Rozdział 22. Bohater na drzewie

713 69 68
                                    

— Myślisz, że po prostu jeszcze nie dotarli, czy pogubili się po drodze? — zapytałem nieco zawiedziony, gdy dotarliśmy na miejsce spotkania, to samo wzgórze, przy którym się rozdzieliliśmy.

Miałem pewność, że nie pomyliłem się, było ono bowiem dość charakterystyczne, wybrane zgodnie przez wszystkich po dłuższej dyskusji. Większość zbocz tego pagórka opadała łagodnie ku drodze i połaciom pokrytych gęstą trawą i mniszkami łąk. Tylko jedno z nich, północne, wyróżniało się tym, że w przeciwieństwie do reszty było mocno ścięte, niemal jak stok górski. Jednak gdyby ten punkt orientacyjny okazał się nie dość rozpoznawalny, wątpliwości powinna rozwiać stojąca przy drodze skała, pokryta częściowo jasnym, młodym mchem, przypominała kształtem zwiniętą do snu łanię, przez co również rzucała się w oczy. Dzięki temu wszystkiemu wyjątkowym osiągnięciem okazałoby się przeoczenie tego miejsca. A jednak reszty drużyny ani widu, ani słychu...

— Mam nadzieję, że po prostu nadal robią zakupy — stwierdziła równie niezadowolona z tego odkrycia Darelia, zeskakując z siodła. Rozluźniła popręg swojego ogiera i wyjęła wędzidło z pyska, po czym pozwoliła mu się w spokoju paść. Położyła na trawie pelerynę i usiadła na niej, by poczekać na naszych towarzyszy. — Wyobrażasz sobie szukać ich po całej okolicy? — dodała z nieskrywaną rezygnacją, po czym poprawiła pozycję, jakby szykowała się na kilkugodzinne oczekiwanie. Widać było, że taka możliwość nie budziła w niej najmniejszego entuzjazmu. Zresztą we mnie też.

— Nawet mnie nie strasz — westchnąłem, po czym poszedłem jej śladem i usiadłem obok. — Nie będę jeździł po całym hrabstwie i ich nawoływał — ogłosiłem zapobiegawczo, a dziewczyna mimowolnie zaśmiała się cicho.

— Ja tym bardziej. — Rozejrzała się po okolicy, po czym utkwiła wzrok w drodze, najwyraźniej postanawiając wypatrywać reszty na horyzoncie. — A niby wyjechaliśmy ostatni — powiedziała ni to do mnie, ni to do siebie, krzywiąc się z niezadowoleniem.

— Nie mogą się zdecydować na kolor tunik — sarknąłem, trochę zirytowany tym, że było już kilka godzin po południu, a nasi towarzysze prawdopodobnie wciąż robili zakupy. Mogliśmy jednak poszukać ich w mieście, czy coś, wtedy nie musielibyśmy martwić się tym, że nie dotarli jeszcze na miejsce spotkania. Tak zaś nie wiedziałem, czy przypadkiem nie wpadli w jakieś kłopoty, nawet jeśli zdawało się to wręcz niemożliwością.

— Arwar kwiaty wybiera dla Tarii i boi się, że wszystkie będą zbyt proste — odparła Darelia z pewną złośliwością, po czym sięgnęła po bukłak z wodą i pociągnęła z niego duży łyk. Podała mi manierkę. Skinąłem głową z wdzięcznością i również napiłem się, by po chwili oddać ją elfce.

— Dzięki. Albo zbyt ostentacyjne — dodałem, oczami wyobraźni widząc już, jak Irwańczyk drapie się po głowie, stojąc przy jakiejś młodej, chcącej zarobić dziewczynie z koszami pełnymi różnorodnego kwiecia i nie może się zdecydować, bo z jednej strony, chciałby dać swej lubej najpiękniejszy możliwy bukiet, ale jednocześnie zdawał sobie sprawę, że zbyt okazałe naręcze roślin raczej nie byłoby w jej guście. No i oczywiście, pewnie bał się ją speszyć... idiota. Najada wcale nie była aż tak niewinną i wstydliwą dziewczynką, jak mu się zdawało.

— Ewentualnie jej się nie spodobają. — Darelia wypowiedziała na głos niektóre z moich przypuszczeń.

— Mam nadzieję, że uda im się w końcu porozumieć i zostaną parą, bo ich podchody są dość... męczące — ogłosiłem, po czym wstałem i podałem jej rękę. — Chodź, przeniesiemy się nieco bardziej za to wzgórze. Naszych na pewno usłyszymy, a jakoś nie mam ochoty być zbyt widoczny z drogi.

Dziewczyna zawahała się przez moment, rozważając moje słowa, po chwili jednak złapała wyciągniętą w jej stronę dłoń i wstała. Zgodnie poprowadziliśmy nasze wierzchowce ku północnej, stromej stronie wzgórza, najmniej widocznej z drogi, która, początkowo prowadząc na wschód, w tym miejscu zakręcała łagodnie na południe, by potem wrócić ku poprzedniemu kierunkowi. Biegła przy tym tak, że wybrane przez nas zbocze było praktycznie całkowicie ukryte przed wzrokiem przejezdnych.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz