Rozdział 32. Konflikty

397 51 14
                                    

— No, muszę wam pogratulować — wysyczał Firmil, a jego głos był ledwo słyszalny wśród tętentu kopyt i szelestu liści, przez które przedzierali się jeźdźcy. Młodzieniec, choć wzrok miał skupiony na lesie przed nim, dłońmi już sięgał do broni. — Obudzić śpiącego garr'an to nawet ja nie umiałem, a uwierzcie, z klasą wybitnie się staraliśmy, żeby pożarł nauczyciela. — Znienacka obrócił się w siodle i wyćwiczonym ruchem wystrzelił z kuszy. Bełt przeszył powietrze nad głową pędzącej za chłopakiem Darelii, a później reszty drużyny, i zniknął między drzewami tak szybko, że ci nawet nie zdążyli się wzdrygnąć przez jego bliskość.

Po sekundzie, która zdawała się elfce wiecznością, w tyle rozległ się ryk rannego stwora. Pełen niepohamowanej wściekłości, mroził krew w żyłach i sprawiał, że po plecach przechodził dreszcz przerażenia. To był wrzask istoty, której najwyższym celem stało się złapanie zbyt walecznych dla własnego dobra ofiar, by w akcie krwawej zemsty sprawić, że te również będą wyć z bólu, nim w końcu skonają.

Dziewczyna przełknęła z trudem ślinę i powstrzymała chęć obejrzenia się za siebie, żeby sprawdzić, co się stało. Obawiała się, że widok wcale by jej się nie spodobał.

Konie przyspieszyły na tyle, jak bardzo mogły wśród porastających gęsto skalistą ziemię krzewów i drzew. Z nadzwyczajną łatwością omijały wystające z runa korzenie i kamienie, jakby podświadomie wiedziały, że najmniejsze potknięcie skończyłoby się dla nich tragicznie. Wydawały się lecieć, ledwo muskając kopytami zdradliwy grunt. W innych okolicznościach Darelia cieszyłaby się szaloną jazdą, teraz jednak nie było jej do śmiechu. Wystarczył sam ryk nieznanej bestii, raniący wyostrzony elficki słuch, by wywołać w niej niepokój. Może i nie miała w sobie magii, ale i bez tego zbyt dobrze czuła nieprzyjemną aurę towarzyszącą istocie, wyciągającą ku nim lepkie od brudu macki. Przelotnie zdziwiła się, że Mir zdaje się w ogóle tego nie dostrzegać, a Firmil trzyma się tak dobrze, jakby wcale to na niego nie wpływał. Może ciemni magowie nie mieli takich problemów z istotami mroku i nie przeszkadzało im promieniujące od nich zło.

Eliończyk, niebywale jak na kogoś praktycznie o krok od śmierci spokojny, zaczął coś mówić na tyle cicho, że nawet dziewczyna nie mogła wyłapać słów. Widziała jedynie poruszające się o milimetry wąskie usta chłopaka, mieszające się z wiatrem i stukotem kopyt.

Znienacka, jakby na jakiś nieznany elfce sygnał, Idlil zdecydowanie zwolniła, chociaż wydawało się to całkowitą głupotą. Klacz wręcz prosiła się o złapanie, a przecież gonił ich rozwścieczony potwór, zdecydowanie planujący rozerwać ich na strzępy, szczególnie po tym, gdy ugodził go bełt Fira.

Jednak z jakiegoś powodu młodzian wcale nie przejął się nietypowym zachowaniem konia, choć Arwar otworzył usta, najwyraźniej chcąc zwrócić mu uwagę, że przecież nie mogą się teraz zatrzymać.

Darelia sama zwolniła i dłonią namacała przyjemnie chłodną rękojeść miecza. Kątem oka dostrzegła, jak Taria mimowolnie kuli się nieco, ale z wyjątkowym jak na tak młodą osobę spokojem poprawia kołczan tak, by w każdym momencie wyjąć z niego strzałę. Ronul wydawał się modlić do wszystkich znanych sobie bóstw, a Mir, podobnie jak elfka, sięgnął do broni.

Nagle niedaleko za plecami drużyny rozległ się huk, jakby ogromny ciężar z całej siły uderzył o ziemię. Odgłos wydawał się dochodzić z na tyle bliska, że Taria i Ronul aż się wzdrygnęli, a reszta, nieco bardziej opanowana, napięła instynktownie mięśnie. Darelia odetchnęła głęboko, zmuszając się do uspokojenia. Serce jej waliło tak szybko, że odnosiła wrażenie, że chciało się wyrwać z piersi i umknąć między drzewa. Jedynie Firmilowi nigdzie się nie spieszyło, siedział bez ruchu w siodle, obrócony w stronę, z której dobiegł odgłos. Jego twarz wydawała się całkowicie spokojna i nieco zamyślona, jak u kogoś, kto po prostu oglądał krajobraz. Wyglądał niczym jeden z tych posągów zdobiących wejście do irwańskiej świątyni Jalii, tak samo jak one nieruchomy. Idlil skubnęła nieco trawy, równie obojętna, co jej właściciel. Konie reszty, zgromione wzrokiem przez klacz Eliończyka, nawet nie drgnęły, chociaż nerwowo nastawiły uszy i szybko nimi poruszały, jakby chciały rzucić się do dalszej ucieczki.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz