16

540 22 7
                                    


O godzinę siódmej Harry obudził się. Noc była strasznie ciężka. Jego problemy ze snem wróciły, mimo potężnego zmęczenia nie mógł zasnąć i do piątej nad ranem siedział na tarasie i patrzył się na wschód słońca, który przebijał się na niebie. Od Live on Tour nie posiadał głębszych problemów ze snem. Na trasie było to nie do obejścia. Pił dużo napoi energetycznych, dużo kawy. Wszystko poskutkowało tym, że przez cztery miesiące Harry musiał brać leki nasenne.

Tym razem nie miał pojęcia dlaczego nie mógł usnąć. Całą noc spędził na rozmyślania, piciu ziółek i słuchaniu relaksacyjnej muzyki. Mało to dało i kiedy o godzinie szóstej zasnął nic to mu nie dało i już o siódmej był na nogach. Czuł się jak zombie. Nie wyobrażał sobie przeżyć dziś całego dnia, więc wybawieniem była wiadomość od Olivii Wilde, że dziś na planie byli potrzebni tylko statyści.

Odetchnął z ulgą.

Zaparzył herbatę i wypuścił Dianę na podwórko. Zrobił sobie śniadanie i usiadł przed telewizor. Włączył na przypadkowy kanał i próbował się wczuć w to co aktualnie leciało.
Diana była już po lekach, więc spokojnie sobie odpoczywała. Jego telefon wydał charakterystyczny dźwięk, wiec dźwignął się z kanapy i poszedł w kierunku, z którego wydał się dźwięk. Na ekranie pojawiła się wiadomość od Mitch'a. Zaprosił go na piwo wieczorem. Harry zastanowił się chwile i postanowił, że pójdzie. Czas z przyjaciółmi mu się przyda. Stęsknił się za swoim zespołem.

Resztę dnia spędził tak jak wcześniej. Około piętnastej zorientował się, że to dziś miał podać Dianie kroplówkę. Przeklął w duchu.

— Kurwa Diana! — zawołał. Szybko ze spodni wyciągnął wizytówkę, na której zapisał numer Ivy.

Z torby wyciągnął pojemnik z płynem i wenflon. Realnie przeraziło go wkładanie igły o takiej wielkości w jego ukochanego psa. Wybrał na telefonie szybko ciąg cyfr i przyłożył urządzenie do ucha.

— Yvonne Brzezinski, słucham? — usłyszał jej głos. Pierwszy raz od tylu godzin. Aksamitny, delikatny lekko zachrypnięty.

— Hej, Ivy to ja Harry. Jak byliśmy z Dianą u ciebie w klinice powiedziałaś, że wrazie czego mam dzwonić, więc dzwonie. — powiedział na jednym wdechu. Jego ręce znowu się pociły. Dawno się tak nie zachowywał przy płci przeciwnej.

— Oh, witaj Harry. Coś się dzieje? — zapytała, a jej ton się zmienił. Był bardziej przyjazny, mniej formalny.

W tle było słuchać męski głos. Harry zmarszczył brwi.

— Wyjąłem ten wenflon i kroplówkę i szczerze ci powiem, że nie wyobrażam sobie podpiąć tego pod Dianę. Znalazłabyś czas żeby przyjechać i mi pomoc, błagam? — zapytał żałośnie. Był bardzo ciekawy, czy piękna bruneta nabierze się na jego fobie przed igłami.

— Kurczę, jestem aktualnie poza miastem w drodze do domu, za czterdzieści minut bym była około. Dacie radę?

— J-jasne. — zająknął się. Znowu.

— Wyślij mi proszę adres, do zobaczenia! — rozłączyła się zanim Styles odpowiedział.

Kurwa, ma czterdzieści minut na ogarnięcie siebie, mieszkania i psa.

— Ja pierdole — mruknął i pobiegł w kierunku łazienki, żeby zrobić wodę do umycia podłóg.

my favourite vet | H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz