Rozdział 2. Uciekinier

2.5K 212 314
                                    

Przedzierałem się przez gęste zarośla, prowadząc za sobą niezbyt zadowoloną z tej nagłej podróży Idlil. Nie dziwiłem jej się, sam także nie czułem się zbyt dobrze. Nie wiedziałem tak naprawdę, jakim cudem robiłem kolejne kroki, starając się przy tym nie załamać psychicznie. Chyba byłem po prostu świadomy, że nie mam innego wyboru i jeśli nie uda mi się uciec, niechybnie umrę. Wraz z Idlil musieliśmy wykorzystać chwilową przewagę i oddalić się jak najdalej od murów Elmedenii, dlatego z niezwykłą jak na mnie determinacją parłem do przodu, powoli przyzwyczajając się nawet do ciągłego bólu. W końcu narzekanie i użalanie się nad sobą nie sprawiłyby, że ten ustanie, wręcz przeciwnie, będzie coraz dotkliwszy. Zamiast tego próbowałem skupić się na opracowaniu jakiegokolwiek planu, co było w tamtym czasie kluczową sprawą.

Najbardziej oczywistym miejscem ucieczki były góry na północy Elionu, zajmujące większą część kraju, przez co stanowiły idealną kryjówkę. Poza tym to tam mieszkała ciocia Irnis, podobno od zawsze ceniąca spokój ponad dworskie zagrywki, choć nie należało do tajemnic, że gdyby zapragnęła wziąć w nich udział, byłaby bardzo trudnym przeciwnikiem. Na szczęście dla wszystkich lubujących się w polityce szlachciców, nie wyjeżdżała ze swej górskiej rezydencji, gdzie żyła wraz z mężem – artystą, wedle powszechnej opinii szaloną matką, a od kilku lat także synem zmarłego bratanka.

Nie miałem jednak zamiaru narażać ich na jeszcze większe niebezpieczeństwo, ciocia i tak była na celowniku znienawidzonej drugiej bratowej, mej jakże kochanej mamuśki. Na samą myśl o niej w moim sercu pojawiała się gorycz i musiałem otrzeć oczy z niechcianych łez rękawem. Poza tym, o ile mogłem zakładać, że ciocia sobie poradzi i próba usunięcia jej należałaby do niezwykle ryzykownych, Zalerien już znajdowałby się w o wiele gorszym niebezpieczeństwie. Nie miał tak naprawdę żadnej ochrony, a dzieciom łatwo zdarzały się wypadki...

Na samą myśl o tym rozkojarzyłem się i potknąłem o wystający z ziemi korzeń. Nie zdążyłem niczego się złapać, jedynie puściłem wodze Idlil. Uderzyłem kolanami o ziemię. Zdarte dłonie zanurzyły się w wilgotnej glebie i mchu. Cały drżałem. Łapałem gwałtowne oddechy, nie miałem już siły, a czekało mnie jeszcze kilka godzin wędrówki przed jakimkolwiek dłuższym postojem. Znowu dotarł do mnie przenikliwy, zimny wiatr, sprawiający, że mimowolnie kuliłem ramiona, cały przemarznięty. Sprawiał on, że mięśnie bolały jeszcze bardziej, jakby ktoś próbował rozerwać je na strzępy. Powróciło pieczenie na twarzy, tam, gdzie jakaś gałąź rozcięła mi policzek, w ustach miałem metaliczny posmak krwi z przeciętej wargi. W oczach stanęły mi łzy rezygnacji. Miałem zwyczajnie dosyć. Czułem upokorzenie i ponownie narastające przerażenie. Nie wiedziałem zupełnie, co robić, to było jak najgorszy koszmar. Chciałem po prostu wrócić do domu.

Pociągnąłem nosem i z trudem wstałem, opierając się o drzewo. Chropowata kora jeszcze bardziej drażniła poranione dłonie, jednak nie zwracałem już na to tak wielkiej uwagi. Mimowolnie opuściłem wzrok. Niedawno jeszcze schludne, dobrej jakości ubranie było całe poniszczone i brudne, na kolanach błoto mieszało się z krwią. Nie musiałem widzieć swojej twarzy, by wiedzieć, jak żałośnie wyglądam. Nikt nie rozpoznałby we mnie króla.

Idlil musnęła pyskiem moje ramię w geście pocieszenia. Otarłem dłoń o materiał i tak nienadającej się już do niczego tuniki i zmierzwiłem grzywę klaczy, uśmiechając się ze smutkiem.

Nie mogłem tak po prostu odpuścić. Musiałem iść dalej, chociażby dla niej i tych kilku przyjaciół, którzy mi pomogli. Rhylis ryzykował życiem, by mnie wyprowadzić, nie wyobrażałem sobie, aby to poszło na marne.

Ponownie skupiłem się na możliwościach ucieczki, ruszając, a raczej wlekąc się dalej. Poza górami pozostawał zachód, tuż za granicami kraju rozciągała się prastara puszcza, przez nikogo niezamieszkana. Tak przynajmniej twierdzili nieliczni badacze tamtych stron, czasami tylko zapuszczający się w głąb kniei. Nie wiadomo nawet, co kryło się za nią. Tam też z pewnością byłoby się łatwo ukryć.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz