Rozdział 13

304 20 7
                                    

- Mam ochotę zostać w domu - mówi blondynka kiedy jemy śniadanie.

- Och siostrzyczko kto by nie chciał, ale ja mam teraz trening więc muszę spadać - zakłada torbę treningową na ramię. - Do później - całuje siostre w polik. - Narka Zoe! - krzyczy i wychodzi.

- Narka! - odkrzykuję.

- Niech złamie nogę na tym treningu - szepcze przez co zaczynamy się śmiać. - Najadłaś się?

- Tak - odstawiam talerz i idziemy do blondynki pokoju.

- Ubieraj się w to - podaje mi ubrania.

- Oszalałaś? - pytam.

- Będziesz wyglądała najpiękniej na świcie - uśmiecha się.

- Dobra - zgadzam się i idę do toalety.

Ubieram się w białe spodnie z wysokim stanem. Do tego nakładam nude sweterek.

- Przecież mi będzie zimno - mówię.

- Dlatego masz założyć bomberkę - podaje mi kurtkę, która zakładam. - A i masz jeszcze moje białe conversy.

Zakładam buty i schodzimy na dół. Rach zamyka drzwi i idziemy w stronę szkoły. Po piętnastu minutach znajdujemy się przed szkołą.

- Nienawidzę tych spacerów - narzeka.

- Nasz autobus byłby dopiero za 20 minut, nie opłacało się czekać - wchodzimy do szkoły.

- Cześć moje kochane przyjaciółki! - na wejściu atakuje nas Rosa.

- Rosaline czy ty się dobrze czujesz? - Rach przykłada jej rękę do czoła.

- Daj spokój - odgarnia jej rękę z czoła. - Możemy dzisiaj po szkole porozmawiać?

- Ale o czym? - pyta zdziwiona blondynka.

- Jednak zapomnij - wzdycha. - Muszę lecieć na niemiecki - mówi i nas wymija.

- O co jej chodziło? - pytam dziwnie na nią patrząc.

- Dziwna jest jakaś. Mam teraz francuski, muszę lecieć - odchodzi, a ja w ten oto sposób zostaje sama.

Patrzę na telefon i widzę, że za dwie minuty mam lekcje w drugiej części szkoły. Szybkim krokiem idę do klasy. Nagle dzwoni dzwonek, wszyscy się przepychają do swoich klas, a ja nie mam jak pójść do przodu. W końcu panują pustki, a ja biegnę do sali. Ktoś mnie łapie, a ja zaczynam piszczeć.

- Cii... - szepta, a po mnie przechodzą ciarki.

- Mam hiszpański więc mnie puść, bo to boli - proszę, a on zmniejsza siłę uścisku.

- Ja mam niemiecki - uśmiecha się patrząc w moje oczy. - Tęsknie za tym co się działo przed tym jak to spieprzyłem.

- Ale to spieprzyłeś Olivier, więc mnie puść - szarpię się.

- Nawet nie wiesz jak się czuję - mówi.

- Jak potwór? Słusznie, bo nim jesteś - czuję jakbym się miała rozpłakać.

- Wiem, że cię zraniłem, ale poznałaś mnie takim jaki jestem - wzdycha.

Kogo on próbuje oszukać?

- Poznałam twarz zabójcy, rzyznaj ile osób zabiłeś, no ile? Jesteś zabójca Owen! - krzyczę.

- Nawet nie wiesz jak jest mi z tym źle - odpowiada.

Próbuje mnie wziąć na litość, nie jestem tą samą Zoey, którą znał przed tym wszystkim co się wydarzyło.

- Nie wiem, bo nikogo nie zabiłam. A może to ty zabiłeś Ver? - pytam.

Nienawiść nie zna granicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz