Rozdział 42

131 9 55
                                    

Budzę się z ogromnym bólem, moje ciało odczuwa go nawet przy najmniejszym ruchu. Rozglądam się po białym pomieszczeniu i już wiem, że znajduję się w szpitalu. Spoglądam na rzeczy do, których jestem podłączona i zaczynam rozumieć, że nie spędziłam tutaj kilku godzin. Do mojej głowy dociera wydarzenie, które spowodowało, że tutaj jestem. Przed sobą widzę tylko śmierć dziewczyny i jej ostatnie słowa, nagle po moim policzku spływa łza. Szybko ją wycieram kiedy widzę nadchodzącą pielęgniarkę.

- To cud panno Evans - komentuje widząc mnie. - Przeżyć trzy postrzały i wybudzić się ze śpiączki po czterech dniach, ma pani szczęście.

- Byłam cztery dni w śpiączce? - pytam zdziwiona.

- Niestety - odpowiada wpisując coś do karty zdrowia. - Zrobimy ostatnie badania i jeśli będzie wszystko w porządku wypuścimy panią jeszcze dziś.

- Dobrze - spoglądam za szybę i widzę w nich moich rodziców oraz Oliviera.

- Mogą wejść jeśli pani chce - mówi, a ja kiwam na znak, że się zgadzam.

- Zoey co ty wyprawiasz, ryzykować tak własne życie? - pojawia się przede mną rodzicielka.

Nie widziałam mojej mamy kilka tygodni, a po jej oczach widzę że ostatnie dni musiały być dla niej trudne. Mocno spuchnięte, zaczerwienione oczy od płaczu powodują tylko że jest mi jej bardzo żal. Nigdy nie sądziła, że każdego dnia będzie musiała się modlić o to aby jej dzieci przeżyły kolejny dzień. Widać, że ją to wszystko wykańcza i żyje w ciągłym stresie.

- Przepraszam - to jedyne co mogę powiedzieć.

- Rozumiemy, że taki był twój wybór, ale postaw się na naszym miejscu - dodaje ojciec. - Nie chciałabyś chować własnego dziecka.

Wiem, że bardzo ich ranię tym co robię, ale pomimo tego akceptują to, akceptują mnie i Landona. Byli w stanie zrozumieć wybór mojego brata, ale mój wybór sprawił że zwątpili we mnie. Od najmłodszych lat chciałam się uchronić od tego, a teraz należę do jednego z najpotężniejszych gangów w kraju.

- Przykro mi, naprawdę -  łapie ich za dłonie. - Wybrałam już takie życie i nie da się tego zmienić.

- Wszystko da się zmienić - odpowiada kobieta.

Każdy ma wybór, ja też go mam, ale wiem że ten wybór sprawił że czuję się silniejsza, czuję że żyję. Z czasem to wszystko zaczęło mi się podobać, dzięki temu wszystkiemu stałam się niezależna, odważna, stałam się najlepszą wersją siebie.

- Przepraszam, że przeszkadzam ale musimy iść na badania - podchodzi do nas pielęgniarka.

Wsiadam na wózek i wyjeżdżam z sali na korytarz, od razu zauważam siedzącego chłopaka na szpitalnym krześle. Olivier widząc mnie unosi głowę, jego oczy są takie zmęczone jakby co najmniej nie spał kilka dni. Rozglądam się jeszcze po szpitalu i nigdzie nie zauważam Alec ani reszty moich przyjaciół. Pielęgniarka zawozi mnie do sali badań i wykonuje podstawowe badania, a w mojej głowie dalej wracam myślami do Cary. Nie jestem w stanie uwierzyć w to co się wydarzyło. To wszystko sprawiło, że czuję jakbym przeżyła jakiś koszmar, ale to się nazywa życie. Los bywa przewrotny i szykuje dla nas ciągłe pułapki myśląc że z każdą jesteśmy sobie w stanie poradzić, ale prawda jest inna. Nie raz się przekonałam, że śmierć najbliższej nam osoby może wywrócić nasze życie do góry nogami, nie każdy jest w stanie pogodzić się z odejściem.

Po skończonych badaniach wracam o własnych siłach do sali, rodzice pojechali do domu w końcu wypocząć, zostawili mi wszystkie potrzebne rzeczy oraz pieniądze abym mogła wrócić bezpiecznie do domu. Wyciągam z torby ubrania i idę się przebrać, nakładam na siebie szare dresy oraz biały top i flanelową koszulę. Na stopy nakładam białe air force, myję jeszcze twarz i zęby oraz związuje włosy w luźnego koka. Wychodzę z łazienki i kończę pakować ostatnie rzeczy kiedy do sali wchodzi Owen. Pomiędzy nami panuje cisza jakby każde z nas bało się odezwać.

Nienawiść nie zna granicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz