Rozdział 37. Taniec wśród krwi

499 43 41
                                    

— No dobrze, panowie, zbieramy manatki i zwijamy się stąd. — Przywódca bandy klasnął w dłonie. — Bądźcie mili dla naszego kolegi! — Błysnął krzywymi zębami w złośliwym uśmieszku, a reszta grupy zaśmiała się kpiąco, spoglądając na Arwara.

— Pierdol się — wycedził zjadliwie książę przez zęby, wkładając w te dwa słowa całą swoją nienawiść. Chociaż wiedział już, że to nic nie da, i tak spróbował poluzować liny obejmujące jego nadgarstki. Niestety, jak szybko się przekonał, bandyci zdecydowanie znali się na swoim fachu i potrafili wykonać zbyt dobrą robotę przy więzach. Najwyraźniej byli w tym wprawieni, a to ani trochę nie podobało się chłopakowi.

Odetchnął głęboko, próbując coś wymyślić. Raczej nie dałby rady się uwolnić, więc pozostawało mieć nadzieję, że reszta drużyny pojawi się i wyciągnie go z kłopotów. Niezbyt podobała mu się myśl, że musi polegać całkowicie na nich, niezdolny do zrobienia czegokolwiek samodzielnie. Czuł się przez to słaby, nawet jeśli wiedział, że nie powinien, bo w rzeczywistości nie miał najmniejszych szans na wygraną.

Zazgrzytał ze złością zębami i rozejrzał się ponuro po obozowisku, po którym kręcili się bandyci. Zdążył zorientować się, że prawdopodobnie miał do czynienia z grupą łowców, którzy specjalizowali się w łapaniu i nielegalnym handlem magicznymi składnikami. I może nie byłoby nic nadzwyczajnie złego – oczywiście poza samą nielegalnością – w ich zajęciu, gdyby nie metody, które stosowali do zdobycia tego, co potem sprzedawali za niebotyczną kwotę. Bestialsko zabite zwierzęta, których gatunku czasem nawet nie dało się już zidentyfikować, pozbawione ostatniej kropli krwi zwłoki młodych kobiet, potwornie oszpecone istoty, w których z trudem dało się rozpoznać elfy lub nimfy... Arwar nigdy nie widział ich na własne oczy, ale słyszał wystarczająco mrożących krew w żyłach relacji, by zrozumieć, jak niebezpieczni są tacy łowcy i dlaczego władza tak usilnie ich tępi.

Prawda była też taka, że żaden z szanujących się magów, których zresztą w Irwanii było jak na lekarstwo, nie korzystał z nich jako źródła składników. Większość miała swoich sprawdzonych, legalnych dostawców. Inni woleli zbierać potrzebne przedmioty samodzielnie, aby mieć pewność co do ich pochodzenia. Z łowców korzystali tylko ci, którzy parali się mrocznymi sztukami, oficjalnie zakazanymi i zdecydowanie potępionymi przez resztę społeczeństwa. Dlatego tak zaciekle z tym wszystkim walczono. Niestety, jak widać, nieskutecznie.

Arwar zacisnął zęby na wardze i, skorzystawszy z tego, że nikt nie zwraca na niego uwagi, zaczął poruszać związanymi rękoma w taki sposób, by dostać się do ukrytego pod szerokim paskiem małego, cienkiego sztyletu, bardziej przypominającego nóż do obierania warzyw niż rzeczywistą broń. Wymagało to z jego strony imponującego wyginania się, ale w końcu dał radę wykręcić nadgarstki na tyle, by nie tylko chwycić broń, ale i ją wyciągnąć. Gdy to zrobił, kwestią sekund było przecięcie więzów. Jednak młodzieniec nie uczynił tego, a jedynie obserwował grzebiących w sakwach drużyny bandytów, czekając na odpowiednią okazję. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby teraz się uwolnił, zaraz padłby martwy, ponieważ jego miecz został skonfiskowany i wisiał teraz kilka kroków dalej, przy siodle jednego z koni łowców. Poza tym czternaście osób to zdecydowanie za dużo. Pozostawała tylko ucieczka, chwilowo zdecydowanie zbyt ryzykowna. Nie, lepiej poczekać na lepszy moment.

Nagle rozległ się trzask gałęzi. Książę drgnął, a opryszkowie natychmiast zrobili się czujniejsi.

— Jorn, Lein, sprawdźcie, co to — rzucił ostro ich przywódca, a dwóch zupełnie obojętnych Arwarowi mężczyzn, trzymając dłoń w pogotowiu, weszło między drzewa.

Co prawda, to mogło być po prostu zwierzę, w końcu przebywali w lesie. Jednak młodzieniec nie mógł nic poradzić na lekkie muśnięcie nadziei, że to jakiś człowiek. Niekoniecznie ktoś z drużyny, bo mimo że rycerz naprawdę chciał, aby mu pomogli, to wiedział, jak niebezpieczni byliby dla nich łowcy. Zwierzołak, krasnolud, najada, elfka i Syn Nocy w jednym miejscu? Dla takich zwyrodnialców wręcz spełnienie marzeń. Nawet jeżeli Arwar pragnął, żeby po niego przyszli, przyszli, to bał się, że stanie im się krzywda.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz