Rozdział 10

3.5K 185 13
                                    

Po jej wyjściu nawet nie odwróciłem wzroku. Patrzyłem uparcie w sufit i pogrążałem się w myślach.
Gdzie jest lub może być mój miecz? Gdzie ona mogła go schować?
Budynek był tak duży, że myślenie o potencjalnym schowku było kompletnie bez sensu, ale tylko to mi pozostało.
Leżałem, leżałem, leżałem i... leżałem, aż usłyszałem otwieranie drzwi.
— Podobno musiałaś już iść — warknąłem, nie patrząc w stronę drzwi. Jednak w mojej głowie pojawiła się myśl. Może uda mi się wyciągnąć od niej miejsce położenia miecza? Usiadłem na łóżku i — ku mojemu rozczarowaniu — zobaczyłem, że do celi, zamiast białowłosej, wszedł jakiś facet. Od razu odechciało mi się wszystkiego.
— Powiedz mi, o czym z nią rozmawiałeś — zażądał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Kazała powiedzieć, że rozmawiam tylko z Alexandrą — odwarknąłem. Nie zamierzałem tracić sojusznika przez żądania podejrzanego faceta.
— Powiedz mi, o czym — zażądał ponownie. Dopiero teraz rozpoznałem tego mężczyznę. Był jednym z tych agentów przed drzwiami.
No to będzie ciekawie.
— Gościu, mam z nią współpracować, więc informuję, zgodnie z jej poleceniem, że rozmawiam tylko z nią. Tam są drzwi. — Ruchem ręki pokazałem miejsce, mając nadzieję, że się stąd zabierze.
— Ostatni raz pytam. O czym z nią rozmawiałeś?
— A ja ostatni raz mówię. Rozmawiam tylko z nią. Głuchy jesteś? — zapytałem, nie rozumiejąc logiki tego człowieka. Przecież mógł ją zapytać w każdej chwili, po co więc męczy o to mnie? A może wcale się z nią nie lubił i szukał na nią brudów?
— Czyli wolisz po złości. Trudno, a taką miałeś ładną twarzyczkę — westchnął. Kompletnie zgłupiałem. Jednak po chwili domyśliłem się — a raczej poczułem — o co mu chodziło. Zarejestrowałem przeszywający ból na policzku. Mężczyzna uderzył mnie w twarz. Aha. No, super. Dotknąłem ręką twarzy i krew we mnie się zagotowała. Jakim prawem, do cholery?
— Czego ty nie rozumiesz?! Miałem współpracować, to współpracuję! I za to dostaję w twarz, tak?! Nie masz takiego prawa! — wydarłem się, lecz po chwili zostałem uderzony ponownie. W to samo miejsce. Już miałem mu oddać, kiedy drzwi od celi otworzyły się z hukiem, a do środka wpadła białowłosa. Spojrzałem w stronę ochroniarza. Był sparaliżowany strachem. Kim jest ta dziewczyna, skoro boi się jej taki goryl?
— Czy ja cię, kurwa, prosiłam, żebyś tu wchodził?! — W jej tonie była taka złość, że sam się przestraszyłem. Usiadłem na łóżku i wolałem się nie ruszać. Niech wyżyje się na tym facecie. Ja się o dodatkowe kłopoty nie prosiłem. Sam tu wlazł.
— Ja... Ja... — jąkał się napakowany mężczyzna. Może trochę zaczynałem mu współczuć.
— Ja, ja. To faktycznie jaja! Nie wkurwiaj mnie i zejdź mi z oczu, w tej chwili! — Delikwent wyszedł zgodnie z poleceniem, miał „podkulony ogon". Dziewczyna podeszła do mnie, na co szybko spuściłem głowę w dół.
— Powiedziałeś mu coś? — zapytała już trochę spokojniejsza.
— Powiedziałem to, co mi kazałaś; że rozmawiam tylko z Alexandrą — odpowiedziałem posłusznie. Po tym, co widziałem, nie chciałem wkurwiać jej jeszcze bardziej.
— Podnieś głowę i popatrz na mnie — poleciła.
— Nie — odpowiedziałem krótko.
— Wszystko muszę robić sama. — Poczułem tylko dotyk jej palców pod brodą i lekkie uniesienie w górę. — To on? — zapytała przez zęby.
— Tak, ale to nic takiego — odpowiedziałem szybko, patrząc w jej oczy.
— Masz rozciętą wargę. Poza tym, on nawet nie miał prawa tu wejść — odpowiedziała i wyszła. Patrzyłem za nią. Słyszałem tylko głuche jęki bólu i odgłosy walki, ale widać było krew cieknącą z nosa odważnego osobnika. Nawet nie dała mu się wytłumaczyć. Widziałem, że to trochę przesada. Po chwili wróciła do mnie z czymś w ręce. Zastanawiałem się, co to jest i czy w ogóle chcę o tym wiedzieć.
— Nie ruszaj się, to nie zaboli — powiedziała i przyłożyła to białe coś w miejscu rozcięcia.
— Trochę przesadziłaś — stwierdziłem.
— Masz coś do dodania? Zaraz możesz skończyć jak on — warknęła wkurzona. Dla swojego bezpieczeństwa stwierdziłem, że lepiej będzie zamknąć temat wtargnięcia do mojego tymczasowego mieszkania i zajęcie jej myśli czymś innym.
— Oddasz mi mój miecz? — podjąłem drażliwy temat. Z deszczu pod rynnę, Aiden.
— Nawet o tym nie marz — wysyczała i odsunęła się. — Jutro będziesz mi potrzebny. Nie gadaj z tymi cymbałami. Nie chce mi się ich później zwalniać — powiedziała jakby od niechcenia. Jakby zwalnianie ich było nudną zabawą.
— Okej? — powiedziałem, a raczej zapytałem. Niepewnie, ale to jej chyba wystarczyło.
— Spokój ma być! — krzyknęła na odchodne i wyszła. Położyłem się na łóżku i zastanawiałem, kim ona może być i...

Gdzie jest mój miecz?!

Nienawidzę Cię Stark! - KOREKTA✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz