Zamek stał na niewielkim wzgórzu, nieco powyżej pierwszych zabudowań miejskich, należących głównie do dostojników królewskich. Poza głównym wejściem istniała jeszcze sieć innych, w tym jedno wyjątkowo często używane, prowadzące wprost do pałacowych ogrodów, wiecznie tonących w kolorach setek, a może nawet tysięcy kwiatów. Na prostych, wyrzeźbionych w białym marmurze schodkach, po których się do niego schodziło, siedziała kobieta. Ubrana była w pudroworóżową, rozkloszowaną suknię o długiej spódnicy osłoniętej w całości miękkim, niebieskim tiulem. Bogato pokryty imitacją błękitnych płatków i roślinnych wzorów gorset łączył się z szerokimi, kilkuwarstwowymi rękawami ozdobionymi u góry tym samym ornamentem. Opadały one na przedramiona, sięgając łokci, resztę rąk pozostawiając wolną. Na tych zaś dało się dostrzec drogie, szerokie bransolety o misternym wykonaniu i pierścienie ze szlachetnych kamieni, wartych razem co najmniej tyle, ile niewielki dworek. Prezenty, których kobieta nie mogła się pozbyć, choć w głębi serca pałała do nich szczerą niechęcią.
— Miła panienko! — usłyszała nagle za sobą głęboki, donośny głos. Wstała prędko i odwróciła się, wygładzając suknię.
— Mój panie — przywitała się beznamiętnym tonem i dygnęła, spoglądając na mężczyznę wąskimi, oliwkowymi oczami, częściowo skrytymi za falbaną białych rzęs, jedynym prawdziwie pięknym elementem na twarzy w żaden sposób nieodpowiadającej ciemnemu kanonowi piękna.
Syn Nocy podszedł do niej z przyjaznym uśmiechem na zakończonej wyraźnym podbródkiem twarzy, kontrastującym w pewien sposób z barczystą, wysoką sylwetką i potężnymi skrzydłami harpii.
— Cieszę się, że cię widzę, hrabino Berteils — stwierdził, stanąwszy naprzeciw niej. Chwycił dłoń kobiety w swoją i złożył pocałunek na odrobinę zdartych knykciach.
— Byłabym rada rzec to samo, jednak wasze wizyty napawają mnie niepokojem, lordzie Olerianie — odparła kobieta, nadal zachowując całkowitą neutralność, jednak delikatne zmarszczki, które utworzyły się na wysokim czole, zdradzały, że wcale nie jest aż tak obojętna, jak by chciała.
— Czemuż to, miła hrabino? — Zainteresował się mężczyzna. W przeciwieństwie do sztywno stojącej kobiety wydawał się całkowicie rozluźniony, jakby brał udział w nieznaczącej, aczkolwiek całkiem przyjemnej pogawędce.
— Zawsze czegoś chcecie — ogłosiła jego rozmówczyni nieco chłodniej. — Prosiłabym więc, abyście nie próbowali mnie uśpić słodkimi słówkami i od razu przeszli do konkretów. Spieszę się, nadchodzi pora podwieczorku.
— Dopiero za godzinę, droga hrabino — zauważył z rozbawionym uśmiechem lord. Wyglądał, jakby się dobrze bawił tą dyskusją.
— Wasza lordowska mość, dla nas, kobiet, nawet pół dnia to mało, szczególnie jeśli mamy spędzić posiłek z Jej Łaskawością. — Kobieta obdarzyła go ostrym spojrzeniem, choć jej głos nadal wydawał się monotonny, jakby nie miała żadnych głębszych uczuć.
— Och, właśnie, a jak miewa się nasza przecudna królowa? — Lord Olerian szybko podłapał temat, ku wyraźnemu niezadowoleniu hrabiny Berteils. Kobieta ledwo powstrzymała westchnienie, zamiast tego spojrzała znacząco na niebo, na którym słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi.
— Sami powinniście jej zapytać, lordzie, skoroście tak ciekawi — odparła, cały czas starając się zachować nienaganne maniery. Nie wiedziała, czy w pobliżu nie ma żadnych niepowołanych uszu wyłapujących i uważnie analizujących każde słowo z ich rozmowy.
— Skoro tak mi radzisz, miła panienko. — Harpioskrzydły wzruszył ramionami. — A Jego Wysokość? — zapytał jakby od niechcenia. Twarz jego towarzyszki stężała na ułamek sekundy, jednak nim dało się to dostrzec, przybrała wyraz niewinnego ubolewania.
CZYTASZ
Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom I
FantasíaNiech usiądzie wygodnie na tronie, poczuje smak władzy. Zacznie snuć mroczne plany godne prawdziwego Władcy Zła. Gdy pomyśli, że jest bezkarny, poczuje się bezpieczny, drużyna jasnych herosów wymierzy mu sprawiedliwość, skracając o głowę... A raczej...