Rozdział 39. Klątwa

578 43 26
                                    

— Umieram, Darelio. Umieram tu powoli, aczkolwiek nieprzerwanie. — Rozległo się kolejnego ranka, gdy wszyscy członkowie drużyny nareszcie wstali, jak zwykle obudzeni przez Arwara.

Rycerz naprawdę nie mógł się doczekać dotarcia do domu i każdy to rozumiał. Co nie zmieniało jednak faktu, że nikogo nie cieszyły jego zbyt entuzjastyczne i energiczne pobudki. Książę nie zwracał jednak uwagi na ich marudzenie, świadomy, że te słowa niekoniecznie pokrywają się z prawdą, a są jedynie wynikiem wstania tak wcześnie.

Firmil stał przy swoim namiocie, szarpiąc ciągle materiał koszuli tak, by wywołać odrobinę wiatru. Kilka rudych kosmyków kleiło mu się do czoła i karku, a sam mag opierał się o drzewo i z teatralnym wręcz cierpieniem spoglądał na słoneczne niebo.

Jego dramatyczne przeżywanie irwańskich temperatur sprawiało, że Arwar z trudem powstrzymywał chichot, chociaż trochę było mu żal chłopaka. Owszem, to wyglądało naprawdę zabawnie, ale widać, że Firmilowi naprawdę przeszkadzało w pewnym stopniu grzejące słońce, dające ciepło tak odmienne od ciągłego eliońskiego chłodu. Tak jak rycerz przez pierwsze tygodnie czuł zimno i musiał nosić dodatkowe warstwy ubrań, ciemny cierpiał z powodu ciągłego gorąca.

— Straszne — skwitowała to elfka bez najmniejszego współczucia, posyłając jedynie Synowi Nocy rozbawione spojrzenie. — Mam zamawiać już kwiaty na nagrobek? — zapytała uprzejmie, wróciwszy do pakowania swoich rzeczy.

— Uschną ci w rękach w tym upale — prychnął Firmil i tym razem zwrócił się do Tarii: —  Tario, przepiszę ci połowę majątku, jesteś jedyną normalną osobą w gronie mych znajomych.

Najada pokręciła z rozbawieniem głową, wyraźnie nieprzejęta narzekaniem przyjaciela. Zamiast tego skupiła się na chowaniu resztek prowiantu, jak wszyscy wierzyli, już niepotrzebnego. W końcu dopiero co zjedli ostatnie śniadanie przed dotarciem do zamku, które miało nastąpić za kilka godzin.

— A druga połowa dla matki? — rzuciła mimochodem Darelia, sprawiając tym samym, że ciemny aż pobladł i wzdrygnął się z wyraźnym obrzydzeniem. Nic dziwnego, że tak zareagował.

— Oddam na szkoły i sierocińce — wycedził z dumną i zarazem pełną pogardy miną. — Ta kobieta nie dostanie ode mnie złamanego miedziaka — ogłosił dosadnie, zniesmaczony najwyraźniej samą myślą o daniu jej czegokolwiek poza wiecznością w lochu.

— Wiecie — odezwał się niespodziewanie Ronul z pewnym zamyśleniem — jeśli by się nad tym zastanowić, to naprawdę nieprzerwanie umieramy od momentu urodzenia. Każda sekunda przybliża nas do nieuchronnej śmierci… — zaczął rozwijać tę koncepcję, ale Taria mu przerwała:

— Ronulu, przyjacielu, ja cię proszę…

— Czy możemy o tym dyskutować trochę później? — dodał Arwar z błagalną miną, tak, by nie urazić przypadkiem przyjaciela, ale jednocześnie nie wdawać się z nim w nieoczekiwaną debatę na temat umierania. Naprawdę chciał jak najszybciej jechać dalej, bez zbędnych opóźnień związanych z rozprawami dotyczącymi niezbyt przyjemnego w tym momencie tematu śmierci. — Jesteśmy już tak blisko — dodał wręcz błagalnie, a krasnolud pokiwał głową ze zrozumieniem.

— Nie obchodzą mnie kwestie filozoficzne — stwierdził za to Firmil ponuro. — Ja tu się zaraz spalę albo przynajmniej ugotuję! — poskarżył się, załamując ręce. Nagle warknął, potrząsnął głową, i pstryknął palcami.

Powietrze wokół niego zrobiło się zauważalnie chłodniejsze, przez co stojący najbliżej Arwar zadrżał i owinął się mocniej zwisającą z ramion peleryną, wpatrując się w kuzyna z pewnym szokiem i zaintrygowaniem. Na jego wargach zagościł lekki uśmiech.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz