Rozdział 35. Iluzja piór

511 52 26
                                    

— W końcu — mruknąłem praktycznie niesłyszalnie, przyglądając się scenie przede mną. Najwyraźniej Taria uznała, że ma już dość całych tych podchodów oraz wypierania się oczywistości i wzięła sprawy w swoje ręce. Najwyższa pora. Naprawdę cieszyłem się, że odważyła się zrobić pierwszy krok, bo Arwar jakoś się do tego nie rwał, ciągle przekonany, że jego uczucia nie mogą być odwzajemnione. Gdyby miała czekać, aż mój kuzyn się przełamie i wykaże inicjatywę, najprawdopodobniej wyznaliby sobie miłość dopiero za kilka lat... albo prędzej za kilkadziesiąt. W końcu z nimi nigdy nic nie wiadomo.

Zaśmiałem się cicho, spoglądając na stojącą obok mnie Darelię. Elfka uśmiechnęła się szeroko w odpowiedzi, również wyraźnie zadowolona, jednak w jej oczach pojawiła się obietnica przyszłych psot. Najwyraźniej już knuła, jak zrobić użytek z obecnych zdarzeń do kpienia z rycerza. W sumie sam pewnie przy pierwszej możliwej również to wykorzystam, bo ta chwila aż się o to prosiła. Odwzajemniłem uśmiech, unosząc lekko brew, a dziewczyna zachichotała.

Obok nas Ronul wydawał się szczerze zachwycony niespodziewanym ruchem Tarii w sposób tak miły i niewinny, że aż trudno było mi w to uwierzyć. Oto jedyny, który najpewniej nie miał z tyłu głowy żadnych złośliwych myśli, nawet tych przelotnych, a jedynie prawdziwie cieszył się szczęściem przyjaciół.

Jego doskonałym przeciwieństwem, oczywiście poza mną i Darelią, był Mir, który zagwizdał głośno i prawdopodobnie z trudem powstrzymywał się od ostentacyjnego klaskania. Przynajmniej tak to wyglądało. Chociaż sprawiał wrażenie radosnego, jego uśmiech wyglądał na odrobinę złośliwy, a oczy nabrały kpiącego wyrazu, jakby śmieszyło go to, że to najada wykonała pierwszy krok, a nie Arwar.

Dla mnie raczej zabawne było to, że tak długo im to zajęło, ale jak kto woli. Mogłem tylko domyślać się, że dla Irwańczyków tego typu sytuacje rzeczywiście stawały się powodem do śmiechu, najpewniej z ich powodu postrzegania świata. No, ewentualnie zwierzołak po prostu, jako typowy „samiec alfa" czuł się rozbawiony tym, co odbiegało do jego norm. Raczej nie chciałem widzieć, która z tych opcji była poprawna.

Taria za to szybko odsunęła się od księcia, gdy najwyraźniej dotarło do niej, co dokładnie zrobiła. Stanęła jednak zaledwie pół kroku od niego, tak, by bez problemu móc spojrzeć mu w twarz. Uniosła brwi i oparła dłonie na biodrach w dość wojowniczy sposób, jakby przygotowując się tym samym na wszelkie trudności, które mogły nadejść.

— Coś nie tak? — zapytała nieoczekiwanie jak na nią wyzywająco i uniosła podbródek. Przypominała nieco pewne siebie dziecko, jednocześnie jednak zdawała się doroślejsza niż zwykle. Nie, żeby przy nas to było trudne.

Na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec, jednak nie wydawała się ani trochę zażenowana swoim wybuchem uczuć. Wręcz przeciwnie, zachowywała się tak spokojnie, jakby po prostu przeprowadzała nieznaczącą rozmowę z sąsiadką i tylko drgające palce zdradzały, że w głębi denerwowała się tym, co może nadejść. Patrząc na jej opanowanie, poczułem coś dziwnie podobnego do dumy. Silna dziewczyna, nadawałaby się na księżną bardziej niż niejedna urodzona szlachcianka. Przypominała mi tym nieco Erezelę; miałem nadzieję, że zdołam je sobie kiedyś przedstawić. Ciekawe, czy Ere bardzo się zmieniła przez te kilka lat...

Szybko odepchnąłem od siebie niepotrzebne myśli i ponownie skupiłem się w pełni na obecnych wydarzeniach.

Arwar okazał się całkowitym przeciwieństwem najady. Stał bez ruchu, jakby pocałunek przemienił go w kamień. Można by pomyśleć, że przestał nawet na moment oddychać. Dopiero po kilku sekundach otrząsnął się i pokręcił gwałtownie głową, gdy pytanie dziewczyny w końcu przedarło się przez szok, który na chwilę całkowicie zawładnął jego umysłem. Przynajmniej tak to wyglądało z mojej perspektywy.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz