*Maraton 3/3*
Andrés rozsiadł się na fotelu, a ja usiadłam na nim okrakiem. Gładziłam jego włosy. Chwyciłam jego dłonie i położyłam na swoich plecach.
- Clara... jesteś pijana. Poza tym to chyba jeszcze nie czas... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie podobam ci się? - spytałam zdziwiona.
- Jesteś cudowna. - odparł. - Ale jesteś w nie najlepszym stanie. Nie chcę sprawiać ci bólu.
- Andrés... - przewróciłam oczami. - Przysunęłam się do niego i pocałowałam go z pasją. Oddał pocałunek. Podniósł mnie i delikatnie położył mnie na kanapie. Pociągnęłam za suwak jego uniformu. Andrés zdjął z siebie koszulkę i pochylił się nade mną. Uniosłam głowę i przygryzłam jego szyję. Przejechałam językiem wzdłuż niej i ponownie zaczęłam muskać ustami jego wargi. Zaczęłam powoli odpinać swój kombinezon. Berlin pomógł mi zdjąć z siebie odzienie. Spojrzałam na swoje ranne ciało i skrzywiłam się. Lekko zakryłam się rękami. Andrés chwycił moje dłonie i odsunął je. Zaczął spokojnie i lekko całować każdy skrawek mojego ciała. Łącznie z ranami. Patrzył mi przy tym w oczy. Przygryzłam wargę. Zdjęłam sobie bandaż z głowy.
Wciągnęłam głośno powietrze, gdy językiem obrysował moje piersi. Wbiłam swoje paznokcie w jego plecy. Uśmiechnął się do mnie flirciarsko i ponownie kreślił pocałunkami liczne ścieżki na moim brzuchu. Podniósł się na dłoniach i pochylił nad moją głową.- Jesteś dla mnie wszystkim. - wyszeptał. Wpił się w moje wargi. Jego palce zaczęły stymulować moją łechtaczkę. Jęknęłam mu w usta. Był dziś inny. Taki delikatny i czuły. Nieśpieszne i leniwie ssał moje wargi. Przymknęłam oczy i oddychałam szybko, będąc coraz bardziej rozpalona. - Patrz mi w oczy. Chcę widzieć te ogniki, które są widoczne dzięki mnie. - wbiłam swój wzrok w niego. Jak przez mgłę widziałam jego podnieconą twarz. Dotknęłam delikatnie jego policzka. Jęczałam cicho i nie mogłam tego powstrzymać. Andrés ucałował moją dłoń, która znajdowała się na jego policzku. Po chwili trochę brutalnej zassał moje usta. Jego język znalazł się w moich ustach. Przygryzł koniuszek mojego języka. Odsunął się lekko. - Chcę zrobić dla ciebie wszystko. Powiedz co? Powiedz, co mogę zrobić dla takiej kobiety jak ty? - wsadził we mnie swój palec i delikatnie stymulował nim najbardziej wrażliwe punkty. Wiłam się pod nim.
- Nic. Już dawno... zrobiłeś. - mówiłam między jękami. - Tylko mnie... kochaj. - uniosłam się trochę i dokończyłan zdejmować z niego kombinezon, który wciąż był na jego biodrach. Przeleciałam go wzrokiem. Andrés w samych bokserkach, całujący mnie delikatnie i sprawiający mi przyjemność.
Przejechałam dłońmi po jego plecach. Moje ręce zatrzymały się na jego bokserkach. Włożyłam w nie swoje dłonie. Najpierw ścisnęłam jego pośladek. Przejechałam dłonią po jego biodrze i dotknęłam jego członka.
Poczułam, że Andrés dołożył palce i nieco szybciej mnie nimi posuwał. Musnął mnie nosem w szyję. Pocałowałam lekko jego brodę. I zaczęłam poruszać dłonią wzdłuż jego przyrodzenia.
Sama czułam, że docieram na szczyt. Zaczęłam unosić biodra do góry. Pociemniało mi przed oczami, a on wyjął ze mnie swoje palce. Seksownie oblizał je z moich soków.
Wstał, patrzyłam na niego zdziwiona. Ten jednak sięgnął z kieszeni spodni prezerwatywę. Po chwili przygniótł mnie lekko swoim ciałem. Wszedł we mnie powoli, do końca. Objęłam go i gładziłam skórę jego pleców. Zaczął składać pocałunki na moich ramionach. Następnie przeniósł się na szyję. Zamiennie kąsał i łagodził wszystko językiem. Przejechałam nogą po jego łydce. Jedna z moich dłoni wylądowała na jego tyłku, a druga drapała plecy.- Brakowało mi tej bliskości. - wychrypiał i wszedł we mnie mocniej. Czułam, że dochodzę. Andrés przyspieszył ruchy. Wstrząsnął mną orgazm. Drżałam i mocno się do niego przytuliłam. Andrés wchodził we mnie jeszcze. Zaczął ciężko oddychać. Rówież doszedł i opadł na mnie lekko. Pocałował moje usta namiętnie. Leżeliśmy chwilę w milczeniu. Nasze oddechy nieco się uspokoiły.
- Kocham cię. - przejechałam dłonią po jego lekko spoconej twarzy. Ten uśmiechnął się w swój sposób.
- Ja ciebie też. - ucałował moje czoło. Wstał na chwilę i doprowadził się do porządku. Również podniosłam się i objęłam jego plecy. Gładziłam jego klatkę, a po chwili zjechałam nieco niżej. - Jeszcze ci mało? - odwrócił się w moją stronę. Zawiadiacko uśmiechnął się.
- Poleżysz ze mną? - poprosiłam. - Chociaż chwilkę? - zatrzepotałam rzęsami.
- Mhm. - mruknął cicho. - Musisz wytrzeźwieć. Tylko nie mów mi później, że boli cię główka. - chwycił za bokserki. Zabrałam mu je i rzuciłam na fotel.
- Chcę trochę popodziwiać mojego faceta. - przygryzłam dolną wargę. Andrés zaśmiał się lekko. Popchnęłam go na kanapę. Ułożył się wygodnie. Wdrapałam się na niego i wtuliłam się w jego klatkę. Objął mnie.
- Czyli jednak mnie podziwiasz... - patrzył na mnie zadowolony.
- Nigdy temu nie zaprzeczyłam. - uniosłam głowę. - Już gdy pierwszy raz cię zobaczyłam, to przykułeś moją uwagę.
- Ciekawych rzeczy się tu dowiaduję. - położył dłoń na mojej pupie, a drugą bawił się moimi włosami.
- Widzisz alkohol ma swoje plusy. - zaśmiałam się, a on przewrócił oczami. - W sumie już gdy pierwszy raz cię zobaczyłam to wpadłeś mi w oko.
- A tak się upierałaś... - wspomniał.
- Bo ten twój niewyparzony język był denerwujący. - uśmiechnęłam się sztucznie. - Myślałeś, że jesteś Bogiem świata i każdy ci służy.
- Bo tak jest. - parsknął. Walnęłam go w ramię.
- Chciałabym się tak z tobą wylegiwać przez cały czas. - rozmarzyłam się. Zaczęłam paznokciem rysować nieokreślone figury na jego klatce.
- Chyba za dobrze byś miała. - patrzył na mnie z cwanym uśmieszkiem.
- A ty to nie? - poruszyłam biodrami, ocierając się o niego. Wyszczerzył się. Podparłam się lekko na dłoniach i ziewnęłam. Przytuliłam się do niego i w szybkim tempie zasnęłam.
* * *
Przebudził mnie donośny krzyk. Wstałam szybko i wraz z Andrésem pośpiesznie się ubraliśmy. Zbiegliśmy na dół. Drzwi do mennicy otworzyły się. Tokio wracała...
- Kurwa, kryjmy ją! - krzyknął Rio. Czułam, jak Andrés ciągnie mnie za rękę. Wyrwałam mu się i wybiegłam, aby osłaniać krótkowłosą. Strzelaliśmy do policji. I choć czułam jakby trwało to wieczność to chwilę później Tokio była w mennicy. Zaczęliśmy się wycofywać, będąc wciąż pod ostrzałem. Dostałabym serię kulek, ale Moskwa zdążył okryć mnie swoim ciałem. Weszliśmy do mennicy, a drzwi zamknęły się.
- Pomocy! - krzyknęłam. Patrzyłam jak mężczyzna krwawi. Upadł na ziemię. Kucnęłam przy nim. - Berlin, zrób coś. - byłam roztrzęsiona. Patrzyłam błagalnym tonem w postać Andrésa. Denver, Nairobi i Berlin kucnęli przy nas. Kule nie przeszły na wylot.
- Cholera, wykrwawia się. - Denver spojrzał na mnie załamany.
- Spokojnie. Mam dużo krwi... - mówił, choć było mu ciężko. - Wiecie ile kaszanki w życiu zjadłem? - rozcięliśmy jego uniform. Trzy kulki... Denver wstał. Był rozgoryczony. Podeszłam do niego. Dotknęłam jego ramienia.
- Dostał trzy kulki. - mówił załamany. - Trzy! - przytuliłam go do siebie.
- Twój ojciec to porządny facet. - szeptałam. - Wyliże się z tego. - nawet nie chciałam wspominać, że to przeze mnie. Moskwa uratował mi życie. Odwróciłam się i zauważyłam, że Andrés przyglądał się nam. Po chwili odszedł, a za nim poszła Tokio. - Denver nie myśl o najgorszym. Uratujemy go. - pogłaskałam jego policzek. - Muszę porozmawiać z Berlinem.
CZYTASZ
To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]
Fanfiction>>Część pierwsza<< Życie Clary przewraca się do góry nogami, gdy przystaje na nietypową prośbę swojego przyjaciela - Martina. Poznając aroganckiego, pewnego siebie, a zarazem nieziemsko seksownego i czarującego - Andrésa de Fonollosę - wszystko zacz...