Rozdział 31. Przysięga

472 50 25
                                    

Tego dnia zazwyczaj chłodny wiatr był dla odmiany dość ciepły, a także bardzo delikatny, wręcz ledwo wyczuwalny, szczególnie między drzewami. Ich rozłożyste, pełne soczystozielonych liści korony w dużym stopniu osłaniały przed subtelnym fenem. Trawa praktycznie całkowicie wyschła mimo padającego poprzedniego dnia deszczu i porannej rosy. Spomiędzy nielicznych obłoków na jeszcze nieco poszarzałym po nocy niebie wychylały się promienie ostrego, wiosennego słońca. Ogrzewały ziemię na tyle mocno, by w powietrzu unosił się jej charakterystyczny zapach, wciąż połączony z wszechobecną wonią gór. Ognisko już dawno przestało płonąć, tylko gdzieniegdzie w sczerniałych gałęziach dało się dostrzec pomarańczowy żar.

- Jaki cudowny dzień! - rozległ się nagle donośny głos, który sprawił, że siedzące na pobliskich gałęziach ptaki momentalnie ucichły, a niektóre z nich wzbiły się w powietrze i odleciały jak najdalej. Ronul stanął przed namiotami, oparłszy ręce na bokach, i wykrzyczał powitanie z nadzieją, że to wystarczy, by obudzić resztę.

- Jaki beznadziejnie gorący i pełen rażącego słońca dzień! - rzuciła siedząca przy wygasłym ognisku Darelia niezbyt zachwyconym tonem.

Krasnolud przewrócił oczami i obejrzał się na nią przez ramię, unosząc brwi.

- Czy nie możesz wskrzesić w sobie odrobiny optymizmu? - westchnął z rezygnacją, chociaż był niemal pewien, że znał już odpowiedź.

Jego przyjaciółka uśmiechnęła się półgębkiem i zawiązała włosy rzemykiem, by dopiero co zrobiony warkocz nie rozplótł się w ciągu kilku sekund. W skórzanym napierśniku, z mieczem przy pasie zdecydowanie nie wyglądała na księżniczkę stereotypowo delikatnych, pokojowych elfów i Ronul mimo lat znajomości wciąż się dziwił, gdy przypominał sobie, że teoretycznie dziewczyna powinna zostać królową swojego narodu. No, ciekawie wyglądałyby wtedy stosunki dyplomatyczne z innymi państwami... Mielibyśmy stan wojny ze wszystkimi, czy przerażającą resztę kontynentu unię między Denestrem, Elionem i Irwanią?

- Nie - stwierdziła z czymś na kształt samozadowolenia i prawdopodobnie powiedziałaby coś więcej, gdyby w tym momencie nie przerwał im czyiś zirytowany głos dochodzący z wnętrza jednego z namiotów.

- Czy możecie zamilknąć?! - Ze środka wysunęła się otoczona sterczącymi na wszystkie strony płowymi włosami głowa. Arwar miał taką minę, jakby planował zamordować towarzyszy samym wzrokiem.

- Cisza, wstecznicy! - dodał drugi głos, jeszcze bardziej marudny i nieco niewyraźny, najpewniej należący do Mira.

- To chyba nie był komplement - stwierdziła Darelia na tyle głośno, by wszyscy ją usłyszeli, co raczej nie spotkało się z zadowoleniem właśnie obudzonych członków drużyny.

- Nie, nie sądzę - zgodził się z nią Ronul i pokiwał lekko głową. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie coś świsnęło w powietrzu i srebrna smuga mignęła im przed twarzami. Spojrzeli w stronę, w którą leciała i zobaczyli wbity w najbliższe drzewo mały nóż do rzucania.

- No, w końcu jest cicho - skwitował to Firmil. Od niechcenia wiążąc koszulę tak, by nie dało się dostrzec zdobiących jego tors błękitnych znaków, podszedł do broni, sprawnym ruchem wyrwał ją z kory i wsunął nóż na jego miejsce w cholewie buta. Wszyscy mieli niemal całkowitą pewność, że miał tam przymocowaną jakąś pochwę na broń, inaczej noszenie nawet tak małego nożyka byłoby dość niewygodne i pewnie niezbyt bezpieczne.

- I to niby ja jestem niebezpieczna! - Darelia spojrzała na resztę oskarżycielskim wzrokiem, oparłszy ręce o biodra. - Ja nie rzucam w innych nożami! - Wskazała na Syna Nocy z wyraźnym oburzeniem.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz