37

459 18 0
                                    

Od rana Yvonne próbowała ogarnąć dom Stylesa. Nie był on bałaganiarzem, ale jego domu też nie można było nazwać szczególnie zorganizowanym i uporządkowanym. Typowy nieład artysty, który żyje w innym świecie.

Dlatego kiedy o godzinie ósmej się obudziła i wypuściła Dianę na taras, zaczęła sprzątać kuchnie. Szczególnie po wczorajszej kolacji z Harrym na blacie leżały puste opakowania po jedzeniu, które razem zamówili.

Całe mieszkanie było bardzo przytulne, szczególnie serce Yvonne podbił taras, który był niesamowitym miejscem. Zazdrościła Harry'emu, że posiadał taką przestrzeń u siebie w domu. Z kieszeni bluzy wyjęła ulubione papierosy i zapalniczkę. Jedna z pustych doniczek posłużyła jej za popielniczkę. Nie chciała, żeby zrobił się jakikolwiek bałagan przez to, że pali więc ustawiła doniczkę na stole. Usiadła na jednej z puf, która stała przy niewielkim stole i delektowała się chwilą.

Papieros o dziewiątej rano, kiedy wszystko budzi się do życia, słońce świeci, a cały widok z tarasu był idealny.

— Witaj Yvonne — powiedział zachrypnięty głos. Styles o kulach w drzwiach tarasu, na jego włosach był bałagan. Wstał dopiero teraz i jest zaspany. Wyglądał bardzo uroczo, a oczy mrużył od słońcach

— Cześć Harry. Miło cię widzieć żywego

Styles widząc Ivy rano i w tak pięknym otoczeniu poczuł jak serce mu przyspiesza.

Od dawna pragnął, żeby w życiu pojawił się ktoś taki jak właśnie niska brunetka o tak specyficznych oczach. Rano, kiedy promienie słoneczne, idealnie padają na jej opaloną lekko skórę, wszystko wydaje się takie lepsze i beztroskie.

— Już się zadomowiłaś? — zapytał patrząc wymownie na popielniczkę na stoliku.

— Można tak powiedzieć — wzruszyła ramionami i popatrzyła na Stylesa zaciągając się papierosem. — Napewno ci nie przeszkadza fakt, że pale? Chyba nie jesteś przyzwyczajony do tego zapachu?

— Nie przeszkadza i trochę jestem, bo na trasie wiele osób w moim otoczeniu paliło i sam mam nawet taką koszulkę jak twoje papierosy — zauważył pokazując na paczkę Cameli niebieskich, które paliła Brzeziński.

— Dobra, koniec odpoczynku idę zrobić coś do jedzenia. Chyba nie myślisz, że przez cały mój pobyt tutaj będziemy żyli z jedzenia z pudełek — powiedziała i podniosła się z pufy. Była tak blisko Harry'ego, że mężczyzna czuł jej zapach. Bardzo delikatny, cytrynowy. Skądś kojarzył ten zapach, ale za cholerę nie mógł przypomnieć sobie skąd.

— Kurczę, już myślałem że cały twój pobyt tutaj będzie jakby nocowała u mnie przyjaciółka. Plotki, śmieciowe jedzenie i Wredne Dziewczyny — zaśmiał się, kiedy szli już razem do kuchni. Harry kuśtykał, ale dawał sobie radę.

— Kurde, dawno nie oglądałam Wrednych Dziewczyn. Musimy to totalnie obejrzeć! — powiedziała podekscytowana.

So fetch — powiedział nawiazując do filmu.

my favourite vet | H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz