— Skoro łaskawie już wszyscy wezwani się tutaj zebrali, pozwólcie, że od razu przejdę do konkretów, zamiast niepotrzebnie owijać w bawełnę. — Babcia pewnym krokiem podeszła do biurka, po drodze przyglądając się uważnie wszystkim zebranym. Było nas kilkoro, jednak to wystarczyło, by zająć wszystkie miejsca w gabinecie. Jedyni ludzie, którym wraz z babką ufaliśmy na tyle, by mogli mieć udział w opracowywaniu planu, a także najbardziej potrzebni do jego realizacji. Poza nimi znałem jeszcze trochę osób, które również najpewniej stanęłyby po mojej stronie, jednak niektórzy z nich nie mogli tu dzisiaj dotrzeć, z innymi woleliśmy się skontaktować, gdy powstaną już przynajmniej podwaliny sposobu, w jaki zadziałamy. — Jeśli ktoś chce zrezygnować, to ostatni moment. Później nie będzie odwrotu.
— W rzeczywistości będzie — zaprzeczyła siedząca w pobliżu byłej władczyni Antrawa z szerokim uśmiechem. Nawet na moment nie przestała bawić się sztyletem, co sprawiało nieco niepokojące wrażenie. — Z obciętym językiem, w areszcie domowym z nieodłączną obecnością dwóch tuzinów straży lub nożem między żebrami w zależności od poziomu zaufania pokładanego w waszą lojalność i szans na złapanie przez wroga. — Jej słowa sprawiły, że zebrani spojrzeli po sobie nieco niepewnie i najwyraźniej jeszcze raz szybko przekalkulowali, czy opłaca im się brać udział w spisku, nikt jednak nie spieszył się do wyjścia. Zdecydowali. Ja i mój brat nawet nie mogliśmy pomyśleć o wycofaniu się, jeżeli nie chcieliśmy spędzić reszty życia na wygnaniu lub ukryci przed resztą świata. Oczywiście, mogliśmy naiwnie poczekać, aż matka umrze z przyczyn naturalnych, w końcu takie sytuacje nieraz się zdarzały, ale szczerze wątpiłem, by jakiekolwiek bóstwo nam na tyle sprzyjało, szczególnie gdy miała po swojej stronie pradawny demoniczny byt, z którym nawet Stworzycielki nie potrafiły sobie poradzić. Nie, przy naszym szczęściu ta kobieta przeżyłaby nas wszystkich.
Mertaniel z całkowicie nieczytelną miną zasiadał na kanapie, ze śpiącym głęboko Zarim na kolanach. Dzieciak nawet na moment nie chciał go opuścić, co ani trochę mnie nie dziwiło. W końcu dopiero co odzyskał ojca. Sam Mert oparł wygodnie głowę o ramię jeszcze bardziej niż zwykle poważnego Rhylisa, bez ruchu czekającego na dalsze słowa byłej królowej. Kapitan gwardii już od kilku godzin miał normalną fryzurę, co sprawiło, że mógł w końcu zrezygnować z grubej, podróżnej peleryny, której kaptur skutecznie ukrywał jego głowę przed wzrokiem innych. Trochę szkoda, ale jestem pewien, że już wystarczająco się nacierpiał przez te paskudne kolory na włosach.
Sam przycupnąłem obok nich, na poręczy mebla, z ręką wygodnie zarzuconą na oparcie. Domyślałem się, że w innych okolicznościach słuchałbym już kazania na temat tego, że królowi nie wypada siedzieć w taki sposób, mieliśmy jednak ważniejsze sprawy, a spotkanie nie należało nawet do oficjalnych. Ot, takie tam spiskowanie w gronie rodziny.
Ciotka i wujek zajęli krzesła przy oknie, z których mieli doskonały widok na resztę pokoju. Po minie cioci nie dało się rozpoznać, co myślała, jednak drganie splecionych palców zdradzało skrywane skrzętnie zdenerwowanie. Wujowi Berimowi brakowało zwyczajowego uśmiechu, praktycznie nigdy nieschodzącego z twarzy. Kręcił się momentami na siedzeniu, niepewnym wzrokiem rozglądając się przy tym po pomieszczeniu. Nie znosił polityki i poważnych planów, jednak nie opuścił swojego miejsca, mimo że najpewniej nikt nie miałby mu tego za złe. Nawet bez tego dużo ryzykował, ukrywając nasz spisek. Jednak mimo wyraźnej niewygody pozostał w gabinecie, co już samo w sobie sprawiło, że zrobiło mi się cieplej na sercu. Był gotów nam pomóc, nawet jeśli jego możliwości nie należały do rozległych i nie miał pojęcia o dworskich intrygach. Był bystry, a jego odmienne spojrzenie na pewno by nam w jakiś sposób pomogło.
Przy drzwiach, oparty o ścianę, stał jeden z babcinych poruczników, z tego, co pamiętałem, dowódca jej żołnierzy. Wysoki, barczysty mężczyzna około pięćdziesiątki, z przecinającą twarz w pobliżu oka blizną i drugą, większą na szyi, widoczną znad materiału tuniki.
CZYTASZ
Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom I
FantasíaNiech usiądzie wygodnie na tronie, poczuje smak władzy. Zacznie snuć mroczne plany godne prawdziwego Władcy Zła. Gdy pomyśli, że jest bezkarny, poczuje się bezpieczny, drużyna jasnych herosów wymierzy mu sprawiedliwość, skracając o głowę... A raczej...