— Umieram, Darelio. Umieram tu powoli, aczkolwiek nieprzerwanie. — Rozległo się kolejnego ranka, gdy wszyscy członkowie drużyny nareszcie wstali, jak zwykle obudzeni przez Arwara.
Rycerz naprawdę nie mógł się doczekać dotarcia do domu i każdy to rozumiał. Co nie zmieniało jednak faktu, że nikogo nie cieszyły jego zbyt entuzjastyczne i energiczne pobudki. Książę nie zwracał jednak uwagi na ich marudzenie, świadomy, że te słowa niekoniecznie pokrywają się z prawdą, a są jedynie wynikiem wstania tak wcześnie.
Firmil stał przy swoim namiocie, szarpiąc ciągle materiał koszuli tak, by wywołać odrobinę wiatru. Kilka rudych kosmyków kleiło mu się do czoła i karku, a sam mag opierał się o drzewo i z teatralnym wręcz cierpieniem spoglądał na słoneczne niebo.
Jego dramatyczne przeżywanie irwańskich temperatur sprawiało, że Arwar z trudem powstrzymywał chichot, chociaż trochę było mu żal chłopaka. Owszem, to wyglądało naprawdę zabawnie, ale widać, że Firmilowi naprawdę przeszkadzało w pewnym stopniu grzejące słońce, dające ciepło tak odmienne od ciągłego eliońskiego chłodu. Tak jak rycerz przez pierwsze tygodnie czuł zimno i musiał nosić dodatkowe warstwy ubrań, ciemny cierpiał z powodu ciągłego gorąca.
— Straszne — skwitowała to elfka bez najmniejszego współczucia, posyłając jedynie Synowi Nocy rozbawione spojrzenie. — Mam zamawiać już kwiaty na nagrobek? — zapytała uprzejmie, wróciwszy do pakowania swoich rzeczy.
— Uschną ci w rękach w tym upale — prychnął Firmil i tym razem zwrócił się do Tarii: — Tario, przepiszę ci połowę majątku, jesteś jedyną normalną osobą w gronie mych znajomych.
Najada pokręciła z rozbawieniem głową, wyraźnie nieprzejęta narzekaniem przyjaciela. Zamiast tego skupiła się na chowaniu resztek prowiantu, jak wszyscy wierzyli, już niepotrzebnego. W końcu dopiero co zjedli ostatnie śniadanie przed dotarciem do zamku, które miało nastąpić za kilka godzin.
— A druga połowa dla matki? — rzuciła mimochodem Darelia, sprawiając tym samym, że ciemny aż pobladł i wzdrygnął się z wyraźnym obrzydzeniem. Nic dziwnego, że tak zareagował.
— Oddam na szkoły i sierocińce — wycedził z dumną i zarazem pełną pogardy miną. — Ta kobieta nie dostanie ode mnie złamanego miedziaka — ogłosił dosadnie, zniesmaczony najwyraźniej samą myślą o daniu jej czegokolwiek poza wiecznością w lochu.
— Wiecie — odezwał się niespodziewanie Ronul z pewnym zamyśleniem — jeśli by się nad tym zastanowić, to naprawdę nieprzerwanie umieramy od momentu urodzenia. Każda sekunda przybliża nas do nieuchronnej śmierci… — zaczął rozwijać tę koncepcję, ale Taria mu przerwała:
— Ronulu, przyjacielu, ja cię proszę…
— Czy możemy o tym dyskutować trochę później? — dodał Arwar z błagalną miną, tak, by nie urazić przypadkiem przyjaciela, ale jednocześnie nie wdawać się z nim w nieoczekiwaną debatę na temat umierania. Naprawdę chciał jak najszybciej jechać dalej, bez zbędnych opóźnień związanych z rozprawami dotyczącymi niezbyt przyjemnego w tym momencie tematu śmierci. — Jesteśmy już tak blisko — dodał wręcz błagalnie, a krasnolud pokiwał głową ze zrozumieniem.
— Nie obchodzą mnie kwestie filozoficzne — stwierdził za to Firmil ponuro. — Ja tu się zaraz spalę albo przynajmniej ugotuję! — poskarżył się, załamując ręce. Nagle warknął, potrząsnął głową, i pstryknął palcami.
Powietrze wokół niego zrobiło się zauważalnie chłodniejsze, przez co stojący najbliżej Arwar zadrżał i owinął się mocniej zwisającą z ramion peleryną, wpatrując się w kuzyna z pewnym szokiem i zaintrygowaniem. Na jego wargach zagościł lekki uśmiech.
CZYTASZ
Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom I
FantasyNiech usiądzie wygodnie na tronie, poczuje smak władzy. Zacznie snuć mroczne plany godne prawdziwego Władcy Zła. Gdy pomyśli, że jest bezkarny, poczuje się bezpieczny, drużyna jasnych herosów wymierzy mu sprawiedliwość, skracając o głowę... A raczej...