut później.
— Gotowa? — zapytała, a ja spojrzałam na zegarek.
— Od jakichś dwudziestu minut, ale miło, że pytasz — powiedziałam z sarkastycznym uśmiechem.
— Furry zawrócił mi dupę i Steve coś chciał. Tak jakoś wyszło. Sorki, Alexa — wyjaśniła. Uznałam, że jej wyjaśnienia są wiarygodne, bo bycie agentem Tarczy i członkiem Avengers jednocześnie musiało zabierać jej mnóstwo czasu, zwłaszcza, że większość członków obu organizacji było średnio ogarniętych.
— Spoko, rozumiem. Chodźmy już, bo czas tyka. — Wstając z miejsca, puknęłam teatralnie w zegarek dwa razy.
Jogging był nudny, jak zawsze zresztą. Dla mnie to strata czasu, ale "mam wyrobić sobie formę!". Wszyscy mówili, że bieganiem jestem w stanie zaangażować wszystkie najważniejsze mięśnie i wzmocnić swoją wytrzymałość, ale szczerze powiedziawszy, wolałabym choćby siłownię. Rowerek stacjonarny czy jeżdżenie po mieście też brzmiało fajnie. Bieganie, po latach ćwiczeń, po prostu mi się znudziło.
Wróciłam do pokoju z postanowieniem zlewania dzisiaj wszystkich. Wbiłam kod przy wejściu do pracowni i zaczęłam się zastanawiać, który niedokończony projekt mogłabym skończyć. A może zacząć coś nowego?
— Jarvis, pokaż projekt bransoletki z połączeniem — poprosiłam, bo zdecydowałam, że zacznę od czegoś wymagającego tylko lekkich szlifów.
— Oczywiście, madame. — Wyświetliła się holograficzna bransoletka. Kiedy już miałam zacząć ją udoskonalać, pojawił się komunikat. No kuźwa, ledwo wyciągnęłam narzędzia!
"Wszyscy członkowie Avengers za dziesięć minut na lotnisku. Proszę uzbroić się najlepiej jak jest to tylko możliwe. Misja wymaga specjalistycznych środków i profesjonalnego podejścia, zwłaszcza ze strony panny Stark."
— Jarvis, co to oznacza? — zapytałam, nie rozumiejąc treści ostatniego zdania. Może mam się bawić w uwodzicielkę, co?
— Kłopoty, panno Stark. Kłopoty...

Nienawidzę Cię Stark! - KOREKTA✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz