Rozdział 8. Truciciel

1.1K 135 171
                                    

— Powiedziałeś, że masz plan! — krzyknęła Darelia, zrywając się na równe nogi. Zrobiła to tak gwałtownie, że przewróciła stojącą na ziemi miskę, na szczęście już pustą.

Nie tylko ją zresztą zaskoczył pomysł Arwara. Mir niemal zakrztusił się winem, a Ronul podniósł twarz znad książki i wpatrywał się w dowódcę z wyraźnym powątpiewaniem. Taria zatrzymała się w połowie drogi do swoich bagaży i zawróciła, stwierdziwszy, że rozmowa robi się zbyt ciekawa, by ją ominąć. Pociągnęła elfkę z powrotem na jej miejsce, pilnując, by przypadkiem nie walnęła rycerza.

— Owszem — odparł Arwar, a zadowolenie na jego twarzy wskazywało, że jest dumny ze swojego pomysłu. W przeciwieństwie do reszty wyraźnie z niego niezadowolonej.

— Arwarze, to nie jest plan — stwierdził poważnie Firmil, do tej pory siedzący cicho obok zwierzołaka. Chłopak wydawał się najspokojniejszy z nich wszystkich, jednak w jego głosie dało się wyłapać wyraźne wątpliwości.

— Jest. — Książę wydawał się aż nazbyt pewien swoich słów, co sprawiło, że mag przewrócił oczami z lekką irytacją, ledwo zauważalną na uroczej twarzy.

— Nie jest! — parsknął. — To jest najbardziej beznadziejny pomysł, na jaki można było wpaść i, a... — zaplątał się, po czym machnął ręką na głupie spójniki. — Och, po prostu wiedz, że nie ma żadnego powodu, by to robić!

— Właśnie, jaki jest sens w udawaniu kogokolwiek? — wtrąciła szybko Taria, zanim dyskusja zdążyła rozgorzeć na dobre. Miała nadzieję, że uda jej się zrozumieć, dlaczego Arwar wpadł na taki, a nie inny pomysł, zanim ten zdąży pokłócić się z czarownikiem. Poza tym, mimo że Firmil wydawał się raczej pokojowo nastawiony do świata, nie znała go zbyt dobrze i wolała nie ryzykować, że ten spopieli upartego Irwańczyka.

— Dzięki temu, gdy kogoś spotkamy, nie będziemy tak podejrzani — wyjaśnił Arwar, wzruszając lekko ramionami. — Poza tym unikniemy problemów w razie zatrzymania i podróż przebiegnie spokojnie. Obecnie wyglądamy dość... niepokojąco, a kto zaczepiałby szlachecką rodzinę, mającą wyraźny cel w szybkim dotarciu do zamku przy górach?

— Może ktoś, kto ma odrobinę mózgu i zauważy, że wszyscy jesteśmy innych ras i nawet nie wyglądamy podobnie? — rzucił niemal natychmiast Firmil, a reszta pokiwała głowami, niemo się z nim zgadzając. Plan Arwara nie byłby najgorszy, gdyby nie to, że nie mieli warunków do takich przedstawień i nie musieli dostać się na żaden dwór, a jedynie przemknąć przez kraj.

— Pomyślałem, że jako mag mógłbyś coś na to zaradzić — przyznał bez skrępowania rycerz, ledwo powstrzymując grymas, gdy słońce zaświeciło mu wprost w oczy. Nadal było chłodno, jednak zdecydowanie cieplej, niż poprzedniego dnia, przynajmniej zdaniem jasnych.

— Arwarze, co drugi mieszkaniec Elionu to mag. Utrzymanie tak potężnej iluzji wykończyłoby mnie, przez co droga trwałaby z miesiąc. — Firmil uśmiechnął się krzywo na samą myśl o tym. — Poza tym uwierz, zamek, który sobie obrałeś za cel, jest najgorszym z możliwych wyborów.

— Czemu? — zainteresował się Mir, który zdążył już odłożyć wino i teraz upewniał się, że wszystkie jego rzeczy leżą bezpiecznie w torbie.

— Bo lord Sermil nienawidzi jasnych — odparł poważnie mag, a w jego oczach błysnęło coś zimnego na wspomnienie włodarza zamku. Najwyraźniej nie miał z nim zbyt przyjemnych wspomnień.

— Dlaczego? — zapytała Taria, zbierająca naczynia, by odłożyć je później do bagaży. Było już około siódmej i słońce oświetlało drogę na tyle, by jazda po niej stała się bezpieczna. Mimo to drużyna nadal siedziała przy dawno wygasłym ognisku, dyskutując, co robić dalej. O ile ogólny plan ustalili już dawno, potrzebne były konkrety, szczególnie że w końcu mieli maga.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz