Góry budziły wśród drużyny mieszane uczucia, jednak wszyscy czuli, że nieprędko zapomną ich widok. W oddali, gdzie okiem nie sięgnąć, rozciągały się wysokie, strome szczyty, których poszarpane krawędzie zdawały się rozrywać puszyste, szarawe obłoki powoli płynące po intensywnie błękitnym niebie, na którym między wciąż białymi od śniegu wierzchołkami gór świeciło słońce. Grupa jednak nadal miała daleko do tych zimnych, stromych grani i wąskich, głębokich dolin wyznaczonych przez ścieżki wartkich, krętych potoków. Jechała między łagodnymi jeszcze stokami, porośniętymi przez gęste lasy, pełne szumiących cicho klonów i jarzębów, a także pachnących eteryczną mieszanką igliwia i żywicy sosen. Gdzieś w górze dało się usłyszeć trele nawołujących się i walczących o samice ptaków, a do szczególnie wrażliwych uszu docierał czasem nawet szelest traw pod kopytami saren i krzewów, przez które niemal bezszelestnie przedzierały się drapieżniki mieszkające między wystającymi spomiędzy roślin skałami.
Jaśni dość poważnie martwili się możliwością bliskiego spotkania z jedną z licznych podobno w tych okolicach wilczą watahą lub zbłąkanym niedźwiedziem. Chociaż na ich terenach nigdy nie spotkano żadnego z tych stworzeń, nasłuchali się wystarczająco dużo historii, by wiedzieć, że zetknięcie się z żądnymi krwi drapieżcami nie skończyłoby się dla nich zbyt przyjemnie. Dlatego rozglądali się czujnie dookoła, aż w końcu podczas jednej z przerw Arwar zdecydował się wyjawić powód tej nadzwyczajnej ostrożności Firmilowi, w przeciwieństwie do nich wyraźnie nieprzejmującego się perspektywą bliskiego spotkania z pełną ostrych niczym ostrza mieczy kłów jakiegoś zwierza. Ciemny władca na początku myślał, że jego kuzyn się zgrywa. Jednak gdy po solennych zapewnieniach wszystkich dotarło do niego, że rycerz mówi prawdę, a reszta drużyny najwyraźniej podziela jego zdanie, zwyczajnie wyśmiał ich niepokój, stwierdziwszy, że prędzej cudem dostrzegą w oddali jakiegoś nieostrożnego żbika lub rysia, niż zetkną się oko w oko z gromadą krwiożerczych, wygłodniałych wilków.
— Wilki boją się nas, wy idioci, nie podejdą — stwierdził, gdy już przestał zanosić się szczerym śmiechem, choć jego barki nadal drżały z rozbawienia, a na ustach błąkał się uśmiech. — A nawet jeśli byśmy je spotkali, to uciekłyby na sam widok waszych przejasnych gęb. Zdecydowanie wolą ciemność, z wami jeszcze by oślepły — ogłosił nad wyraz złośliwie z wyjątkowo zadowolonym wyrazem twarzy, jakby sprawiało mu to czystą przyjemność. W odpowiedzi niemal dostał prosto w wyjątkowo radosne lico rzuconym przez Darelię sporym odłamkiem skały. Uchylił się w ostatnim momencie, a kamień uderzył w pień drzewa za nim i spłoszył kilka ptaków siedzących w jego koronie.
— I co się szczerzysz, kretynie? — warknęła jeszcze nad wyraz ponuro elfka, nim wsiadła na grzbiet swojego rumaka.
— Po prostu nie wierzę — odparł Firmil całkowicie szczerze. — Nie wierzę, że nawet nie zadaliście sobie trudu, by dokładnie poznać kraj, przez który przyjdzie wam podróżować. — Pogłaskał delikatnie swą klacz, jak to miał w zwyczaju, po czym również zasiadł w siodle.
— Czy ty myślisz, że mieliśmy zamiar czytać o każdym zwierzątku, które u was występuje? — oburzył się Arwar, próbując tym samym odepchnąć od siebie wstyd, który pojawił się wraz ze słowami Syna Nocy. Uświadomił sobie, że rzeczywiście postąpił jak głupiec, skoro wyruszył w tak ryzykowną wyprawę, w dodatku z innymi osobami, nie spróbowawszy się wcześniej dowiedzieć o nim czegoś więcej ponad nieliczne informacje przyswojone podczas lekcji i opowiadane w Irwanii legendy o ciemnych.
— Nie, ale tak się składa, że przydałoby się dowiedzieć czegoś przynajmniej o potencjalnych zagrożeniach, a już na pewno o tych na ustalonej trasie. Hmm, wiecie przynajmniej, przez jakie hrabstwo albo lenno teraz podróżujecie? Prowincję? — zapytał Firmil, ale nawet nie ukrywał, że było to pytanie retoryczne. Nawet jeśli liczył jednak na jakąkolwiek odpowiedź, zdezorientowane miny towarzyszy dostatecznie mu za nią starczyły. — No oczywiście, że nie! — warknął wręcz, a jego surowe spojrzenie spoczęło kolejno na każdym członku drużyny. — A niby mamy tu zamkowego mola książkowego, księcia, królewnę, niedoszłą akolitkę i jakże uczonego krasnoludzkiego młodziana z dobrego domu, który najwyraźniej aspiruje na kapłana! — Nie oszczędził zgryźliwości nawet Tarii, która zagryzła wargę, by nie zacząć płakać pod ciężarem słów i wzroku młodzieńca. — A jeśli tym obszarem rządzi kolejny Sermil? Albo grasują tu grupy rozbójników? Jakieś nieznane demoniczne istoty? — zapytał nad wyraz trafnie. Takie informacje byłyby w miarę proste do uzyskania. Wystarczyłoby podpytać kilka osób, aby rozeznać się w sytuacji. — Myślałem, że to ja jestem beznadziejny, ale teraz to mi szczerze wstyd, że pierwsza drużyna, która postanowiła mnie zabić, jest aż tak niekompetentna — wysyczał Firmil i, nim ktokolwiek zdołał mu odpowiedzieć, pospieszył konia, wyprzedzając resztę o kilkaset metrów.
CZYTASZ
Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom I
FantasyNiech usiądzie wygodnie na tronie, poczuje smak władzy. Zacznie snuć mroczne plany godne prawdziwego Władcy Zła. Gdy pomyśli, że jest bezkarny, poczuje się bezpieczny, drużyna jasnych herosów wymierzy mu sprawiedliwość, skracając o głowę... A raczej...