Rozdział 4. Próba zdrady kończy się śmiercią

1.3K 159 157
                                    

— Arwar! Ronul! Mir! — wołała dość cicho Darelia, rozglądając się w poszukiwaniu towarzyszy. — Gdzie oni znowu zniknęli? — spytała z wyraźną irytacją idącą obok Tarię. Najada przyciskała do siebie mieszek z pieniędzmi i klucze otrzymane od karczmarza. Obie dziewczyny z niecierpliwością szukały po gospodzie reszty drużyny, która najwyraźniej rozeszła się po całej sali, zamiast siedzieć przy wcześniej zajętym stoliku.

Nagle młodsza dziewczyna szarpnęła elfkę za ramię. Gdy ta spojrzała na nią z mieszaniną złości i zaciekawienia, wskazała jeden z rogów sali, w którym stały dwie postacie. Obie bez problemu rozpoznały w jednej z nich sylwetkę Mira, najpewniej rozmawiającego z jakąś kobietą.

Darelia bez zastanowienia ruszyła w jego stronę energicznym krokiem, a Taria praktycznie pobiegła za nią, by nie zgubić przyjaciółki w tłumie.

Elfka stanęła za Mirem i z groźną miną oparła dłonie na biodrach. Wzięła głęboki oddech, przymykając na moment oczy, po czym postanowiła zwrócić na siebie uwagę młodzieńca.

— Mir! — ryknęła zwierzołakowi wprost do ucha, a ten natychmiast się odwrócił, ledwo utrzymując równowagę na świeżo umytych deskach.

— Och, to ty — wydyszał, patrząc na nią z urazą i przeczesując palcami brązową czuprynę. — Stało się coś, że tak wrzeszczysz?

— Pożegnaj się ze znajomą, idziesz z nami — ogłosiła jedynie Darelia, a jej spojrzenie jeszcze bardziej stwardniało. Złapała zwierzołaka za ramię, wbijając w nie paznokcie i pociągnęła młodziana za sobą, zignorowawszy zdezorientowany wzrok jego towarzyszki. — Co ty sobie wyobrażasz? — wysyczała z ledwo skrywaną wściekłością. — Poszłyśmy tylko załatwić pokoje! Cholerne pokoje! A wy już poleźliście, bogini wie, gdzie! Chcesz, żeby wszystko szlag trafił? Dorośnij! — Wściekle puściła młodzieńca i odepchnęła go lekko w bok. — Idziesz za nami i nawet nie próbuj gdzieś zboczyć, bo przerobię cię na futro — wysyczała jeszcze, szukając reszty ich drużyny.

Taria spojrzała na Mira ze współczuciem, ale nie odezwała się słowem, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że powinien dostać nauczkę. Ruszyła szybko za Darelią, a złoty warkocz kiwał się na boki, gdy rozglądała się uważnie w poszukiwaniu Ronula oraz Arwara. Na szczęście bystre elfickie oraz najadzie oczy szybko dostrzegły tego pierwszego.

— Tu jesteś, draniu — słysząc za sobą zimny, ponury głos, Ronul przełknął z trudem ślinę i odłożył karty na stół. Odwrócił się powoli, jakby bojąc się, że za jego plecami stoi sama Śmierć. Pobladł na twarzy, gdy dostrzegł za sobą istotę równie przerażającą i nie mniej niebezpieczną. Piękna, młoda kobieta uśmiechnęła się do niego zwodniczo miło, a czerń okalających bladą twarz włosów tylko spotęgowała niepokojące wrażenie, jakby pod tą uprzejmością krył się gotowy do ataku wąż. — Odłóż te karty, mój drogi i pożegnaj się z kolegami — powiedziała na pozór delikatnie. Oderwała od niego mroczne spojrzenie i przyjrzała się towarzyszom krasnoluda, dwóm młodym Synom Nocy. Ci aż się skulili, także poczuwszy niepokój na widok dziewczęcia.

Ronul, nadal pełen obaw, odsunął krzesło i powoli wstał. W tej samej chwili dłoń elfki uwięziła jego bark w stalowym uścisku. Posłał reszcie graczy przepraszający uśmiech i dał się poprowadzić w głąb sali.

— Ronul, możesz mi wyjaśnić, jakim prawem grałeś sobie tak beztrosko w karty z naszymi wrogami? — odezwała się elfka po dłuższej chwili, przystanąwszy na chwilę w jakimś kącie.

Krasnolud ledwo powstrzymał znudzone westchnięcie.

— Nasza społeczność rządzi się własnymi prawami — odezwał się, mając oczywiście na myśli wszystkich graczy. — Wrogami są kanciarze, a nie osoby innej rasy. — Uniósł dumnie głowę, patrząc elfce prosto w oczy.

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz