Rozdział 7. Obóz

1.1K 134 101
                                    

— Możesz mi powiedzieć, co Arwarowi znowu nie pasowało w moim pytaniu? — przerwała ciszę Darelia, rzucając przez ramię kolejny patyk. Ronul szybko go złapał, starając się jednocześnie nie upuścić pozostałych, tworzących już całkiem pokaźną kupkę w jego rękach. 

— Nie mam pojęcia, ale czy mogłabyś nie rzucać we mnie tymi kijkami?!  — odparł z lekką irytacją, po czym podbiegł do elfki, która zdążyła już wyprzedzić go o dobre kilkanaście metrów. Dziewczyna z gracją przestąpiła nad zwalonym pniem i z pełną premedytacją cisnęła kolejną gałąź, celując prosto w głowę krasnoluda. Ten uskoczył w ostatnim momencie i obdarzył towarzyszkę morderczym spojrzeniem.

— Przestanę, jak ty przestaniesz kłamać, że nie wiesz — stwierdziła ta, stając naprzeciw Ronula i opierając ręce na biodrach. — Ty wiesz wszystko. No, prawie — ostatnie zdanie dodała po chwili zastanowienia. 

— Nie jestem Mirem! — zaprotestował krasnolud, poprawiając leżący mu w rękach chrust, żeby ten się nie wyślizgnął. — Po prostu dobrze wiesz, że nie wolno nikogo zabijać! — Posłał dziewczynie znaczące spojrzenie, przechodząc nad pniakiem z o wiele większym trudem. Darelia przewróciła oczami.

— Ale ja nie chciałam nikogo zabić, tylko nadziać na gałąź! — zaprotestowała z wyraźną urazą, zbierając z ziemi kolejne gałęzie. — To jest różnica! 

— Czyżby? — zapytał jej przyjaciel z powątpiewaniem. Czasem naprawdę nie potrafił pojąć rozumowania elfki. Może to przez te różnice rasowe... albo to ona była po prostu dziwna. Ronul skłaniał się raczej ku tej drugiej opcji, choć nigdy nie powiedział tego głośno.

— Tak, bo nadziać można w taki sposób,  by jeszcze trochę pożył i pocierpiał... — wyjaśniła Darelia w taki sposób, jakby to było coś oczywistego. Jej głos wydawał się niezwykle spokojny, jakby wizja tortur nie robiła na niej wrażenia. Karzeł jednak wątpił, by była w stanie z zimną krwią zrobić coś tak okrutnego, choć mówiła o tym tak, jakby nabijanie innych na pale było czymś, co robiła w ramach codziennej rozrywki.

— To nadal jest złe — stwierdził jedynie, potrząsając lekko głową. Zbyt dobrze znał Darelię i jej słowa nie robiły już na nim takiego wrażenia jak na początku. Nieważne, jak bardzo starała się wmówić wszystkim dookoła, że jest jedynie bezduszną wojowniczką, nawet ona miała w sobie odrobinę serca. Ronul miał tylko nadzieję, że to się nie zmieni.

— Nie ja pierwsza bym to zrobiła. Poza tym no weź, kogo mogłabym tutaj nadziać? — Wzruszyła ramionami, najwyraźniej zadowolona z tego, że mogła wdać się w dyskusję z mającym zdecydowanie odmienne poglądy krasnoludem. —  Jakiegoś ciemnego co najwyżej!

— Może jakieś niewinne dziecko szukające drogi do domu — usłyszeli za sobą cichy, spokojny głos, przypominający szum otaczających ich drzew na tyle, by uznać go za zwykłe przesłyszenie, przynajmniej na początku. — Nastolatkę uciekającą przez gęstwinę przed bezdusznymi oprawcami, starszą kobietę zbierającą zioła potrzebne do wyleczenia umierającego syna, jako jedynego zdolnego do utrzymania rodziny? — Ronul aż upuścił zebrane do tej pory gałęzie, odwracając się i prawie wpadając na powalone drzewo.

Darelia również sprawiała wrażenie zaskoczonej tymi słowami, a jej dłoń odruchowo spoczęła na rękojeści miecza.

—  A może zmęczonego młodzieńca wracającego do tęskniącej za nim żony i dziecka, które ta nosi pod sercem? Albo do samego dziecka, którego matka zmarła przy narodzinach i nie ma teraz nikogo poza nim? Możliwe też, że zadźgałabyś jakiegoś mordercę, gwałciciela, porywacza, prawdziwego rozbójnika czającego się w lesie na nieostrożnych wędrowców, by wydobyć z nich wszystko, co tylko może. — Firmil podniósł gałąź, która upadła mu pod nogi i obrócił ją w dłoniach, obserwując z zainteresowaniem. Zimny blask księżyca oświetlał jego ogniste włosy i smukłą sylwetkę, szczegóły jednak spowijał mrok, wyostrzający rysy jego twarzy. Tylko oczy zdawały się lśnić własną poświatą, a ich odcień niespodziewanie przywodził na myśl drapieżne zwierzę, które za dnia udawało miłego pupila, by po zmroku pokazać prawdziwe oblicze. — Albo przerażone dziecko, które uciekło z domu, w którym źle się dzieje, by znaleźć w końcu odrobinę szczęścia? — niemal wyszeptał, przenosząc spojrzenie na elfkę i krasnoluda. Ronul poczuł się nieswojo i zaryzykował rzucenie wzrokiem na przyjaciółkę. 

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz