Rozdział 19.2. Słodka Chryzofeno...

609 68 40
                                    

Zamek stał na niewielkim wzgórzu, nieco powyżej pierwszych zabudowań miejskich, należących głównie do dostojników królewskich. Poza głównym wejściem istniała jeszcze sieć innych, w tym jedno wyjątkowo często używane, prowadzące wprost do pałacowych ogrodów, wiecznie tonących w kolorach setek, a może nawet tysięcy kwiatów. Na prostych, wyrzeźbionych w białym marmurze schodkach, po których się do niego schodziło, siedziała kobieta. Ubrana była w pudroworóżową, rozkloszowaną suknię o długiej spódnicy osłoniętej w całości miękkim, niebieskim tiulem. Bogato pokryty imitacją błękitnych płatków i roślinnych wzorów gorset łączył się z szerokimi, kilkuwarstwowymi rękawami ozdobionymi u góry tym samym ornamentem. Opadały one na przedramiona, sięgając łokci, resztę rąk pozostawiając wolną. Na tych zaś dało się dostrzec drogie, szerokie bransolety o misternym wykonaniu i pierścienie ze szlachetnych kamieni, wartych razem co najmniej tyle, ile niewielki dworek. Prezenty, których kobieta nie mogła się pozbyć, choć w głębi serca pałała do nich szczerą niechęcią.

— Miła panienko! — usłyszała nagle za sobą głęboki, donośny głos. Wstała prędko i odwróciła się, wygładzając suknię.

— Mój panie — przywitała się beznamiętnym tonem i dygnęła, spoglądając na mężczyznę wąskimi, oliwkowymi oczami, częściowo skrytymi za falbaną białych rzęs, jedynym prawdziwie pięknym elementem na twarzy w żaden sposób nieodpowiadającej ciemnemu kanonowi piękna.

Syn Nocy podszedł do niej z przyjaznym uśmiechem na zakończonej wyraźnym podbródkiem twarzy, kontrastującym w pewien sposób z barczystą, wysoką sylwetką i potężnymi skrzydłami harpii. 

— Cieszę się, że cię widzę, hrabino Berteils — stwierdził, stanąwszy naprzeciw niej. Chwycił dłoń kobiety w swoją i złożył pocałunek na odrobinę zdartych knykciach.

— Byłabym rada rzec to samo, jednak wasze wizyty napawają mnie niepokojem, lordzie Olerianie — odparła kobieta, nadal zachowując całkowitą neutralność, jednak delikatne zmarszczki, które utworzyły się na wysokim czole, zdradzały, że wcale nie jest aż tak obojętna, jak by chciała.

— Czemuż to, miła hrabino? — Zainteresował się mężczyzna. W przeciwieństwie do sztywno stojącej kobiety wydawał się całkowicie rozluźniony, jakby brał udział w nieznaczącej, aczkolwiek całkiem przyjemnej pogawędce.

— Zawsze czegoś chcecie — ogłosiła jego rozmówczyni nieco chłodniej. — Prosiłabym więc, abyście nie próbowali mnie uśpić słodkimi słówkami i od razu przeszli do konkretów. Spieszę się, nadchodzi pora podwieczorku.

— Dopiero za godzinę, droga hrabino — zauważył z rozbawionym uśmiechem lord. Wyglądał, jakby się dobrze bawił tą dyskusją.

— Wasza lordowska mość, dla nas, kobiet, nawet pół dnia to mało, szczególnie jeśli mamy spędzić posiłek z Jej Łaskawością. — Kobieta obdarzyła go ostrym spojrzeniem, choć jej głos nadal wydawał się monotonny, jakby nie miała żadnych głębszych uczuć.

— Och, właśnie, a jak miewa się nasza przecudna królowa? — Lord Olerian szybko podłapał temat, ku wyraźnemu niezadowoleniu hrabiny Berteils. Kobieta ledwo powstrzymała westchnienie, zamiast tego spojrzała znacząco na niebo, na którym słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi.

— Sami powinniście jej zapytać, lordzie, skoroście tak ciekawi — odparła, cały czas starając się zachować nienaganne maniery. Nie wiedziała, czy w pobliżu nie ma żadnych niepowołanych uszu wyłapujących i uważnie analizujących każde słowo z ich rozmowy.

— Skoro tak mi radzisz, miła panienko. — Harpioskrzydły wzruszył ramionami. — A Jego Wysokość? — zapytał jakby od niechcenia. Twarz jego towarzyszki stężała na ułamek sekundy, jednak nim dało się to dostrzec, przybrała wyraz niewinnego ubolewania.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz